12. Pozwól mi nie pamiętać.
Rebel
Czułam się okropnie idąc do bidula, czułam się równie okropnie biorąc prysznic i ubierając czyste ubrania, czułam się trochę bardziej okropnie biorą pieniądze z sejfu, czułam się najbardziej okropnie idąc tam z powrotem. Jednak nadal, gdzieś we mnie paliła się ta jedna mała iskierka nadziei, była gdzieś tam we mnie,- głęboko.
Wracając: udało mi się namówić Greg 'a na spłatę długu w ratach i oczywiście pieniędzmi. Marne dwa tysiące, które trzymałam w kieszeni spodni, dawały mi złudne nadzieje, że tej nieszczęsnej nocy nie stanę się zwykłą i bezwartościową dziwką.
Jednak życie nauczyło mnie, że nadzieja jest suką, bez uczuć. Jak ją posiadasz tylko bardziej cierpisz. Więc w chwili, kiedy ponownie przekraczałam próg tego obskurnego miejsca- mojej klęski, porzuciłam wszystkie nadzieje i wartości jakie kiedykolwiek posiadałam. Nawet dumę zostawiłam za plecami. Byłam gotowa błagać tego człowieka o czas na uzbieranie kwoty i o to żeby zostawił mi resztki godności która jeszcze posiadam. Nie żebym kiedykolwiek w to wierzyła: tacy ludzie nie mają sumienia, jednak gdybym chociaż nie spróbowała , to pewni czuła bym się gorzej, niż obecnie... Cholera nie wiedziałam, że może być tak źle.
Musiałam przyjść wcześniej, tak samo jak musiałam się napić, bo na trzeźwo nie byłam w stanie zrobić tego co musiało się wydarzyć. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w stronę baru, mimowolnie uśmiechnęłam się na widok mojego ulubionego barmana. Wskoczyłam na wysokie, skórzane krzesło barowe i przybrałam najbardziej realny uśmiech na jaki było mnie stać w tym momencie. Max, zielonowłosy chłopak z większą ilością tuszu, niż skóry i taką ilością metalu na twarzy, że ledwo można było dostrzec jakiego koloru są jego brwi, uśmiechnął się promiennie kiedy mnie zobaczył i od razu ruszył w moją stronę ignorując ludzi którzy chcieli złożyć zamówienie.
- Hej mała! - powiedział głośno, tak żeby było go słychać. - Co dla ciebie? - dodał.
- Hej Rakowcu. - zaśmiałam się sztucznie. - Daj coś najmocniejszego. - stwierdziłam.
Max zmarszczył wyraźnie brwi i mało dyskretnie zmierzył moją twarz. Pod koniec oparł głowę o ręce, żeby być bliżej mnie i uśmiechnął się smutno.
- Co się stało Rebel? - zapytał i od razu postawił przede mną kolejkę alkoholu.
- Greg się stał. - mruknęłam wściekle.
Chłopak wytrzeszczył swoje piwne oczy i jedną rękę położył na czole.
- Ale że ty?! - pisnął mało męsko.
- Że Angel. - wytłumaczyłam.
- To co ty tutaj robisz? - zapytał zrezygnowany.
- Myślisz, że pozwoliłabym jej tu przyjść? - zapytałam retorycznie, bo odpowiedź była prosta.
Max pokiwał ze zrozumieniem głową i postawił kolejną kolejkę, bo tamtą zdążyłam już opróżnić.
Mimo szczerych chęć upicia się, nie mogłam. Chłopak dawał mi tyle darmowych kolejek, że nie byłam w stanie zliczyć. Nadal byłam trzeźwa, a ta godzina była coraz bliżej. Zielonowłosy postawił przede mną kolejnego drinka i ruszył dalej do innych klientów. Przechyliłam kieliszek, a paląca ciecz podrażniła mój przełyk. Zegar wybił za piętnaście północ, więc miałam idealnie czasu na zapalenie papierosa na odstresowanie.
