17. Umiarkowanie.
Rebel
Z pozoru normalny świat, potrafi zniszczyć nie jednego człowieka. Od podstaw, od najmniejszych rzeczy. Nigdy nie pomyśleliśmy, że mogą one być tak ważne. Miałam ogromną ochotę spędzić zwyczajnie czas z brunetem o nieziemsko pięknych oczach. Chciałam oderwać się od codzienności, zrobić coś nieznaczącego, coś małego, a zarazem wielkiego. Wczoraj bardzo długo rozmawiałam z przyjacielem, który wyjaśnił mi jak się dowiedzieli o sytuacji, tłumaczy jak bardzo obaj się martwili. Mówił, że Michael mnie nie skreślił, że chce się ze mną spotkać. Jednak ja i moja chora duma, usilnie mnie przed tym powstrzymywała. Wydawało mi się, że nie mogę mieszać się w jego idealny świat. Wywracać go do góry nogami, psuć tego co zdążył sam wykreować Nie zasługiwałam na jego towarzystwo.
Chciałam poczuć to szczęście, które zostało zapisane w bajkach dla dzieci, tą radość i sens życia, po prostu chciałam poczuć się wolna, bo wolność to największa wartość. Brak ograniczeń, zmartwień czy bólu to coś o czym każdy marzy, lecz nigdy nie dostaje. Jakakolwiek namiastka szczęścia wydawała się zbawieniem. Ucieczką przed dniem, które tak bardzo mnie przeraża. To tak samo jak z potworami, przecież one nie istnieją; jedynie ludzie mogą się nimi okazać. Tak samo jak dzieci boją się nocy, bo wszystko wokół staję się czarne, a ich największe koszmary czyhają w zakamarkach szafy. Dla młodzieży to czas szalonych imprez, litrów nielegalnego alkoholu i największych życiowych błędów. Nastolatki żyją nocą, a odsypiają w dzień, jednak nie wszyscy. Okay. Mogę bawić się nocą, ale co z tego skoro z pierwszymi promieniami słońca nadejdą nowe wyzwania, nowe trudności? My dzieci z domu dziecka nie mamy młodości, bo za każde błędy musisz płacić sam, nikt Ci nie pomoże, nikogo nawet to nie obchodzi. Kogo tak na prawdę interesował by los bez przyszłości, bez rodziny. Byli zwykłym marginesem społecznym, równie dobrze mogli by spalić ten dom dziecka...
Liczyłam, że kiedyś się podniosę, że uda mi się ułożyć sobie jakoś życie, jednak tak szybko jak zaczęłam marzyć, ktoś te marzenia zdeptał. Marzenia są dla słabych.
Nie spałam już dobrze z rok, może trzy lata, ale w ostatnim czasie nie sypiałam w ogóle i to się kiedyś zemści, bo jak wiadomo zło nigdy nie śpi. To po drugiej w nocy tworzą się najlepsze plany, scenariusze. To po drugiej w nocy rodzą się mordercy, psychopaci, w końcu z nudów ludzie mają naprawdę dziwne pomysły. Dlatego co się dziwić, że o trzeciej w nocy wędruje sama ciemnym lasem, bez latarki, telefonu, czy czegokolwiek. Do opuszczonej fabryki zostało może z piętnaście minut drogi spokojnym tempem. Lubiłam spacery w ciemności, uważałam to za akt odwagi, bo komu z nas starczy odwagi, aby wtargnąć w otchłań nieznanej ciemności? Krok po kroku przemierzałam kolejne metry, słychać było tylko szelest liści i moje ciężkie kroki. Z ust leciała para, spowodowana zimnym powietrzem i dodatkiem tytoniu. Palenie ma za zadanie odstresować, ewentualnie w niewielu przypadkach przyspieszyć śmierć, nie wiem którym typem jestem teraz, raczej nigdy się nie dowiem i to chyba lepiej(...)
Usadowiłam się na krańcu dachu, w miejscu gdzie ostatnio byłam bliska zakończenia swojego żywota. Powinnam wtedy spaść. - pomyślałam. Chwile później wyrzuciłam w głowy te myśli, które były zbyt egoistyczne jak na mnie.
