Rozdział II
Momentalnie skryłem twarz w cieniu i zacząłem się im przyglądać. Chłopak był o rok starszy ode mnie, miał blond włosy i zielone oczy. Jego typowe azjatyckie rysy twarzy nadawały mu łagodnego wyrazu, ale wiedziałem, że jest twardy i bezwzględny. Liu za to była ulepiona z innej gliny. Była typową Nefilim wychowaną w Idrisie, ojczyźnie Łowców. Pogarda wręcz wylewała się z jej fioletowych oczu, co w połączeniu z czarnymi włosami i jasną cerą tylko pogłębiało jej niechęć do wszystkiego co było niezwiązane z nią samą. Ile razy próbowałem utemperować jej charakter, co zawsze kończyło się klęską.
Oboje ubrani byli w stroje bojowe w pełnym rynsztunku, co mogło oznaczać tylko jedno. Polowali...
Mrużąc oczy dopiłem pierwszy trunek i rozsiadłem wygodnie. Juz nie interesowały mnie ich sprawy, a gdybym się wtrącił to sam bym na tym źle skończył. Obserwowałem jak wypytują barmana, po czym z minami niezadowolenia wychodzą z baru.
Jakże mi przykro. Pewnie nie dawali rady beze mnie i najwyraźniej byli tego świadomi. Wiedzieli, że w ich zespole to ja odpowiadałem za strategię i beze mnie miotali się od jednego ślepego punktu do drugiego.
Gdyby nie Prawo, to pewnie zwróciliby się do mnie o pomoc. Mówi się jednak trudno i żyje się dalej. Spojrzałem na zegarek i odetchnąłem głęboko uzbrajając się w cierpliwość. Bylem ciekawy czy ta wampirzyca dotrzyma słowa i załatwi to, o co ją prosiłem.
Pięćdziesiąt minut później zobaczyłem innego wampira wchodzącego do lokalu. Z wyglądu przypominał chłopaka w moim wieku, co zaznaczę siedemnastolatka. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy, a na sobie czarny dres. W dłoni trzymał długie pudło przypominające futerał na instrument. Momentalnie mnie zlokalizował i szybkim krokiem podszedł do stolika.
- Upadły Nefilim? - spytał niepewnie.
- Zgadza się - uśmiechnąłem się nikle.
- Przysyła mnie Shi Su. Mam ci to dać oraz pomagać...
Położył przede mną pudło, które otworzyłem. W środku znajdowała się kataną w osłonie i juz na pierwszy rzut oka wiedziałem, że to nie jest zwykła broń. Ująłem rękojeść i wyjąłem ostrze z pochwalić chcąc ocenić sam oręż.
Ten, kto wykonał ową broń musiał być mistrzem kowalstwa. Klinga nie miała żadnych braków, uszczerbków, ani skaz, co oznaczało, że jest po prostu idealna. Tak samo rękojeść leżała mi w dłoni, jakby samą katanę stworzono właśnie dla mnie.
Schowałem miecz do osłony i przytroczyłem go do paska spodni. Co prawda nie mogłem już ukryć się przed wzrokiem Przyziemnych, ale mieć przy sobie broń w Tokio to nie był jakiś niezwykły widok. Skupiłem teraz uwagę na młodym wampirzycy, który patrzył na mnie z ciekawością.
- Jak ci na imię? - spytałem bezbarwnie.
- Jin... A tobie?
- Mów mi Kira -mruknąłem stoicko - znasz całą sytuację?
- Shi Su wszystko mi wyjaśniła - odparł z usmiechem - mam ci pomagać na wszystkie dostępne mi sposoby.
- A co możesz? - spytałem podchwytliwie.
- Znam większość Podziemnych w Tokio, w tym też tych spod ciemnej gwiazdy. Mogę załatwić ci różne przedmioty i to nie tylko te normalne...
- Dobra, rozumiem... - westchnąłem zaczynając rozmyślać - a jesteś w stanie załatwić mi spotkanie z przywódcą tutejszej sfory?
- Bez żadnego problemu - Jin uśmiechnął się groźnie - powiedz tylko gdzie i kiedy.
- Za pół godziny w Parku Kwitnących Wiśni. To neutralny teren dla wszystkich Podziemnych.
- Już lecę...
Wampir wystrzelił jak z procy, a ja wstałem za nim, dopiłem spokojnie drugiego drinka, zapłaciłem i dopiero wtedy wyszedłem. Nocne powietrze wyostrzyło mi zmysły i dopiero wtedy, gdy byłem pewien tego, że jestem gotowy, ruszyłem na miejsce spotkania. Park, który wybrałem, był jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie wszystkie nacje Świata Cieni spotykały się w pokoju. Tam mogłem porozmawiać bez niepotrzebnego spinania się.
Dotarłem na miejsce i usiadłem na ławce przymykając oczy. Zapach kwiatów wiśni koił moje nerwy i pozwolił mi jaśniej myśleć. Miałem dwa podejrzenia co do tego, kto może chcieć śmierci Podziemnych. Mógł to być jakiś Przyziemny ze Wzrokiem, który chciał wytępić wszystko co nie jest człowiekiem, albo ktoś kto chce zacząć nową wojnę między demonicznymi rasami.
Kolejny rozdział jest krótki ale mam nadzieje że równie ciekawy. Liczę na Wasze głosy i kometarze.
I przede wszystkim życzę Wam wszystkiego co najlepsze w te Święta Bożego Narodzenia. Niech spełnią się Wasze najpiękniejsze marzenia.
Daniel :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top