10. O północy.
Rebel
Równo o dwudziestej trzeciej zaczęłam szykować się na spotkanie. Tradycyjnie moje już wyblakłe różowe włosy związałam w dwa koki i luźno opuściłam parę kosmyków. Wyjątkowo zrobiłam trochę mocniejszy makijaż, składający się z wyrazistych kresek, podkładu pod oczy, podkreślenia rzęs i brwi, a dopełniłam to różową pomadką pod kolor włosów. Tradycyjnie kabaretki, jednak nie jeansy, tylko czarna skórzana spódniczka, do tego podarta krótka koszulka, która odkrywała moje dwa tatuaże na dole brzucha; dwie zwiędnięte róże. Kiedy chciałam już ubierać kurtkę przypomniałam sobie, że ostatnio pożyczyłam ją Angel.
Po drodze do pokoju dziewczyny, czułam na sobie zdziwione spojrzenia, nie często widywano mnie w takiej odsłonie. Nawet Pani Blue mnie zagadała pytając czy gdzieś się wybieram i czy mam zamiar w ogóle wrócić na noc. Susan to jedna z niewielu wychowawców, których coś obchodzimy. Martwi się o nas i stara wiedzieć wszystko na bieżąco, jednak jest nas zbyt dużo, aby ona sama miała nad tym zapanować. Jednak miło z jej strony. Fajnie jest czuć, że kogoś obchodzi co się ze mną dzieje.
Bezostrzeżenia wtargnęłam do królestwa Angel i przez pierwszy moment myślałam, że zwali mnie z nóg. Nie zrozumcie mnie źle, sama czasem lubię się zabawić, ale tak wyrazisty zapach marihuany mógł zabić nie jednego. W pokoju było jak w komorze gazowej i ledwo widziałam zarysy sylwetki dziewczyny, która leżała do góry nogami na swoim materacu. Podeszłam bliżej i już wiedziałam, że nie mam co z nią rozmawiać, bo ta była w swoim świecie. Jej duże oczy, teraz wydawały się zamglone i puste, źrenice przykryły praktycznie całe tęczówki. Włosy miała roztrzepane we wszystkie strony, pogniecione ubrania, w niektórych miejscach dziurawe, albo brudne. Nie mogłam jej tak zostawić, ale też nie mogłam nie pójść na spotkanie. Kucnęłam obok dziewczyny i zdjęłam jej z oczu pojedyncze kosmyki włosów. Serce mi się kruszyło na widok tak ważnej osoby w moim życiu w takim stanie.
- Angel co ty ze sobą robisz. - stwierdziłam z westchnieniem.
- Życie ssie. - wymamrotała ledwo.
- Wiem mała. - pogładziłam ją po włosach. - Czemu, aż tak się załatwiłaś? - spytałam.
Jej stan czasem naprawdę był wielkim plusem. Dziewczyna bardzo mało o sobie mówi, ale w takim stanie robi się wylewna. Prawie tak samo jak ja, tylko z tą różnicą, że ja nawet pod wpływem byłam zamknięta w sobie.
- Bo miłość jest do dupy. - sepleni. - Czasem nie wiesz czy ten ktoś Cię lubi, a nawet czy sam coś czujesz. - dodała.
To był kolejny plus takiego stanu, pokazywała jaka mądra jest, jednak w dzień udawała głupią. Każdy z nas ma maski, które zakłada w obawie przed światem i ludźmi, wszyscy tak samo chcemy tu pasować.
- Kogo lubisz? - zapytałam.
- Powiem Ci, ale nie mów nikomu! - stwierdziła. - Nawet Alex, ta mała jest tak cwana, żeby nas separowała. Mała podstępna menda. Ale i tak kocham ją jak siostrę. - mamrotała. - Wiesz ostatnio jakoś inaczej patrzę na księżniczkę dramatu. - dodała.
Wylewność czarnowłosej była całkiem urocza, szczególnie kiedy leżała tak z czerwonymi policzkami i rozmarzoną miną. Jednak zdziwił mnie fakt, że dziewczyna zauroczyła się akurat w naszym odwiecznym przyjacielu.
