13. Czuje się brudna.
Rebel
Przetarłam zmęczona oczy, a do moich uszu doszedł dźwięki deszczu uderzającego o szyby w oknach. w pomieszczeniu było zimno i byłam w nim sama, wnioskowałam to stąd, że oprócz mojego, nie słyszałam innego oddechu. Nie pamiętam nic z nocy, za co jestem wdzięczna, minusem jest ból który promieniuje z każdej części mojego ciała. Z nieprzyjemnie pulsuje głową usiadłam, ciaśniej przylegając do ciepłej kołdry. Nie chcąc dłużej tu przebywać, sięgnęłam po ciuchy z wczoraj i mimo bólu w dolnych partiach ciałach zaczęłam się powoli ubierać. Spojrzałam na zegarek, prawdopodobnie jedyną ozdobę w całym pokoju i dostrzegłam, że jest przed południem. Wczoraj udało mi się ominąć przyjaciół i zbędnych pytań, jednak wiem, że dziś będzie inaczej.
Niepewnym krokiem wyszłam z pomieszczenia, o takiej godzinie nie powinnam spotkać praktycznie nikogo, a teoretycznie znając moje szczęście mogę spotkać kogoś znajomego. Liczyłam na trochę szczęścia i ze spuszczoną głową szłam przed siebie. Z każdym krokiem czułam większy ból, nie tylko fizyczny, ale ten gorszy psychiczny. Moja świadomość wracała z każdą mijającą sekundą, a ja czułam jest coraz gorzej. Byłam nic nie wartą dziwką. Byłam jak te wszystkie dziewczyny, które sprzedają swoje ciało, w zamian za jakiekolwiek korzyści. Z tą różnicą, że nie zrobiłam tego dla siebie. To dla Angel. Ona jest dla mnie jak siostra, zrobiła by to samo. Powtarzałam sobie w myślach, jednak nawet to nie zagłuszało wyrzutów sumienia.
- Rebel! - krzyknął ktoś za moimi plecami.
Przystanęłam z lekkim wahaniem, przeklinając osobę, która mnie zauważyła. Obróciłam się na pięcie i dostrzegłam zatroskaną twarz Max 'a. Chłopak podbiegł do mnie i położył mi rękę na ramieniu, dokładnie skanując całą moją postawę.
- Jezu, dziewczyno jak ty wyglądasz! - powiedział z przerażeniem, przejeżdżając palcem po moim policzku.
- Max, naprawdę jest w porządku. - mówiłam spokojnie, próbując go zbyć.
- Ta, a ja jestem elfem. - parsknął.
- Wiesz kiedyś tak o tobie myślałam. - powiedziałam z wymuszonym rozbawieniem. - Rozumiesz. Te zielone włosy, niski wzrost i ten dziwny kolor w oczach. - dodałam z lekkim uśmiechem.
Zielonowłosy spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a następnie parsknął śmiechem.
- Nawet w takich chwilach masz poczucie humoru. - stwierdził. - Och Alex nie chce wnikać dlaczego, ale teraz Ci pomogę. - dodał a uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Kiedy w zrozumiecie, że ja nie potrzebuje pomocy? - warknęłam wściekle.
Wszyscy traktowali mnie jak małą dziewczynkę, która potrzebuje opieki 24/7. A to nie prawda. Nie potrzebowałam. Miałam dość bycia taką w ich oczach. Chłopak podniósł ręce w geście poddania i uniósł delikatnie kąciki ust.
- Nic takiego nie powiedziałem. - tłumaczył się. - Jednak do domu masz spory kawałek drogi. Więc pozwól, że Cię odwiozę. - dodał.
- Naprawdę nie musisz. - próbowałam protestować. Co z tego, że z czystej grzeczności i dumy? Dobra. Głównie dumy.
- Ale chcę. A i to nie było pytanie. - powiedział z uśmiechem.
W ten sposób wylądowałam w starym, klasyczny samochodzie Max 'a. Tak, z pewnością, posiadał swój urok. Albo to tylko ja? I ta moja pożal się Boże słabość do antyków, które przetrwały jesień średniowiecza. Ach, trzyma się mnie to ironiczne poczucie humoru.
Byłam mu naprawdę wdzięczna, bo wątpię, że w takim stanie doszła bym do bidula jeszcze dziś. Chłopak miał naprawdę dobre wyczucie co do prowadzonej rozmowy, nie naciskał i nie zadawał zbędnych pytań, które tylko by mnie przytłoczyły. Opowiadał o sobie i o jakimś chłopaku, którego ostatnio poznał. Może to dziwne. Chłopak był biseksualny, a ja nie miałam nic co do jego orientacji. Według mnie nie zakochujemy się w płci, tylko w charakterze. Po prostu kochać się osobę. Jako całość. Nie płeć.