Ruszyłam przez zatłoczony parkiet prosto do wyjścia z klubu. Opierałam się o klejące ciała nastolatków, chcąc jak najszybciej dostać się na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło we mnie ze zdwojoną siła. Wyjęłam jednego z ostatnich papierosów i podpaliłam go starą metalową zapalniczką. Wypuszczając trujący dym z płuc, czułam jakby z nim ulatywały wszystkie uczucia. Tego właśnie teraz potrzebowałam; wyzbyć się wszystkiego co związane było z człowieczeństwa. Odsunąć emocje do granicy świadomości. Alkohol, który w siebie wolałam plus świeże powietrze i nikotyna sprawiły, że poczułam się lekko zamroczona, jednak to dalej nie był ten stan. Oparłam się całym ciężarem ciała o zimną ścianę i spojrzałam w niebo.
- Jesteś największym chujem jaki kiedykolwiek istniał. - szepnęłam nie odrywając wzroku od gwiazd.
- A myślałem, że to ja nim jestem. - westchnął Greg.
Mimowolnie wzdrygnęłam się na jego obrzydliwy głos. Tak bardzo nie chciałam tu być.
- Jesteście na równi. - stwierdziłam z pozoru obojętnie.
- Nie bądź nie miła. - powiedział przesłodzonym tonem.
- Nie mów mi jak mam żyć. - warknęłam.
- Tylko pogarszasz swoją sytuację. - stwierdził że śmiechem. - A chciałem być delikatny. - dodał niby ze smutkiem, udając, że ściera niewidzialną łzę.
- Jesteś takim ścierwem, ale mam kasę. - powiedziałam z udawaną wyższością.
Szok na jego twarzy był, aż zabawny, jednak ja wiedziałam, że igram z ogniem. A jak to mówią zapałki nie dla dzieciarni. Mężczyzna otrząsnął się i z powrotem przybrał maskę chama, a może to jego prawdziwa twarz?
- Ile? - zapytał.
- Na początek musi Ci starczyć. - westchnęłam i teatralnym gestem włożyłam luźny kosmyk włosów za ucho. - Będę spłacać w ratach. - dodałam.
W myślach modliłam się, żeby facet na to poszedł, jednak patrząc na jego twarz wiedziałam, że przegrałam.
- Chcesz mi powiedzieć, że masz dziesięć tysięcy euro, jako pierwszą ratę? - zaśmiał się. - Po prostu przyznaj, że przegrałaś i grzecznie chodź ze mną do pokoju. - dodał z szyderczym uśmiechem.
- Nie możesz odpuścić? - zapytałam twardo.
Starałam udawać się twardą i silną. Próbowałam, ale z każdą chwilą chciałam tylko uciec.
- Och słodka, mała Alex. - zaświergotał. - Nigdy. - syknął chwytając mnie za krtań.
Z każdą chwilą brakowało mi powietrza i mimo tego jak bardzo chciałam umrzeć, to nie mogłam. Musiałam żyć dla przyjaciół, nie ważne jak, po prostu musiałam. Chwyciłam jego rękę, którą mnie trzymał i spojrzałam na niego błagalnie, dzięki czemu mnie puścił. Upadłam na kolana, łapczywie chwytając powietrza, na pewno zostaną ślady na szyi. Nadal z klęczek spojrzałam w górę, stał nade mną i uśmiechał się z wyższością. Czułam się słabo, ale musiałam wstać. Podpierając się ściany za mną podniosłam się chwiejnie na nogi, mój wzrok był tak zamazany, że ledwo widziałam jego twarz.
- Będziesz grzeczna? - zapytał. - Czy mam użyć siły? - dodał.
Przytaknęłam głową, jednak gdy chciałam już ruszyć przed siebie, po pierwszym kroku miałam bliskie spotkanie z podłogą. Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach, a ja czułam, że nie upadłam tylko fizycznie, ale też psychicznie. Nawet nie czułam bólu spowodowanego rozdartymi kolanami i poranionymi przez twardy beton i odłamki szła dłońmi.
- Dobra pomogę Ci. - powiedział do siebie.
Silne ramiona podniosły mnie do pionu, po czym chwycił mnie w pasie. Jedyne co czułam to obrzydzenie. Bez słowa prowadził mnie do klubu, kiedy wkroczyliśmy w większy tłum, przycisnął mnie bardziej do swojego boku, miałam ochotę wymiotować. Resztkami sił powstrzymałam tą chęć i starałam się iść prosto. Gdy byliśmy już blisko tych przeklętych pokoi, naszą drogę zatarasował Max, mimo słabej widoczności, mogłam dostrzec zmartwienie na jego twarzy.