- Jimmy jest kimś więcej? - upewniłam się.
- Blondas jest naprawdę uroczy. - zachichotała.
- Wiem Angel, wiem. -westchnęłam. - Poczekaj chwilkę zaraz wrócę, dobrze? - zapytałam.
- Nie ma problemu nieznajoma. - uśmiechnęła się.
Musiałam się naprawdę pospieszyć, nie mogłam jej zostawić w takim stanie, ale też nie mogła z nią zostać. Całkowicie przypadkowo pokój blondyna był najbliżej, więc to był mój cel. Biegłam niczym struś pędziwiatr przez korytarze, aż dotarłam do odpowiedniego pokoju. Wpadłam bez pukania i mogłam albo żałować albo stać i patrzeć jak prawie nagi przyjaciel ćwiczy, a po jego dobrze zbudowanym ciele lecą stróżki potu. Był naprawdę przystojny i czy to źle, że patrzę na przyjaciela w ten dziwny sposób? Szybko otrząsnęłam się i wyłączyłam piosenkę Tomilson 'a z małej czerwonej EP 3.
- Blondasie! W tej chwili zapieprzasz do Angel i się nią zajmujesz. - powiedziałam głośno.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i mozolnie zaczął się ubierać, mogłam przyznać, że nie jeden chłopak mógłby mu zazdrościć figury, ale wydaje mi się, że Harris ma lepszą.
- Ale co jest? - spytał.
- No co? Dziewczyna się zjarała i leży teraz i nie ma być sama, a ja muszę spadać. -wytłumaczyłam.
- Gdzie idziesz? - zapytał.
- Upić nowego. - stwierdziłam i wyszłam z pokoju.
Byłam spóźniona już dwadzieścia minut i praktycznie pewna, że Mike albo w ogóle nie przyszedł, albo już wrócił do domu. Szłam szybkim krokiem i paliłam już trzeciego papierosa, przez co moje płuca wołały o ratunek. Z oddali mignęła mi postać oparta o murek z telefonem w ręce. Czyli czekał.
- Przepraszam za spóźnione. - wysapałam.
Grunt to dobre maniery. – pomyślałam.
- Myślałem, że mnie wkręciłaś i nie przyjdziesz. - stwierdził chowając telefon do kieszeni.
- Nie jestem, aż taką suką. - zaśmiałam się. - A teraz choć. - pociągnęłam go za rękę.
Niecałe pół godziny później staliśmy przed jednym z lepszych klubów w Brighton. Miałam zamiar go upić, ale też nie mogłam upić siebie. Chciałam sprawdzić jego podatność na alkohol, co ostatnim razem nie wyszło mi najlepiej i przy okazji dobrze się bawić.
- Mam nadzieje, że wziąłeś portfel. - stwierdziłam.
- Nawet nas nie wpuszczą. - odparł z westchnieniem.
- Znam ochroniarza. - zaśmiałam się.
Z wysoko uniesioną głową szłam do wejścia klubu, omijając długą kolejkę. Niektórzy posyłali mi gniewne spojrzenia, a drudzy zawieszali wzrok na parę chwil. Uśmiechnęłam się zadziornie do znajomego ochroniarza, którego imienia za nic nie mogłam sobie przypomnieć. Ten oddał gest i wpuścił nas bez słowa.
Moje długie i szczupłe palce ciasno oplatały, umięśniony nadgarstek starszego chłopaka. Musiałam trzymać go blisko, żeby go nie zgubić, w takim miejscu jak to nie powinno się być samemu, bez różnicy jakiej płci jesteś. Ten świat taki był, to miejsce takie było. Przepełnione seksem, dragami i nieskończoną ilością błędów młodych dusz. Każdy tu był na swój oryginalny sposób wyjątkowy, każdy posiadał swoją historię, która ukrywał.
- Co będziemy tutaj robić? - krzyknął Mike, zatrzymując mnie w mniej zatłoczonym miejscu.
- Zobaczysz. - odparłam tajemniczo.
Na twarzy bruneta pojawił się nieznaczny grymas, świadczący o niezadowoleniu z mojej odpowiedzi, jednak nie skomentował tego w żaden sposób.
