Rozdział VIII

Słowa faerie sprawiły, że przeszły mi ciarki po plecach. Powoli wszystko zaczynało nabierać sensu. Zabójstwa Podziemnych, wściekła królowa Jasnego Dworu, wina spada na Porozumienia... Kolejna Śmiertelna Wojna jak znalazł.
- Daj mi znać jak coś się znowu wydarzy - mruknąłem i na raz wypiłem swoje piwo - ale tradycyjną pocztą...
Wraz z Alice wstaliśmy i wyszliśmy z lokalu. Dopiero, gdy bar zniknął nam z oczu dziewczyna spojrzała na mnie ze strachem.
- Wojna z faerie... trzeba powiadomić rodziców...
- Wiem... Dlatego idziesz do Instytutu. Tam wszystko powiesz Tienowi i Liu. Oni dalej się wszystkim zajmą.
- A ty? - Alice zauważyła, że mówię tylko o niej.
- Nie pójdę z tobą... Nie mogę... - westchnąłem cicho - Alice... musisz zostać Nocną Łowczynią. To ważne... Jeśli nie przyjmiesz Znaków stracisz to, co czyni cię taką wspaniałą...
- Ale stracę wtedy ciebie - powiedziała z oporem.
- Prawa złamać nie możemy, ale obejść tak - uśmiechnąłem się tajemniczo - może nie będę mógł wam pomagać i prosić o pomoc, ale nie ma zakazu spotykania się towarzysko...
Młoda Herondale zrozumiała mój przekaz i spojrzała mi w oczy z nadzieją. Choć wiedziałem, że to niemożliwe to jednak stało się. Czujemy to samo i nasze wzajemne uczucia mogą nas zniszczyć. Może dziewczyna nie miała co do tego świadomości, ale ja znałem wszystkie konsekwencje. Wiele razy słyszałem o Nefilim łamiących Prawo z miłości i oni byli karani najgorzej ze wszystkich. Nie mogłem pozwolić by i to spotkało Alice.
- Daj mi słowo, że pozwolisz nałożyć na siebie Znaki. Że zostaniesz Nefilim...
- Ale jak... - Alice była zdumiona moją prośbą.
- Tu nie ma żadnego ale... - wtrąciłem szybko - bez ochrony nie dasz sobie rady. Musisz walczyć jako Nocna Łowczyni.
- Ale wtedy stracę ciebie - powiedziała zrozpaczona.
- Prawa nie można złamać, ale można je obejść - uśmiechnąłem się tajemniczo - spotkać się możemy, ale nie wolno się nam mieszać wzajemnie w prywatne sprawy.
- Czyli będziemy się widywać? - dziewczyna spojrzał na mnie z nadzieją.
- Zgadza się miła...
Nie chciałem jej kłamać, ale nie miałem wyboru. Przy mnie Alice nie miała żadnej przyszłości, a wśród Nefilim przynajmniej miała szansę jakoś przetrwać. Z ciężkim sercem patrzyłem jej teraz w oczy i czekałem na jej odpowiedź.
- Zgoda... Masz moje słowo, że zostanę Nocną Łowczynią - powiedziała poważnie Herondale.
- Dobrze... Idź teraz przekazać to czego się dowiedzieliśmy. Ja zacznę juz szukać dalej.
Po tych słowach obróciłem się na pięcie i ruszyłem w swoją stronę. Kierowałem się do domu Lajmosa z zamiarem przekazania mu, że wykonałem zadanie, gdy coś poruszyło moje instynkty. Zatrzymałem się na samym środku chodnika i dyskretnie rozglądałem dookoła. Nie pomyliłem się tym razem. Ktoś mnie śledził i to naprawdę bezczelnie. Był to jakiś obcokrajowiec patrzący na mnie "dyskretnie" znad gazety. Mnie jedynie denerwował fakt, że nie miałem swojej katany by pokazać facetowi, że obrał sobie zły cel do obserwacji.
Wzdychając cicho nie miałem wyboru jak tylko dać się wciągnąć w tą grę. Od razu ruszyłem przed siebie zaczynając już planować w głowie całą trasę i starałem się przypomnieć wszystkie znane mi kryjowki, których używałem jeszcze jakiś czas temu. Tylko jedna spośród nich była na mojej drodze i stanowiła też dobry punkt obronny, bo miałem w niej nieco broni.
Szedłem przez największe tłumy starając się zgubić faceta, ale przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona. No cóż... Chyba nie miałem większego wyboru. Zerwałem się do sprintu sprawnie wymijając przechodniów, licząc na to, że ten typ, który mnie śledził nie był taki zwinny.
Do kryjowki dotarłem dość szybko. Był to opuszczony budynek postawiony na starym cmentarzu, który na prośbę Nefilim poświęcił ksiądz mający Wzrok wiele lat temu.
Natychmiast zszedłem do piwnicy i znalazłem skrzynię, którą wraz z Tienem ukryliśmy tu jakiś czas przed moim upadkiem. W środku było mnóstwo broni białej i teraz wziąłem mizerykordię zaczynając czekać w milczeniu.
Minęło kilka minut i do moich uszu nie dochodziły żadne dźwięki co mimo wszystko mnie niepokoiło. Było stanowczo za cicho. Powoli bez najmniejszego szelestu wszedłem do holu i rozejrzałem się ostrożnie. Niby nic się nie działo, ale już od dawna wiedziałem, że tacy ludzie jak ten obcy nie poddają się łatwo. Coś ode mnie chciał i tylko pytanie co?
- Nie ruszaj się - usłyszałem nagle za swoimi plecami cichy głos i poczułem nacisk na tyle czaszki - jeden zły ruch i ty tez spoczniesz wśród tych umarłych.
   - Czego chcesz? - spytałem ukrywając, że przeszły mnie dreszcze po plecach.
   - Przymierza... Mamy wspolne cele wiec mozemu się dogadać. Tak samo jak ty, chcę sie dowiedzieć, kto chce śmierci Podziemnych oraz nowej Śmiertelnej Wojny...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top