3. Patrz jak chodzisz, cioto.

Rebel

Wspólnie przekroczyliśmy próg wielkiej galerii, a na moich ustach od razu zawitał uśmiech. Mimo tego, że każdy z nas miał już po te sto euro to i tak było za mało na potrzebne rzeczy, no cóż te mniejsze zawsze można ukraść.

- To jak się dzielimy? - zapytała uśmiechnięta Rose.

- Zależy od czego kto chce zacząć. - stwierdził Jim.

Zastanowiłam się przez chwilę i wiedziałam, że potrzebuje nowych spodni, bo te co mam niedługo się rozpadną. Staraliśmy się nie wydawać za wiele, braliśmy to co konieczne, nie umieliśmy wybrzydzać; nauczyliśmy się cieszyć ogółem.

- Ja idę po jakieś spodnie. -powiedziałam od razu.

Spojrzałam na przyjaciół i zauważyłam znaczący uśmiech Angel, czyli nie idę sama. Blondyn tylko przewrócił na nas oczami, akurat to było tak bardzo oczywiste, że Black idzie po alkohol.

- To w takim razie ja idę z Angel, a w trójkę. - spojrzałam po nich, a oni pokiwali głowami. - A i nie ważcie się rozdzielać. - warknęłam trochę groźniej.

- Tak jest pani kapitan! - Jim zasalutował ze śmiechem.

- Milcz blondasie. - zmroziłam go spojrzeniem.

Spojrzałam na wielki zegar, który wisiał na jednej ze ścian i spokojnie stwierdziłam, że po trzy godziny nam starczy. Każdy miał tu swoje małe sprawy, każdy potrzebował tu tej małej chwili dla siebie, żeby uciec od rzeczywistości.

- O szesnastej przy maccas. - mruknęłam. - A i dzieciaczki. - spojrzałam na każdego z osobna. - Nie dajcie się złapać. - dodałam.

Razem z Angel wybrałyśmy sobie jakieś tańsze spodnie i koszulki, przecież to nie tak że tylko kradniemy. Czasem tak jak teraz płacimy kradzionymi pieniędzmi. Nie ważne, że i to i to jest tak samo złe. Nie uważam, żeby kradzież z rana była zła; czasem złe zachowania służą większemu dobru. A te pieniądze należą się nam jak nikomu innemu.

- Ta koszulka będzie na tobie zajebiście wyglądać. - skomentowałam zakup Angel.

Kupiła naprawdę ładną czarną koszulkę z wiązaniem po boku i małym napisem na który uwagi nie zwróciłam. Cała Angel była ładną dziewczyną i zadbaną. Nie ważne czy w markowych ciuchach, czy w worku na śmieci.

- Na mnie wszystko wygląda zajebiście. - prychnęła czarnowłosa.

- Twój narcyzm Cię kiedyś zgubi. - stwierdziłam ze śmiechem.

- Tak jak Ciebie ta twoja chora odwaga. - odpyskowała.

Zaśmiałam się z naszej małej gry słownej, właśnie to w niej lubiłam najbardziej - była jak to się mówi od tańca jak i różańca.

Szłyśmy przed siebie, rozmawiając o wszystkim i o niczym, a ja zastanawiałam się jak mogę kupić coś Sky, tak aby dziewczyna nie zauważyła. Co chwilę zerkałam na sklepy dla dzieci i próbowałam coś wymyślić, jednak bezskutecznie.

- Angel gdzie teraz chcesz iść? - zapytałam z uśmiechem.

Szczerze liczyłam, że uda mi się ją spławić na jakieś dziesięć minut. Potrzebowałam czasu, a dziewczyna nie była skłonna mi go podarować.

- To wcale nie tak, że chcesz się mnie pozbyć co nie, Rebel? - zaśmiała się.

Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, na prawdę jestem, aż tak oczywista? Jednak to była chwila zaskoczenie, niemal od razu przybrałam neutralny wyraz twarzy.

- Co? Niby po co? - zaśmiałam się sztucznie.

Angel pokręciła z politowaniem głową i poklepała mnie po policzku.

- Mała słodka Alex, przecież ja dobrze wiem, że pod tą dziarską postawą jest mięciutkie serduszko. - powiedziała i uśmiechnęła się przyjaźnie. - No już, nie patrz tak na mnie tylko chodź po te rzeczy dla małej Scarlett. - wytłumaczyła.

Zastanawia mnie to czy jestem na prawdę tak straszną aktorką, czy może dziewczyna mnie tak dobrze zna? Jednak teraz już na pewno jej nie okłamie. Nigdy nie chciałam ich okłamywać, ale jeszcze bardziej nie chciałam wyjść na słabą.

