26. Nie rozumiem czemu to robisz.


Rebel

    Nie rozumiałam co się działo, czułam wręcz palący ból żeber i płuc, jakby sam diabeł zabraniał mi oddychać. Wiedziałam, że powinnam leżeć spokojnie, naprawdę chciałam to zrobić i w pełni rozumiałam działanie Michael 'a. Byłam w stanie nawet sama się udusić, żeby przestać się tak czuć, jednak gdy kazali chłopakowi opuści sale, już całkowicie straciłam kontrolę. Krzyczałam, rzucałam się  we wszystkie strony, dwie pielęgniarki,  nie dawały sobie ze mną rady, ale przez te ruchy jeszcze bardziej bolało. Byłam gotowa błagać o śmierć.

Nie wiedziała, jak  zareagować, kiedy lekarz przycisnął mnie do materaca, był na tyle silny, żeby uniemożliwić mi jakiekolwiek ruchy, następne co się wydarzyło to ledwo wyczuwalne ukucie w okolicach ręki. Poczułam jak wszystkie mięśnie mi drętwieją i ogromną chęć spania. Walczyłam z tym uczuciem, naprawdę nie chciałam znów być nieprzytomna, zdatna na działania drugiego człowieka. Jednak leki były silniejsze od mojej woli.

Pierwsze co do mnie dociera, to tępy ból głowy, nie tak mocny jak żeber, ale wystarczająco ciężki do zniesienia, że mam ochotę przestać istnieć. Spod przymkniętych powiek dociera do mnie smuga światła, co jest na tyle denerwujące, że nie mogę otworzyć oczu. W tym momencie mam ochotę przestać istnieć. Nie, nie popełnić samobójstwo, umrzeć. Po prostu przestać istnieć, zamienić się w nicość. Jednak coś usilnie mnie tu trzyma, ta jedna mała myśl, że mam dla kogo tu być(...)

Kiedy moja głowa i umysł przyzwyczajały się do światła i powrotu do świata żywych usłyszałam szuranie krzesła i cichy głos:

- Mogłabyś już do nas wrócić. - powiedział Michael.

- Wróciłam. - wychrypiałam.

Nie rozpoznałam swojego głosu, był zupełnie inny, niż wcześniej. Strasznie cichy, wręcz ledwie słyszalny.

- Całe szczęście. - odezwał się głośniej.

Na dźwięk jego głosu zmusiłam się do otwarcia oczu, niemal od razu napotykając te dwa szmaragdy, które wpatrywały się we mnie z widoczną troską, na co moje usta wygieły się w lekki uśmiech.

- Długo spałam? - zapytałam.

- Zbyt długo. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem.

Na jego słowa zakóło mnie, gdzieś tam bardzo głęboko w środku i naprawdę nie wiedziałam czy to dobre uczucie, czy jednak nie. Jednak na pewno chciałam się tego dowiedzieć(...) Wszystko mnie bolało, ale gdy na niego patrzyłam, ten ból odchodził w zapomnienie i to chyba dlatego, że nie chciałam być przy nim słaba. Czułam, że chce i musze być silna.

Godziny w tym miejscu leciały o wiele za wolno i gdyby nie przyjaciele to już dawno bym stąd uciekła. Te blade ściany mnie tylko przytlaczały, lekarze doprowadzili do nerwicy, swoimi ciągłymi pytaniami. Dziewczyny, które nade mną skakały jakbym umierała, do tego jeszcze blondyn, który próbował je uspokoić i po dwóch godzinach udało mu się je wyrzucić na korytarz. Naprawdę cieszyłam się z ich obecności, ale ja nie potrzebowałam litości; nienawidziłam jej. Z tego całego zamieszania wyróżniał się tylko Harris. On był.  Milczący, z lekkim uśmiechem, podkrążonymi oczami, włosami w nieładzie; cały czas trzymając mnie za rękę.
Tylko tego potrzebowałam - obecności. Nie zbędnych pytań, zamartwienia się, czy skakania nade mną.

Mijały kolejne godziny, a ja nadal tkwiłam w tym samym miejscu, przykuta do łóżka. Nie chcieli mnie wypuścić, bo badania, bo powinnam zostać na obserwacji, zawsze jakieś bo. Nie czułam się idealnie, ale kiedy tak było? Nie potrzebowałam ty leżeć, chciałam jedynie być w domu. Nawet jeżeli to oznacza stary obskurny materac i powrót do domu dziecka. Wszystko tylko nie szpital... Zastanawiałam się jeszcze, czemu brunet tu siedzi, już tyle czasu? Wszyscy wrócili do siebie, przespać się, umyć, czy cokolwiek oni robią. A on siedzi, ciągle obok, trzymając moją dłoń, jakby z obawą, że ta zaraz zniknie.

- Nie rozumiem czemu to robisz? - zapytałam cicho.

Musiałam to powiedzieć, inaczej bym zwariowała, a jego pytające spojrzenie tylko utwierdziło mnie, że dobrze zrobiłam mówiąc swoje myśli na głos. Po prostu czasem lepiej wypowiedzieć coś głośno; niż tkwić w bolesnej nieświadomości. Patrzyłam na niego i czułam się taka mała, leżąc o bok niego, próbując go rozszyfrować. Był jak rebus, którego nie umiałam rozwiązać. Jego mimika, a nawet oczy nie mówił nic, jedynie mocniejszy uścisk na dłoni twierdził, że mnie słyszał. A mi to nie przeszkadzało, spokojnie czekałam, aż zbierze myśli.