Największym wyzwaniem było namówić Michael 'a na picie jakiegokolwiek alkoholu w takim miejscu jak to. Chłopaka przez godzinę utrzymywał, że woli być całkowicie trzeźwy, żeby wiedzieć co się dzieje. Dopiero groźby w kierunku zerwania umowy, przekonały go do chwycenia w rękę kieliszka z paląca cieczą. Po paru następnych kieliszkach, kiedy to już oboje byliśmy dość zamroczeni przez procenty w naszej krwi, udało mi się wyciągnąć chłopaka na parkiet. Tańczyliśmy żywo do jednej zremiksowanej piosenki All Time Low, która w oryginalnej wersji była na szczycie mojej listy.
Bawiliśmy się wśród tłumu młodych ludzi, w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach potu, alkoholu i zmieszanych perfum, jednak byliśmy na tyle pijani, że to nam nie przeszkadzało. Mike twardo trzymał ręce na moich biodrach, moja jedna ręka była w jego wyjątkowo miękkich włosach, a druga znalazła swoje miejsce na karku. Nasze ruchy dalekie były od ideału, przypominało to bardziej ocieranie się o siebie. Zmęczeni już długim tańcem postanowiliśmy iść się napić. W drodze do baru, zatrzymałam chłopaka, kładąc mu rękę na barku.
- Idę do łazienki. - starałam się przekrzyczeć głośną muzykę, kiwnęłam w stronę ciemniejszego miejsca w klubie.
- Będę przy barze. -odpowiedział. - Chcesz coś? - dodał z uśmiechem, który nie schodził z jego twarzy już od dłuższego czasu, to był naprawdę miły widok.
- Dwie kolejki kamikaze. - odpowiedziałam.
Chłopak przytaknął i ruszył w stronę ustalonego miejsca. Ja zaczęłam przeciskać się przez tłum pijanych, lub zjaranych nastolatków. Parę razy dostałam w żebra, jakiś facet klepnął mnie w tyłek, przez procenty nic z tych rzeczy mi nie przeszkadzało.
Umyłam ręce i oparłam się o umywalkę, przyglądając się swojemu odbiciu. Podkład prawie całkowicie zszedł z mojej twarzy, ukazując duże wory pod oczami, granatowe oczy wyglądały na zmęczone życiem, mały zadarty nos marszczył się minimalnie, gdy grymas obrzydzenia wkradł się na moją twarz. Nienawidziłam swojego odbicia, czasem wydawało mi się, że to nie jestem ja, to nie mogłam być ja. Wyglądałam jak typowy margines społeczny, który do dna ma centymetry(...) Ochlapałam twarz zimną wodą i mozolnym krokiem ruszyłam do wyjścia z toalety, jednak nie dane mi było przekroczyć próg tego ohydnego miejsca, gdy silne ręce wepchnęły mnie do środka. Z ogromną siłą uderzyłam o ścianę za mną i gdyby nie silne ręce, podtrzymujące mnie zsunęłabym się po niej. Przez parę sekund miałam przed oczami mroczki, spowodowane ilością alkoholu i siłą uderzenia. Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech, kiedy je otworzyłam spowrotem zyskałam możliwość normalnego widzenia. Mężczyzna na około trzydzieści lat, czarne, krótkie włosy, prze ćpane oczy i kilku dniowy zarost - Greg.
- Czego? - warknęłam, patrząc mu prosto w ciemne oczy.
Facet wzmocnił uścisk na moich barkach i uśmiechnął się chamsko. Greg był dilerem, nie moim tylko Angel. Dużo osób się go bało, przez jego masywną posturę, jednak nie tym razem.
- Mała, słodka Alex. - wychrypiał. A we mnie uderzył jego nieświeży oddech, na co mimowolnie się skrzywiłam. - Długo się nie widzieliśmy. - dodał.
- Mała jest twoja pała śmieciu. - splunęłam.
Jedną rękę przeniósł na moją szyję i mocno ścisnął, a ja gwałtownie złapałam powietrze.