- Skąd wiesz? -zapytałam niby to obojętnie.

- Raz widziałam jak dawałaś jej słodycze i misia. - zaśmiała się. - Wiesz, że nie musiałaś kłamać i spiskować przed nami, nie? - zapytała.

- Nie chciałam, ale może musiałam? - mruknęłam. - Może nie mogłam pokazać słabości? - dodałam.

- Nikt Cię za taką nie ma. - stwierdziła i mnie przytuliła. - Nie powiem im, a i Rebel. - zaśmiała się. - Nie wstydź się pokazywać tego złotego serca. - dodała.

Angel pomogła mi wybrać dla młodej jakiś słodki kombinezon w kwiaty i ciepłą bluzę, jak na razie ciągle płaciłam, nawet nie wydałam dużo. Teraz za punkt honoru był market, co jak co ale potrzebowałam porządnego zapasu papierosów, alkoholu i może jakiegoś jedzenia.

Dziękowałam temu kto wymyślił kieszenie w środku kurtek, dzięki temu upchnęłam tam z sześć paczek papierosów, następne dwie do spodni, tak samo zrobiła czarnowłosa. Do koszyka włożyłyśmy cztery butelki jakiejś taniej wódki, no cóż to nie ma smakować, tylko wchodzić. Jakieś chipsy, parę napoi, po chwili namysłu wrzuciłam jeszcze dwie paczki ulubionych żelek Sky i co z tego, że były cholernie drogie? Angel tylko uśmiechnęła się delikatnie i nic nie powiedziała i dobrze. Tak obładowane ruszyłyśmy do kasy, oczywiście żaden ochroniarz nawet na nas nie spojrzał, ma się ten talent. Po zapłaceniu, co zrobiłyśmy na pół, dziewczyna stwierdziła, że potrzebuje uzupełnić kosmetyczkę, więc ruszyłyśmy do najbliższej drogerii. Byłyśmy tak pochłonięte rozmową, że nawet nie zauważyłam kiedy na kogoś wpadam i ląduję na ziemi - ten ktoś ma szczęście, że torby z alkoholem niosła Angel. Szybko podniosłam się na równe nogi i spojrzałam, jak się ukazuje chłopaka, który też leżał na ziemi. Jasna karnacji, umięśniony, jednak typowy grzeczny chłopiec. Nie trzeba być jakoś specjalnie spostrzegawczym, żeby zauważyć portfel, który leżał blisko niego.

- Patrz jak chodzisz, cioto! - warknęłam i szybkim ruchem podniosłam go z ziemi przy okazji chowając jego własność do jednej z moich toreb.

- Przepraszam. - wymamrotał.

Zabawne, tak dobrze zbudowany, a jednak przestraszony. Może powiedzenie, że siła pochodzi ze środka jest prawdą? To charakter pokazuje człowieka.

- Znikaj zanim mnie zdenerwujesz. - powiedziałam i machnęłam na niego ręką.

Nie musiałam się powtarzać, sekunda i już go nie było. Uśmiechnęłam się zadziornie i przeniosłam spojrzenie na Angel, która stała jak zamurowana. Pomachałam jej ręką przed twarzą a kiedy to nic nie dało, po prostu walnęłam ją w twarz, nie mocno ale zawsze.

- Nie wierze, że pomogłaś mu wstać! - wykrzyczała na całą galerię.

- Miałam w tym swój cel. - mruknęłam.

Moje spojrzenie poleciało do reklamówki, gdzie wrzuciłam portfel tego maminsynka. Dziewczyna szybko tam zajrzała i zaczęła się śmiać, a ja razem z nią.

- No nie wierzę, że go okradłaś. - stwierdziła ze śmiechem.

- Mówi się życie. - stwierdziłam. - Dobra idziemy jeść! - powiedziałam i pociągnęłam ją w kierunku fast-food 'a.

Jednak gdzieś tam w środku miałam dziwne uczucie, że to było złe. Jednak to nie pierwsza kradzież, nie różniła się niczym od wcześniejszych. Bynajmniej tak sobie wmawiałam. Starałam wmówić sobie to, czego trzymałam się od zawsze.

Kradzież, choć zła; często służy większemu dobru. To jedno zdanie powtarzałam w głowie jak mantrę. Musiałam w nią uwierzyć, a może tylko chciałam?

____________

Więc tak:
poproszę o jakieś komentarze czy coś. 😥💨
Alice

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top