Nienawiść zwana miłością

Ten ktoś rozwiązuje liny.
Wzdycham z ulgą.
- Wszystko dobrze, Tachimukai?
- Endou-san? A-ale... Jak?!
- Opowiem ci później, na razie stąd chodź.
- Ale dokąd? - biorę głęboki wdech. - Boję się!
- Nie masz czego, jestem przy tobie - przytula mnie do siebie. - Nie płacz już, jest dobrze - gładzi mnie po policzku. Nawet nie wiedziałem, że płakałem.
- Jak my wrócimy do domu?...
- Tacy panowie nad odwiozą.
- Ż-żartujesz?!... Ja już nie wsiądę d-do cudzego samochodu... N-nigdy!
- Ale ci panowie... Są z policji. Zadzwoniłem po nich, zgarnęli tego faceta. Możesz być spokojny.
- Będziesz tam ze mną?
- Tak.
- Więc d-dobrze...

- Chłopcy, opowiecie, co tam się wydarzyło? - pyta jeden z policjantów. Wygląda na przyjemną postać.
- N-nie.
- Tachimukai?
- Nie znaczy nie, Endou-san.
- Ale dlaczego nie chcesz mówić?
- Zapomnijmy o całej sprawie.
- Jeżeli nam opowiesz chociaż trochę, będziemy mogli zapobiec następnym napadom - wtrąca się policjant.
- Ale to była tylko i wyłącznie moja głupota, zasłużyłem na to. Zapomnijmy o tej sprawie.
Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu.

Patrzę na zegarek. Jest już prawie trzecia.
Kładę głowę na poduszkę i momentalnie zasypiam.

Nawet nie dwie godziny snu i ktoś mnie budzi.
- Haruna?... Co ty tu robisz?... I czemu o tak wczesnej porze? - wciskam głowę w poduszkę.
- Tłumacz się! Gdzie byliście? Co robiliście?!
- Ale... O co ci chodzi? - mamroczę. Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Nie pamiętasz już? To może ktoś ci przypomni! Endou-kun! Chodź tu i gadaj!
- Endou-san?... - wbijam w niego swój wzrok. Dlaczego? Dlaczego mi to zrobił?
Jego usta wygięte kącikami do dołu mówią "bardzo przepraszam, nie powinienem, wybacz mi, błagam", ale oczy wołają "nie przejmuj się! To przecież nic takiego!". - Nienawidzę cię... - wyszeptuję i ponownie nurkuję głową w poduszkę.
- Tachimukai... - chłopak siada obok mnie.
- Czego chcesz?!
- Powiecie mi, o co chodzi? - dopytuje Haruna.
- Nie! Wyjdź stąd! Daj mi spokój! Już!
Dziewczyna wzdycha i wychodzi z pokoju.
Dobrze.
Nikt jej tu nie prosił.
- Tachimukai... Wybacz mi... przepraszam... Nie spodziewałem się, że odbierzesz to tak źle—...
- Nie spodziewałeś się, tak?! Ani kłamać ani trzymać jęzora w pysku nie umiesz!
- Ale... daj mi dokończyć—...
- Nie! Mieliśmy o tym zapomnieć! Nienawidzę cię! Wypierdalaj stąd!
- Tachimukai... - siada bliżej mnie i zaczyna całować.
- Myślisz, że jak zaczniesz się ze mną lizać, to wszystko będzie dobrze?! Żałosny jesteś! Idiota! Wypierdzielaj, już!
- Tachim—...
- WYPIERDALAJ! NIE WIESZ, GDZIE SĄ DRZWI?! WYPIERDALAJ STĄD!
- Skoro chcesz... - ledwo tłumi łzy. Wychodzi z pokoju.
I dobrze.
Nie chcę go już znać.

Zasypiam z powrotem.

Budzę się mocno po dziewiątej, i tak mało spałem.
Mówiąc szczerze, nie chciałbym się dziś budzić.
Zza drzwi dobiegają niezbyt głośne płakanie, jednak mi udało się je dostrzec.
Chyba dlatego, że sam płakałem w ten sposób wiele razy.
Idę sprawdzić, kto jest twórcą tego cichego hałasu.

