21. Nocne podchody.

Rebel

   Całą szóstką staliśmy pomiędzy wysokimi konarami drzew, w nikłym świetle księżyca las wydawał się niczym wyjęty z horroru, dodawał odpowiedniej scenerii i grozy. Mike stał zaledwie dwa kroki ode mnie i lekko dygotał, nie jestem pewna czy przez zimową temperaturę, czy trach krążący w żyłach. Rosi i Cassidy podskakiwały z radości, Angel i Jimmy posyłali sobie dwuznaczne spojrzenia. A ja byłam szczęśliwa, ponieważ tak długo nie robiliśmy niczego razem, jako jedna drużyna, jak jeden organizm, którym byliśmy. W pełni rozumiałam optymizm rudowłosej, w końcu pierwszy raz bierze udział w inicjacji po tej drugiej stronie mocy. Zabawa była prosta, dzielimy się na dwie mniejsze drużyny, każda typuje swojego kapitana, który ma opracować logiczny plan działania. Przed rozpoczęciem wyścigu liderzy walczą o to, która z drużyn wyruszy pierwsza, polega to na wyzerowaniu w jak najszybszym czasie pięciu kieliszków czystej, kto pierwszy skończy, tego grupa ma dwudziestu minutową przewagę. Każda drużyna ma swój neonowy symbol, którego trzeba strzec, kto zdobędzie znak przeciwników wygrywa(...)

Michael w ciemnych kolorach wyglądał naprawdę zabójczo, co przyćmiło mój jasny do tej pory tok myślenia. Matowo czarne spodnie idealnie opinały długie i chude nogi, mocno związane glany dodawały mu uroku, popielata bluza odznaczała się na wyrzeźbionych plecach, a roztrzepane przez wiatr włosy dodawały mu tej zadziorności, której brakuje mu na co dzień, lekko rozbiegany wzrok wpasował się w całokształt, dając ty samym wspaniałą całość. Teraz widziałam w nim mężczyznę, nie chłopca i podobało mi się to.

- To wybieramy? - zapytała Angel.

- Najwyższa pora. - zaśmiałam się.

Posłałam czarnowłosej lekki uśmiech, a dziewczyna wiedziała, że mimo iż drużyny nie zostały wybrane, to walka będzie jak zawsze toczyć się między nami. White od lat nieumiejętnie próbuje mnie pokonać.

- Kto wybiera? - spytała Rosi.

-Wiesz, że Rebel i Angel. - stwierdził ze śmiechem Jim. - To i tak zawsze była ich walka. - dodał.

- Wcale nie muszę wybierać. - fuknęłam.

- Ale to zrobisz. - sprostowała murzynka.

- Z braku laku. - przewróciłam oczami.

- Ustalone. - podsumował blondyn.

Spojrzałam po wszystkich, a mój wzrok momentalnie skrzyżował się z dwom szmaragdami, wiedziałam, że muszę go wziąć do siebie. W końcu to jemu najbardziej zależy na zwycięstwie, a swoją drogą jest szybki i sprytny czyli pasuje doskonale.

- Która pierwsza? - zapytał Black.

- Słabi mają pierwszeństwo. - zaśmiałam się.

- W takim razie Rebel, zaczynaj. - stwierdziła Angel.

- Mówiłam o tobie. - uśmiechnęłam się zadziornie.

- Ja nie potrzebuje forów. - warknęła.

- Nawet nie pomyślałam, żeby Ci je dawać.

- Cokolwiek. - westchnęła. - Jim. - wskazała na chłopaka.

- Mike. -mruknęłam.

- Wybierasz nowych, żeby mieć usprawiedliwienie jak przegrasz? - parsknęła czarnowłosa.

- Coś w ten deseń. - odpowiedziałam.

Dziewczyna jest bardzo inteligentna jeżeli chodzi o życie, gorzej ze strategiami w bitwie, czy grach. Angel polega na sile mięśni, a ja na sprycie i szybkości. Zawsze ten sam schemat, a ona jeszcze nie zrozumiała.

- Cassidy. - zawahała się.

- Doskonale. - klasnęłam w dłonie. - Rosi, skarbie zapraszam. - dodałam z uśmiechem.

Czarnowłosa posłała mi zdziwione spojrzenie, które zlekceważyłam i obróciłam się w stronę swojej drużyny. Od początku wiedziałam, że właśnie tak będzie to wyglądać, nie okłamujmy się, ale White nie umie dostrzec mocnych stron tej dwójki. Rudowłosą ma za słabą i małą dziewczynkę i nie dostrzega jej walorów, którymi jest charyzma, spryt, szybkość. Harris 'a ma za nieudacznika życiowego, który nie umie działać. Jednak ja widzę to inaczej. Mike strach nie zatrzymuje, on go popędza do działania; a wiedzieć jak postąpić kiedy ogarnia człowieka strach to lekcja, której każdy z nas musi się nauczyć.