Na niebie zrobiło się o wiele jaśniej, choć pogoda daleka była od ideału, to bynajmniej nie padało, co na te klimatu było wręcz niesamowite. Tak jak uwielbiam deszcz, tak samo nie potrzebuje teraz być chorą, a to za pewne by się stało, gdyby zaczęło lać(...)
Jedno było pewne, jestem beznadzieją osobą i przyjaciółką. Angel jest gdzieś tam i mnie potrzebuje, a ja zamiast być przy niej, to użalałam się nad sobą. Nie mogłam pozwolić jej się obwiniać, przecież to ja dokonałam wyboru. Od dziecka uczono mnie, że należy brać odpowiedzialność za dokonane czyny i wybory, to chyba jedyna wartość, którą wyniosłam z domu i jestem z niej dumna. Jeden głębszy oddech i moje nogi same niosły mnie w poszukiwania przyjaciółki. Mimo, że płuca paliły ogniem, a wszystkie mięśnie powoli odmawiały posłuszeństwa, to nie zatrzymałam się nawet na krok. Teraz nie liczyłam się ja i moja poraniona duma, teraz była Angel. Zawsze byli tylko oni; choćby w ogień miała za nimi skoczyć, wydaje mi się, że ani sekundy bym się nie zastanawiała. Jakbym miała oddać za nich życie, zrobiłabym to; to by była dobra i szlachetna śmierć.
Kolejne korytarz, nie jestem w stanie zliczyć o ilu ludzi się obiłam i ilu z nich niechcący przewróciłam, cele wyższe. Parę minut później stałam przed drzwiami czarnowłosej nawet nie pukałam. Wpadłam do pomieszczenia, obijając drzwi, o i tak zniszczoną ścianę za nimi. Zamglonym wzrokiem szukałam dziewczyny, nie było jej. Pusto. Nie mogłam tracić ani chwili dłużej i tak straciłam już o wiele za dużo czasu. Powinnam pobiec za nią od razu, przecież ją znam, aż za dobrze.
To nie może skończyć się dobrze. – pomyślałam.
Szukanie jej zajęło mi dwie godziny, pomagali mi wszyscy Cass, Jim, Rosi, a nawet malutka Sky na którą wpadłam przypadkowo. Największym utrudnieniem chyba był brak komórek, byliśmy rozproszeni chyba po całym Brighton i nawet gdyby któreś z nas ją znalazło nie miało jak powiedzieć reszcie. Co godzinę spotykaliśmy się w holu domu dziecka i to było tylko marnowanie czasu. Wszyscy strasznie się martwiliśmy, a ja do tego czułam się winna. Wiedziałam, że gdyby coś się jej stało – nie wybaczyłabym sobie nigdy.
Ostatnim moim pomysłem był klub, nie miałam już siły biec, Czułam się jakbym zaraz miała co najmniej zemdleć, albo wypluć wnętrzności, jednak uporczywie szłam dalej. Szczerze liczyłam, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie poszła zapić smutki. Na dworze było już zaczęło się ściemniać, końcówka zimy, a śniegu jak nie było tak nie ma. Zaczęłam się martwić jeszcze bardziej, choć nie wiem czy to w ogóle możliwe. Jednak, że Angel miała by chodzić po ciemku mnie dobijała, ja naprawdę chciałam tylko żeby była bezpieczna, niby tak mało, a jednak jak na mnie to nadal za wiele. Z każdym metrem coraz bliżej celu, coraz szybsze kroki i po chwili znów bieg, naprawdę w tej chwili nie chciałam wnikać jak wyglądam, ale współczuje tym którzy muszą oglądać mnie w tym stanie. To nie było ważne, biegłam jeszcze szybciej, gdy zdałam sobie z czegoś sprawę, mianowicie – Greg. Mogła go spotkać, a on nie jest przystępnym człowiekiem do negocjacji, to mogło się skończyć gorzej, niż myślałam.