- To proste. - stwierdził. - Ten moment, jak na moich oczach pochłonęła Cię ciemność, był jak senny koszmar, moje serce przestało bić. A jak trzymałem Cię na rękach wydawałaś się taka krucha, jakbyś była - ciągnął dalej.

Gdy przez chwile milczał, patrząc na mnie zobaczyłam w jego oczach obawę, zupełnie jakby bał się powiedzieć za dużo.

- Nie śpiesz się. - uśmiechnęłam się. - Mamy czas. - dodałam.

Na ustach chłopaka pojawił się promienny uśmiech, który próbował zatuszować, przez przygryzienie wargi, najwidoczniej nie wyszło. Jednak ja nie chciałam by się powstrzymywał, bo ten uśmiech jak u dziecka wydawał się tak piękny, jakby mógł zbawić cały mój świat.

- Poczułem wtedy coś czego nie znałem dotychczas. To potrzeba ratowania Cię zawsze, po prostu przez moment pomyślałem, że jest wstanie ratować Cię każdego dnia. - wyszeptał. - To chyba nawet nie ma sensu. - dodał z westchnieniem.

Michael zakrył twarz dużymi, zgrabnymi rękoma, ale w szparach między palcami dostrzegłam purpurowy rumieniec, pomyślałam, że mogłabym się rozpłynąć. Gorąco, które czułam w środku, było jak magia. Dało mi siłę jednym sprawnym ruchem podnieść się do siadu i nawet palący ból żeber nie był w stanie mnie powstrzymać. Zrzuciłam nogi na szare kafelki i zgarnęłam go w ramiona, jakbym wiedziała, że tego potrzebuje, że ja tego potrzebuje. Pierwszy raz od lat poczułam się pełna, jakby ten mały gest załatał wszystkie dziury.

- To miało sens. Wszystko co mówisz go ma. - odpowiedziałam.

Nie odpowiedział mi słowami, jedynie trzymał mnie w ramionach, tak delikatnie jakbym była z porcelany, a zarazem tak pewnie jakby żył tym co powiedziałam. Jednak ja nie potrzebowałam słów potwierdzenia, wystarczyły mi te minuty spędzone w jego ucisku, bo im dłużej w nich trawałam, tym bardziej szczęśliwa się robiłam. Powoli zaczęłam odkrywać w nim swój własny mały świat. Mimo, że całe życie od kiedy jestem w bidulu, usilnie trzymałam się zasady, iż ludzie z poza niego nie są dla mnie. Zawsze myślałam, ba ja byłam pewna, że mają mnie za gorszą, za margines społeczny i dużo razy dali mi to do zrozumienia, jednak on był wyjątkiem. Chciałabym żeby był moim.

- Myślałem, że będziesz zła. - stwierdził.

Mówiąc to, nadal nie przestaliśmy trwać w takiej pozycji; było to zapewnienie, że jest w porządku.

- Nie mogę być zła. - odpowiedziałam. - Zapamiętaj jedno, dziewczyny lubią słowa. - dodałam.

Mike zaczął się śmiać, odsunęłam się na długość jego ramion, choć jego dłonie ciągle miały miejsce na mojej tali, nie przeszkadzało mi to. Chłopak śmiał się tak głośno, a w jego oczach błysnęły łzy rozbawienia. Zacisnęłam usta w wąską linie, a brwi teatralnie uniosłam, nie wiedziałam jak powinnam się czuć.

- Ja Ci mówię takie rzeczy, a ty się śmiejesz?! - przerwałam salwy jego śmiechu.

- No Rebel, właśnie takie rzeczy. - parsknął. - Za głębokie jak na ciebie. - dodał.

- Jesteś chamski! - uniosłam się.

- Czyli zmieniliśmy się rolami. - powiedział z wrednym uśmiechem.

Fuknęłam na niego, niczym kilkuletnia dziewczynka, którą w tym momencie może byłam. Czasami po prostu nie wiedziałam kim mam być. A on wydawał się akceptować w swój dziwny ironiczny sposób każdą mnie.

- Jesteś nieznośny. - warknęłam.

- A ty zdrowa. - zaśmiał się. - Boże, Alex nawet nie wiesz jak mi tego brakowało. - dodał.

- Niby czego? - zapytałam i założyłam ręce na pierś.

- Naszych psychicznych rozmów, które często nie mają sensu. - wyjaśnił. - Albo tego twojego przechodzenia z poważnej dyskusji w kabaret. - dodał z radością.

Teraz patrząc na niego rozumiałam; gdziekolwiek był on, tam był dom. Nawet w tych czterech dennych ścianach, na niewygodnym łóżku, ale z nim obok.

Jednak rzecz mnie przerażała, z każdym dniem byłam coraz bliżej niego. Coraz bardziej się przywiązywałam i budowałam uczucie do którego na trzeźwo nigdy bym się nie przyznała.

Myśląc o tym, że od teraz może być tak zawsze.

Jestem gotowa.

Zaryzykować.

________

Miłej nocy/dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top