- Możesz sprawdzić szmato. - zaśmiał się szyderczo. Drugą ręką zjechał na moje biodro, a mnie ogarnęła fala obrzydzenia.
- W twoich snach. - szarpnęłam się bez skutku. - Puszczaj. - warknęłam.
- Nie rozkazuj mi dzieciaku. - śmiał się.
- Odwal się i znikaj mi z oczu. - powiedziałam chłodno.
Jego dotyk palił jak żywy ogień, obrzydzał mnie i wyprowadzał z kontroli. Czułam się cholernie bierna. Bezsilna. Był wyższy, starszy, silniejszy - nie miałam szans.
- W twojej sytuacji byłbym milszy. - stwierdził. - Wiesz, w tym momencie nie jest ona najlepsza. -wytłumaczył spokojnie.
Przez sam ton jego wypowiedzi przeszły mnie ciarki. Jego spokój wydawał się w tej chwili straszny. Całe moje ciało ogarnęło uczucie niepokoju.
- Powiedz czego dusza pragnie. - spytałam cicho.
- Od ciebie? - zastanawiał się i wzmocnił uchwyt na moim gardle, a w moich oczach zaszkliły się łzy. - Niczego. - wyszeptał do mojego ucha.
- To puść. - wychrypiałam, brakowało mi powietrza.
- Masz przekazać coś swojej przyjaciółce. - powiedział. - Mała, wredna, seksowna Angel wisi mi sporo kasy. - wytłumaczył. - Chcę ją- dodał.
- Na kiedy? - zapytałam ledwo. Moje widzenie było zamazane, przez brak powietrza, czułam, że zaraz zemdleje.
Szczerze liczyłam na jakiś długi termin, jednak nadzieja jest matką głupich, a jego szyderczy uśmiech, który przebijał się przez mgłę, tylko potwierdzał moje myśli.
- Na jutro. - stwierdził. - A że wiem, iż nie macie nawet grosza, możecie poznać moją łaskę i spłacić w naturze. - powiedział i przesunął rękę w dół na mój tyłek. Zawartość mojego żołądka podsunęła mi się do gardła.
Ledwo pokiwałam głową na boki, a łzy w moich oczach wypłynęły na czerwone policzki. Nie mogła tego zrobić, Angel nie była dziwką, żadna z nas nie była.
- Angel się nie zgodzi. -wychrypiałam.
- Och, a ty tak? - zaśmiał się. - W ramach łaski i tego, że was lubię, pozwolę Ci spłacić jej dług. - stwierdził z uśmiechem i ścisnął mój pośladek.
Już nie dałam rady hamować łez, spływały po mnie jak brytyjski deszcz. Nie mogłam na to pozwolić dziewczynie, wiem też, że nie miałyśmy pieniędzy, a ja nie mogłam pozwolić, żeby moja siostra cierpiała. Widziałam co musze zrobić.
- Zdobędę pieniądze. – kłamałam. - Tylko puść. - powiedziałam błaganie.
Było mi wstyd, czułam się tak słabo i beznadziejnie. Byłam przegrana. Nienawidziłam tego uczucia słabości i podatności na wszystkie bodźce.
- Masz mało czasu słodka. - stwierdził.
Z chamskim uśmiechem pochylił się nade mną i przygryzł czułe miejsce na mojej szyi. Przeszły mnie dreszcze. Dreszcze obrzydzenia do samej siebie. Pociągnęłam nosem, starając się hamować łzy i szarpnęłam się. Po chwili powietrze przeciął świst lecącej ręki, która z ogromną siłą wylądowała na moim policzku. Ból był tak duży, że przegryzłam wnętrze policzka i poczułam metaliczny smak krwi.
- O północy. - warknął, wzmacniając uścisk na szyi. - Pieniądze, albo ty. - dodał.
Ostatni raz uderzył mnie w twarz, po czym obrócił się na pięcie i opuścił pomieszczenie. Bezsilne zjechałam po ścianie i ukryłam twarz w rękach. Moim ciałem wstrząsnął szloch i zaczęłam się trząść. Wiedziałam to już teraz. Przepadłam. Nie wiem ile dokładnie dziewczyna ma długu, ale jestem pewna, że nawet całą zawartość sejfu z biedula nie starczy(...)