W zaciszu lasu dało się słychać jedynie nasze przyspieszone oddech i dźwięk łamanych gałęzi. Całą trójką biegliśmy równym tempem, obok mnie brunet, a parę kroków za nami młodsza dziewczyna. Księżyc oświetlał twarz chłopaka, a jego szmaragdowe oczy błyszczały radośnie. Tylko ja wiedziałam jaki jest cel tej krótkiej podróży, przyjaciele biegli za mną w ciemno i może to było głupie, ale podobało mi się zaufanie jakim mnie darzą. Kilka minut później zatrzymaliśmy się przed małą altanką, była w jeszcze gorszym stanie niż zapamiętałam. Dach wyglądał jakby miał spaść, ściany były pokryte jakimś rodzajem roślin - po prostu wyglądał strasznie. Ruszyłam do lekko uchylonych drzwi, a w głowie myślałam czy ostatnim razem je zamykałam i byłam pewna, że tak. Ktoś mógł być w środku, ale kim bym była, żeby tego nie sprawdzić? Spojrzałam na Mike, który nie wyglądał na przekonanego moim pomysłem, jednak nie odezwał się nawet słowem. Rosi kiwała przestraszona głową na boki, pokazując, że to bardzo zły pomysł, zaśmiałam się na ich reakcje. Pchnęłam drewnianą powłokę, drewno mocno zaskrzypiało, rudowłosa pisnęła naprawdę głośno, za co zgromiłam ją wzrokiem i pokazałam, że mają być cicho. Już miałam wejść do środka, kiedy silna ręka złapała tą drobną moją, spojrzałam na chłopaka zaskoczona.

- Nie pozwolę Ci ryzykować samej . - wyjaśnił.

Przytaknęłam z uśmiechem i ruszyłam przez próg, ciągnąc za sobą starszego. W pomieszczeniu panowały wręcz egipskie ciemności, od razu sięgnęłam do kieszeni kurtki, z której wyciągnęłam małą poręczną latarkę i od razu ją zapaliłam. Mike ścisnął moją dłoń pocieszająco, na co odpowiedziałam tym samym. Zaczęłam przeglądać pomieszczenie, kąt po kącie, nie widząc niczego strasznego.

- Rebel. - szepnęła Rose. - Co tam jest? - wskazała na górny prawy kąt.

Wzięłam głębszy oddech, kierując tam źródło światło. Moje oczy prawdopodobnie przybrały wielkość spodków, a latarka wyleciała mi z dłoni, kiedy przytknęłam ją do ust, żeby zdusić pisk. Stałabym tam dalej, gdyby nie chłopak, który podniósł przedmiot i wcześniej popychając rudą do drzwi, sam pociągnął mnie za sobą. Praktycznie wybiegliśmy z domku i zatrzymaliśmy się dopiero parę kroków dalej. Młodsza trzęsła się chyba bardziej z szoku, niż strachu, a ja z brunetem patrzeliśmy na siebie bez słowa.

- Czy to było to co myślę? - zapytał, tym samym przerywając milczenie.

- Jak myślisz o tym, że to był powieszony kot, to tak było. - stwierdziłam.

Było widać, że Harris nie wiedział co odpowiedzieć, zapanowała kilku minutowa cisza i nikt nie wiedział co zrobić. Nie rozumiałam jak można tak krzywdzić bezbronne zwierzęta, bo niby czym taki sierściuch mógł zawinić? Szybko analizowałam w głowie nowy plan, bo nie miałam pomysły, gdzie zostawić flagę, a wątpiłam, żeby zostawienie jej w miejscu kociej egzekucji był dobrym pomysłem. W tym samym czasie Michael wziął nasz znak od Rosi i z uśmiechem kierował się z powrotem do chatki.

- Co chcesz zrobić? - zapytałam.

- Pobawić się w kotka i myszkę. - odparł sarkastycznie. - A jak myślisz? - zapytał.

Zaprzeczyłam ruchem głowy, uważając to za nieodpowiednie, na co brunet parsknął.

- Nie mów, że boisz się padliny.

- Niczego się nie boje. - warknęłam.

Nic już nie powiedział tylko ze śmiechem ruszył przed siebie. Westchnęłam i szybko pobiegłam za nim, po drodze rzucając dziewczynie zdezorientowane spojrzenie, na co ona wzruszyła ramionami i mozolnie ruszyła za nami. Wydawało mi się, że bije od niego niezwykła pewność siebie, to było piękne. Uczucie strachu go motywowało. Ponownie przekroczyliśmy wejście, a ja w nim się zatrzymałam, nie wiedząc co robić. Chłopak z latarką w prawej dłoni i z flagą w lewej szedł prosto do padliny. Po chwili zawiesił na nim flagę i wrócił do mnie, już chciał wyjść kiedy zatrzymałam go.