- Czego szukasz pod moimi drzwiami? - spoglądam na szlochającego bruneta.
Denerwuje mnie jego obecność.
- Tachimukai...
- No, tak się nazywam! Czego chciałeś?
- J-ja... Przeprosić... - łyka łzy.
Co on sobie myśli?
Że takimi łatwymi zagrywkami coś wskóra i wszystko będzie dobrze?
- Było myśleć wcześniej - wracam do pokoju.
- Tachimukai! Do cholery! Wysłuchaj mnie! - idzie za mną.
- Mów szybko.
- Nie powiedziałem jej prawdy!
- T-ty... Ja...
- Gdybyś dał mi dokończyć wcześniej, tobyś wiedział! Gdybyś tylko dał mi dojść do słowa, a nie okazywać swój debilizm!
- D-debilizm?
- Tak! Tylko idioci tacy jak ty zachowaliby się w ten sposób!
- Że ja jestem idiotą, tak? Dobrze, że przynajmniej wiem, co sobie o mnie myślisz.
Wszyscy.
Wszyscy mają mnie za kretyna.
Nawet Endou.
Ten, który cały czas powtarzał, że kocha.
Perspektywa: Endou
Tyle razy mówił mi, że mnie kocha, a okazało się, że nienawidzi.
Czym w świecie sobie na to zasłużyłem?
Zrobiłem coś źle?
Oczywiście, że zasłużyłem! Nie powinienem mówić nic a nic! Przecież wiedziałem, że on by tego nie chciał!
Potraktowałem go jak śmiecia. Zwyzywałem.
Straciłem jego zaufanie.
- Przepraszam... Poniosło mnie... Nie to chciałem powiedzieć... - tłumię łzy.
- Powiedziałeś to, co myślisz. I dobrze.
- Ale ja wcale tak nie myślę...
- Tak? No to kurwa ciekawe, co ci przyszło do głowy żeby tak mnie nazwać.
- Już mówiłem... poniosło mnie! Jesteś o wiele mądrzejszą osobą ode mnie! Gdyby nie ty, to nigdy nie zrozumiałbym, co dziadek napisał w swoim zeszycie!
- Wiesz co? Daj mi spokój. Mam cię dość! - patrzę na jego twarz. Widać, że smutek łączy się z nienawiścią. - Ufałem ci! Kochałem cię! A ty mnie tak zostawiłeś! - teraz po jego nieskazitelnej cerze spływają łzy.
- Tachimukai, spokojnie... Już ci mówiłem, nie powiedziałem jej prawdy. Zaufaj mi, chociaż ten jeden raz... i chodźmy do Haruny. Ja będę mówić, dobrze? Im prędzej się tego pozbędziemy, będzie łatwiej ci zapomnieć...

Bardzo bym chciał, by znowu się uśmiechnął. Kocham sposób, w jaki to robi. W dodatku, robi to tak rzadko...
Mój jedyny cel to obrona tego ślicznego uśmiechu.
Pragnę zobaczyć go szczęśliwego.
Chciałbym go całować jak najmocniej, najemocjonalniej, żeby tylko mógł zobaczyć, że ja go kocham... żeby tylko mógł to zobaczyć.
- Tachimukai... Bez ciebie...
- Masz spokój, nie? Odpoczywasz sobie od idiotyzmu, który mnie przepełnia, racja?
- Bez ciebie moje życie nie ma sensu...! Nawet nie wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz!
- Ja nawet nie wiem, czy w ogóle coś znaczę. Przecież ja jestem tylko głupim debilem.
- Nie mów tak. Nie mów tak!
- Bo niby co?
- Bo...
- Bo?
- Bo się zabiję! Zobaczysz...!
- T-ty... - wpatruje się prosto w moje oczy. Czuję się niezręcznie. - serio?...
- Tak...! Jesteś moim życiem! Moim skarbem! Moim powodem do uśmiechu! Bez ciebie nie chce mi się żyć! Rozumiesz? Znaczysz dla mnie więcej niż cokolwiek na tym świecie! Gdyby nie ty...!
- Endou-san...
- Mów Mamoru.
- M-mamoru-san... ja... przepraszam... J-ja cię nie nienawidzę... Ja ciebie kocham... Chcę być przy tobie cały czas...! - wtula się we mnie.
- Tachimukai... Ja nie wiem, czy na ciebie zasługuję...
- Mów Yuuki... I to raczej ja nie zasługuję na ciebie... powiedziałem ci, że cię nienawidzę... Przepraszam...
- Nie przepraszaj mnie...! To moja wina...
- Moja... to ja wpadłem na ten głupi pomysł...
- Zapomnijmy już o tym temacie, proszę...
- Dobrze.
Zaczynam go całować. Mocno, namiętnie. Tak, żeby zawsze pamiętał ten moment. Żeby nie żałował.
Zdejmuję z niego bluzkę.

Cholera.
Ale mam na niego ochotę.
Ogromną ochotę.
Pragnę go.

Rozbieram go coraz bardziej.
Wpatruję się prosto w jego oczy, a on w moje.

- M-mamoru-san?! C-co ty robisz w moim łóżku...?! W dodatku n-nago... - czuję dość gwałtowne szturchania w ramię. - Ja... Ja i Mamoru-san...! Miałem swój p-pierwszy raz z samym Endou! - nigdy bym nie powiedział, że ten chłopak może być aż tak energiczny. I to nie tylko w tej sprawie.
- Dzień dobry, Yuuki...
Perspektywa: Tachimukai
Nie wierzę! To najlepszy dzień w moim życiu! Chciałbym, żeby tak było codziennie! Było cudnie! Nie pamiętam, kiedy ostatnio cieszyłem się z takiej błahostki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top