- Wszystko w porządku Rebel? - zapytał, kładąc mi rękę na ramię.
- Jest dobrze. - ledwo szepnęłam i posłałam w jego stronę smutny uśmiech.
- Fajne się gawędziło, ale czas na leci. - wtrącił chamsko Greg. - Zjeżdżaj z drogi. - dodał już groźniej.
- Nie widzisz, że ona ledwo się trzyma? - zapytał z czystą ironią w głosem zielonowłosy.
- Bardzo mnie to obchodzi, a teraz znikaj. - odparł sarkastycznie.
Max zupełnie nie przejął się mężczyzną i z powrotem przeniósł spojrzenie na mnie. Spojrzenie pełne smutku i litości.
- Alex jesteś pewna? - zapytał z troską.
- Tak Max, nie martw się. - odparłam.
Nie usłyszałam już odpowiedzi chłopaka, bo Greg pociągnął mnie w stronę ciemnych pokoi. Chwilę późnej otworzył czarne drzwi. W środku paliła się tylko mała czerwona lampka. Ściany koloru ciemnej czerwieni i wielkie łóżko z taką samą pościelą. Typowy burdel. Chłopak nie próżnował, od razu pchnął mnie na łóżko, bez choćby odrobiny delikatności. Opadłam na nie jak szmaciana lalka, którą z resztą teraz się czułam. Stał nade mną jak olimpijski bóg, albo jakiejś światowej rasy alfons i uśmiechał się z wyższością.
- Mogłaś ubrać się lepiej. - stwierdził.
- Spierdalaj. - warknęłam resztkami sił.
- Grzeczniej. - sapnął zirytowany. - Kiedy zrozumiesz, że im mniejszy opór z twojej strony tym lepiej dla nas obojga? - zapytał spokojniej.
- Raczej nigdy. - przewróciłam oczami.
- Nieważne. - stwierdził.
Pochylił się nade mną i z uśmiechem przejechał rękoma po moim ciele, na którym od razu pojawiły się ciarki i fala obrzydzenia.
- Zobaczymy jak piękne ciało kryjesz pod tymi workowymi ciuchami. - szepnął do siebie.
Zaczął rozpinać mi spodnie, pocierając już odkryte ciało, a mnie aż skręcał się żołądek. Szybko pozbył się dolej części garderoby, zostawiając tylko bieliznę, to samo zrobił z kurtką i bluzką. Czułam się źle z faktem, że leżałam przed nim prawie naga. Patrzał na mnie jak na najlepszej klasy towar i jeździł tymi okropnymi rękoma po całym moim ciele, kiedy ścisnął moje piersi miałam dość.
- Daj mi coś. - poprosiłam szeptem zamykając oczy, żeby powstrzymać łzy cisnące się na powieki.
- Co byś chciała kruszynko? - zapytał słodko.
- Błagam, daj mi coś, cokolwiek co pozwoli mi nie pamiętać. Wiem, że masz. - mówiłam błagalnie.
Byłam tak bardzo zdesperowana, że byłam w stanie błagać go na klęczkach.
- No nie wiem. - udawał zastanowienie.
- Pozwól mi nie pamiętać. - szepnęłam ze łzami w oczach.
- Znaj moją łaskę. - stwierdził obojętnie.
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, z której wyjął małe opakowanie z jakimś prochami. Wygrzebał jedną sztukę i podał mi do ręki. Spojrzałam nieufnie na narkotyk, a potem na niego.
- Co to jest? - zapytałam.
- To co chciałaś. - wzruszył obojętnie ramionami.
Może i jestem głupia, bo odwagą tego nazwać nie można. Może i jestem tchórzem, bo nie chce pamiętać. Może to rzecz której będę żałować do końca swoich dni, jednak teraz nie było to ważne. Włożyłam małą, białą tabletkę do ust, patrząc na jego szyderczy uśmiech.
Z każdą kolejną sekundą czułam jak odpływam w nicość. Jak zupełnie opadam z sił, aż w końcu całkowicie tracę świadomość. Jednak czy nie tego właśnie chciałam?
______________________________________________________________________________
Miłego dnia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top