- Dlaczego tu? - zapytałam.

- Wątpię, żeby którykolwiek z nich tu wszedł, a co dopiero podszedł do tego. - wskazał na zwierzę.

Zaśmiałam się delikatnie i nie puszczając jego ręki poszłam w stronę lasku. Brunetowi chyba zupełnie nie przeszkadzało, że go trzymam. Uśmiechnęłam się na samo uczucie jego silnej dłoni, która pewnie trzymała moją, jego dotyk dodawał mi siły. Spokojny krokiem ruszyliśmy ww powrotną drogę, kiedy byliśmy w połowie zatrzymałam się, puszczając dłoń Mike i podeszłam do starego drzewa. Wyjęłam z kieszeni jedną wstążkę, którą przygotowałam wcześniej i zawiązałam ją na niższej gałęzi.

- Po co to? -zapytał.

- Musimy zostawić podpowiedź. - wyjaśniła Rosi.

Chłopak kiwnął w zrozumieniu i obdarzył mnie lekkim uśmiechem, po czym do mnie podbiegł, chwytając mnie za ramię. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.

- Co teraz?

- Musimy znaleźć miejsce gdzie schowali flagę i ją wziąć. Wtedy wygramy. - wytłumaczyłam.

- Przecież ten las jest ogromny! - oburzył się.

Razem z Rosi zaczęłyśmy się śmiać ze złości bruneta, który patrzał na nas z zaciekawieniem i zdezorientowaniem, rudowłosa od razu zaczęła mu tłumaczyć naszą reakcję.

- Rebel zna to miejsce jak własną kieszeń. Mamy całą noc na wygranie, a jej zajmie to góra godzinę. - powiedziała.

Michael spojrzał na mnie jakbym miała co najmniej trzecie oko i potarł niezręcznie kark.

- Jesteś człowiekiem, Alex? - zapytał.

- Oczywiście, że jestem kosmitą. - uśmiechnęłam się.

Rose zaczęła niepohamowanie chichotać, Mike przewrócił oczami i też się delikatnie zaśmiał. Miał piękny śmiech, taki dźwięczny, uważam, że mogłabym go słuchać codziennie.

- Zawszę myślałem, że coś jest z tobą nie tak. - zauważył.

- Masz rację. - zaczęłam. - O trzeciej w nocy wyrastają mi czułki i dodatkowe oko. - wytłumaczyła. - Dlatego musimy się pośpieszyć, żebym mogła schować się w swojej grocie. - dodałam.

Dziewczyna spojrzała na mnie jak na totalną wariatkę, a on zaczął się ze mnie śmiać. Podniosłam z ziemi dwa małe patyczki i wczepiłam je sobie w niechlujnego koka, żeby wyglądały jak uszy. Ze śmiechem zaczęłam naśladować ruchy podobne do tych pingwina, co spotkało się z salwami śmiechu obojga, po chwili sama do nich dołączyłam(...)

Kiedy wszyscy się już uspokoiliśmy, truchtem ruszyliśmy na północ, żeby nadrobić stracony czas. Wiedziałam, że są dwa miejsca gdzie Angel mogła schować flagę, albo stara fabryka gdzie zawsze piliśmy, albo przy bagnach, gdzie czarnowłosa lubiła spędzać czas i rzucać kamieniami, lub czymkolwiek co zdoła unieść, no cóż każdy ma swój sposób na pozbycie się frustracji.

Mike biegł w ciszy obok mnie, co chwilę uroczo wykrzywiając usta, wydawał się piękny w tym świetle. Wolny, beztroski i szczęśliwy jakby wszystkie problemy odeszły w zapomnienie. Czasami się zastanawiam czy on naprawdę jest taki, czy udaję. Nie rozumiem jak można tak wyglądać, mniejąc tak duże problemy. Choć sama nauczyłam się nosić maski. Ułożyć rysy twarzy, by bólu nikt nie zauważył. Jednak ja uczyłam się tego całe życie, od kąt pamiętam musiałam udawać, nigdy nie mogłam pokazać słabości, bo to za wiele mnie kosztowało. Zawsze byłam w tym dobra, zawsze umiałam perfekcyjnie chować emocjie głęboko w sobie, jednak momenty kiedy wybuchałam nie kończyły się szczęśliwie(...)