Nie wiem ile tak siedziałam, jednak czułam się zbyt słaba, aby wstać. Ciągle czułam uścisk na krtani, przez co brakowało mi powietrza. Policzki piekły przez siłę z jaką oberwałam. Tym razem to nie były żarty, to było życie. Okropne, ale nasze. Nie wiem czy to odwaga, czy głupota, ale postanowiłam poświęcić się dla przyjaciółki, jestem pewna, że ona zrobiła by to samo dla mnie.
Ze stanu odrętwieni wyrwały mnie silne ramiona, oplatające te należące do mnie. Pisnęłam przestraszona i zerwałam się na równe nogi. Moje serce planowało spacer, lub maraton przez rytm w jakim biło. Dopiero kiedy zobaczyłam Michael 'a zaczęłam się uspokajać.
- Długo nie wracałaś. - powiedział cicho. - Martwiłem się i musiałem sprawdzić co Cię zatrzymało. Widocznie dobrze zrobiłem. -wytłumaczył.
Jego głos był wyjątkowo kojący, sprawiał, że moje serce zaczęło zwalniać. Patrzyłam na niego przerażonym wzrokiem, a on pokonał dzielącą nas odległość i zamknął mnie w mocnym i przyjaznym uścisku. Wtuliłam się w niego, właśnie tym momencie potrzebowałam poczuć się bezpiecznie. Jestem pewna, że wyczuł to jak cała się trzęsłam, przez co wzmocnił uścisk wokół mojego drobnego ciała. Czułam się taka mała przy nim.
- Weź mnie stąd. - poprosiłam cichym głosem, tym samym przerywając kojącą ciszę.
Brunet nie odpowiedział, tylko widząc fakt, że ledwo trzymam się na nogach wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i wyniósł z pomieszczenia. Kurczowo trzymałam się jego umięśnionych ramion, jakby był ostatnią deską ratunku.
Jak chłopakowi udało się wyjść ze mną z klubu, delikatnie postawił mnie na ziemi, a ja od razu oparłam się o ścianę obok, która nie pozwalała mi upaść. Trzęsącymi się rękoma wyjęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego, od razu mocno zaciągając się trucizną, która przyniosła mi małe ukojenie.
- Powiesz mi co się stało? - zapytał cicho przerywając ciszę.
Spojrzałam w jego oczy, które teraz przepełnione były troską, były piękne i naprawdę nie rozumiem czemu w tak beznadziejnej sytuacji pomyślałam akurat i tak banalnej rzeczy.
- Nie mogę Ci powiedzieć. - wyszeptałam. - Źle zrobiłam wplątując Cię w moje życie. - dodałam ze skruchą.
- Nie pomyślałaś o tym, że ja sam chcę w nim być? - zapytał chwytając mnie za rękę.
- Nikt nie chce. - stwierdziłam, jednak nie wyrwałam ręki.
- Tylko, że ja nie jestem nikim. - powiedział z uśmiechem. - A teraz idziemy, rano porozmawiamy. - wytłumaczył i pociągnął mnie w ciemności.
Szłam bez słowa, za brunetem, który ciągle mocno trzymał mnie za rękę. Chłodne zimowe powietrze owiewało moją twarz, jednak nie było mi zimno. Po parunastu minutach marszu zdałam sobie sprawę, że nie idziemy w stronę bidula. Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu i spojrzałam na Mike'a, który uparcie szedł przed siebie.
- Idziemy w złą stronę. - przerwałam przyjemną ciszę.
- Wcale nie. Nie pozwolę Ci w takim stanie wrócić do tego syfu. - wytłumaczył.
- To gdzie...- przerwał mi.
- Do mnie. - powiedział z delikatnym uśmiechem, a w jego prawym policzku powstało wgłębienie.
Nie odezwałam się. Przytaknęłam nie mając siły kłócić się z nim. Nawet nie jestem pewna czy byłabym w stanie spojrzeć przyjaciołom w oczy.______________
Dobrej nocy 💨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top