Podróż minęła nam szybko i miło, chłopak był świetnym towarzyszem rozmowy. Kiedy zatrzymał się po bidulem, przytulił bez słowa i posłał wspierający uśmiech. Po krótkim pożegnaniu wysiadam z auta i ruszyłam w stronę głównego wejścia. Kiedy szłam przez obskurne korytarze wychowawcy rzucali w moim kierunku nieprzyjemne spojrzenia, jednak żaden nie odezwał się nawet słowem. Jak tylko znalazłam się w swoim pokoju zgarnęłam czyste ciuchy i ruszyłam pod prysznic. Nawet fakt, że nie powinnam sama iść do łazienki mi nie przeszkadzał. Po prostu nie byłam gotowa na spotkanie kogokolwiek ze znajomych mi osób(...)
Kiedy znalazłam się pod prysznicem, który od innych był oddzielony tylko zwykłą kotarą, do tego brudną od razu włączyłam najzimniejszą wodę jaką tylko mogłam. Przez pierwsze minuty tylko stałam i patrzyłam jak woda spływa po moim ciele. W końcu chwyciłam gąbkę i czekoladowy płyn do mycia.
Zimna woda uderzała w moje ciało, które było czerwone od zbyt mocnego szorowania. Czułam pieczenie, jednak nie przestawałam. Usilnie próbowałam zmyć z siebie uczucie brudu i wstydu, jednak to nic nie dawało. To uczucie było jak niewygodna skóra, której nie mogłam zdjąć. Łzy ciekły po zaróżowionych policzkach bez końca. Nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałam tak jak przez ostatnie trzy dni. Chyba nigdy.
Po prostu czułam się słaba. Bezsilna. Bez kontroli. Czułam się tak, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Chciałam zniknąć. Czy możemy udawać, że nie istnieje?
Chciałabym.
Po prysznicu i ubraniu się ruszyłam szybkim krokiem do pokoju. Zastanawiałam się co robią rebelianci. Martwią się? Ciekawią co się ze mną dzieje? A może cieszą się ze spokoju, który mieli przez ostatnie dni? Co z Angel, którą Jim się zajmował? Ciekawe czy mu też się wygadała...
Z pokoju wzięłam butelkę wódki i papierosy. Nie mogłam tu być. Nie mogłam nigdzie być. Chciałam uciec od samej siebie, chciałam zapomnieć o wydarzeniach, które miały miejsce. Na które sama się zgodziłam. Tak naprawdę sama sobie zgotowałam ten los. Poczucie winy i wstydu nie daje mi spokoju; niech będzie przypomnieniem by następnym razem postąpić lepiej. Jednak ja nadal nie widzę innej opcji. To co się wydarzyło było jedynym możliwym rozwiązaniem. Co z tego, że teraz czuję się źle? Ważne, że Angel jest na razie bezpieczna.
Tylko, że to jest błędne koło.
Usiadłam na krawędzi dachu i spuściłam nogi w dół. Patrząc na zabiegane, szare miasto, które nazywam domem jest mi żal. Brighton z każdym kolejnym dniem upada. Zawsze lubiłam patrzeć na przypadkowych ludzi. Myśleć nad ich historią, bo może właśnie komuś rozpada się życie? Może ktoś właśnie stracił miłość życia? Ktoś stracił dorobek całego życia? Ktoś inny dowiedział się o nieuleczalnej chorobie? Tyle problemów ile ludzi(...)
Nie mierzmy nieszczęścia; bo każdy ma swój własny koniec świata.
Chwyciłam do ręki butelkę alkoholu, którym miałam zamiar się upić.
Wzięłam duży łyk. Ciecz zaczęła palić mi gardło, a w oczach zabłysnęły łzy, którym nie pozwoliłam wypłynąć. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem. Po chwili kolejny łyk, kolejne wyrzuty sumienia i kolejny buch. Miałam ochotę skoczyć, zakończyć to. To tylko jeden krok, żeby granice przekroczyć, zamknąć oczy i nie patrzeć innym w oczy. To wydawało się tak bardzo w porządku. To wydawało się okay. Jednak i tak już teraz czułam się wielkim tchórzem, a to o czym myślałam było by aktem wielkiej głupoty i egoizmu. Nie mogłam. Nie mogłam ich zostawić. Z bezsilności uderzyłam w beton na którym siedziałam. Drętwy ból przeszedł przez całe moje ramię, kostki w sekundzie pokryły się szkarłatną cieczą, a po policzkach spłynęły łzy. Ponownie przełożyłam fajkę do ust i uniosłam wzrok zaciągając się. Z nieba spadały pierwsze krople brytyjskiego deszczu; niebo płakało razem ze mną.
- Czuje się brudna. - wyszeptałam patrząc na krople wody.
____________
To jest, aż tak bardzo złe, że nikt nie komentuje i nie czyta? 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top