Stłamsiłam w sobie emocje i z uśmiechem spojrzałam na bruneta, który nie odstępował mnie na krok. Czułam się jakby on wziął sobie za punkt honoru pilnowanie mnie, co było i denerwujące, bo umiem o sobie dbać, ale też urocze i miłe, nigdy nie miałam osoby, która patrzyła się na mnie z taką opiekuńczością.

- Gdzie biegniemy? - zapytał cicho.

- Nie ważne gdzie, ważne po co. - odpowiedziałam.

Chłopak spojrzał na mnie niezrozumiale, ale po chwili odwrócił wzrok, żeby się nie przewrócić.

- Dużo mi to mówi. - fuknął.

Zaśmiałam się pod nosem z jego dziecinnego zachowania i spojrzałam wymownie na Rosi, która biegła już po mojej drugiej stronie.

- Po flagę. - wytłumaczyła.

- Wiecie gdzie ona jest? - powiedział z wahaniem.

- Rebel na pewno. - stwierdziła.

Uśmiechnęłam się zadziornie na ich krótką wymianę zdań. Ta ufność dodawała mi skrzydeł, choć nigdy bym się do tego nie przyznała głośno, to uwielbiałam miano ich przywódcy(...)

Z oddali można było dostrzec zarysy starej fabryki, a ja dopiero teraz poczułam pieczenie mięśni w nogach, spowodowane tak długim biegam. Zatrzymałam się, ciągnąc pozostałą dwójkę za ramiona. Kiedy rudowłosa przez nagły ruch miała bliskie spotkanie z brudną ziemią, to Harris zatrzymał się bez mniejszych problemów. Oparłam ręce o kolana, uspokajając oddech, a Mike w tym czasie zbierał młodszą z ziemi, kiedy ta jęczała prawdopodnie z bólu, lub obrzydzenia.

- Co robimy? - zapytała dziewczyna.

- Rozdzielamy się. - stwierdziłam. - Jest pięćdziesiąt procent szans, że właśnie tam jest schowana ich flaga. - dodałam.

Michael rzucił mi sceptyczne spojrzenie, co wyglądało jakby karcił za coś pięciolatka. Przewróciłam na to oczami i zaczęłam tłumaczyć dalej.

- Budynek ma trzy wejścia, jedno główne i dwa boczne. Wy pójdziecie bocznymi, bo mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś będzie ich pilnował. Sama pójdę głównym, w razie gdyby było obstawianie. - wytłumaczyłam. - Macie być cicho i nie dać się podejść. - dodałam.

- To mi się nie podoba. - westchnął Mike.

- Nie musi. - stwierdziłam.

Już zaczęłam odchodzić, kiedy przypomniałam sobie o ważnym szczególe.

- Wystarczy, że dotknięcie flagi i mamy wygraną. - uśmiechnęłam się.

Szłam pierwsza w akompaniamencie westchnienia Michael 'a i zirytowanych jęknięć Rosi.

Wiedziałam, że młodsza dziewczyna miała obiekcje co do chodzenia w takie miejsca samemu i po ciemku, ale mnie mrok motywował. w ciemność czułam, że żyje, czułam się wolna. A wolność to największa miara szczęścia.

Jedynym dowodem na to, że znajdywałam się w pomieszczeniu było ciche skrzypienie podłogi i towarzyszące temu uczucie, iż zaraz może się zawalić. Ze wszystkich sił odepchnęłam tą możliwość do granic możliwości, nawet pod uwagę nie brałam szans na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Jak najciszej mogłam przemieszczałam się wzdłuż brudnych ścian, moim celem był jeden z mniejszych pomieszczeń, gdzie Angel lubiła przebywać, z resztą po drodze zauważyłam zielona wstążkę, zawieszoną na starej żarówce. To mi udowodniło, że nie myliłam się i tym razem. Pokój do którego zmierzałam był zaledwie dziesięć metrów ode mnie, a drzwi były szeroko otwarte. Zaczęłam przyśpieszać kroku i po chwili już biegłam, trochę dziwiłam się, że po drodze nie spotkałam żadnego z przyjaciół, może drużyna White zostawiła tu flagę i poszła szukać naszej? Choć to zupełnie nie pasowało do jej schematu(...) To była sekunda nie uwagi, gdy poczułam jak grunt pod moimi stopami się usuwa, głośny pisk wyrwał mi się z płuc i kiedy już spadałam w ostatniej chwili zobaczyłam przerażone spojrzenie Michael 'a i usłyszałam jego głośny krzyk. Potem poczułam ogromny ból, roznoszący się po całym ciele. Nie dałam rady walczyć z ciemnością.

Poddałam się.

Przegrałam.

________________

Piszcie co ile chcecie rozdziały! 🍷

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top