Z oddali dostrzegłam neonowy napis klubu i w duchu skakałam jak mała dziewczynka, jednak nie zwolniłam tempa. Choćby nogi miały mi odpaść i najpierw ją znajdę. Nie zważając na ochroniarza, który nawet nie próbował mnie zatrzymać, wpadłam do dusznego pomieszczenia. Mimo, że impreza się jeszcze dobrze nie rozkręciła, to ludzi i tak było dużo, jak na ten moment za dużo. Pognałam do baru z daleka widząc zieloną czuprynę Max 'a. Parę razy się prawie przewróciłam, a i tak skończyłam niemal, że leżąc na barze. Chłopak olał robione przez siebie drinki i od razu do mnie podszedł.
- Rebel – zapytał z wahaniem.
Omijając przywitanie z chłopakiem, szybko rozejrzałam się po najbliższym otoczeniu, złudnie licząc, że ona gdzieś tu jest. Mój wzrok znów wylądował na Max 'ie, który patrzył na mnie z widocznym zdezorientowaniem.
- Widziałeś Angel? – wysapałam.
- Jest na zapleczu. – odpowiedział natychmiast.
- Bogu dzięki! – krzyknęłam resztkami sił.
- Ale Rebel, ty nienawidzisz boga. – stwierdził.
- Co? Skąd? – zapytałam. – A dobra, nie ważne. – dodałam.
- Powiem tyle, że nie tylko Angel zapija u mnie smutki. – zaśmiał się. – Leć do niej.
Już zaczęłam kierować się do drzwi dla obsługi, jednak ciekawość zwyciężyła.
- Jak bardzo źle jest? – zapytałam.
- Umiarkowanie.
- A i widziałeś Greg 'a? - zapytałam niepewnie.
- Wyjechał z miasta.
Podziękowałam lekkim uśmiechem i pobiegłam do czarnych drzwi, które bez problemu się otworzyły. Stanęłam przyglądając się sytuacji i nie wiedziała jak ma zareagować. Z jednej strony chciałam jej mocno przywalić, z drugiej przytulić, ale przede wszystkim chciało mi się śmiać. Czarnowłosa smacznie spała na czarnej skórzanej kanapie i misiem w lewej ręce, a prawie pustą butelką wódki w drugiej. Mimo wszystko, naprawdę nie miała siły wracać z nią przez całe miasto w takim stanie, nie widziałam innego wyjścia, które no cóż na pewno było, zupełnie olałam sytuacje, zapominając o całej akcji poszukiwawczej i podeszłam do kanapy.
- Angel. – szepnęłam. – No Angel weź.
Dziewczyna po chwili otworzyła zamglone oczy i przez moment przypatrywała mi się ze złączonymi brwiami. Co wyglądało naprawdę komicznie.
- Alex to ty? – wychrypiała.
- Tak skarbie, cieszę się, że Cię znalazłam. – stwierdziłam.
- Ja tak bardzo przepraszam. – zapłakała.
Nie wiarygodne co alkohol robi z ludźmi, jednak to nie był przyjemny widok. Bądź co bądź nie chciałam, żeby moja przyjaciółka płakała, dlatego od razu się do niej przytuliłam, a ta zaczęła mamrotać coś w materiał mojej koszulki.
- Angel, serio nie jestem zła, ale teraz suń dupę, bo padam na twarz. – powiedziałam przesłodzonym głosem.
Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i zrobiła mi trochę miejsca na małej kanapie, jak tylko się położyłam, ta od razu się we mnie wtuliła. Pomyśleć, że nie przeszkadzało mi nawet to jak mocno dziewczyna śmierdzi alkoholem.
- Ale, że tak naprawdę, naprawdę nie jesteś zła? – ledwie wysepleniła.
- Tak, a teraz spać. – warknęłam.
Powinnam się przejąć resztą przyjaciół, ale w tej chwili nie miałam siły nawet myśleć. Z uśmiechem na ustach i pewnością, że jutro będzie dużo krzyku i awantur oddałam się w objęcia Morfeusza.
__________
Komentarz = motywacja 🍷
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top