Błahostka zmieniająca diametralnie

- Mamoru-san, chcesz coś do picia?
- Z chęcią!
Wyjmuję z torby butelkę procentowego trunku.
- W-wino? Ale my chyba... za młodzi jesteśmy...
- Jeden kieliszek nie zaszkodzi.
- Tak myślisz?
- Oczywiście.
- No cóż... skoro ty tak mówisz...
Grzebię w torbie w poszukiwaniu kieliszków.
Teoretycznie są dwa.
Gorzej z tym, czy potłuczone, czy nie.
Wyjmuję ten nieuszkodzony i podaję chłopakowi.
Podczas starania pozbycia się resztek drugiego, szkło dość poważnie uszkadza moją dłoń.
Wypływa z niej coraz więcej krwi.
- Co się stało? Pokaż mi tę rękę!
- Ale po co? Wszystko jest dobrze.
- Yuuki!
- Dobra, już pokazuję...
Wystawiam krwawiącą dłoń pełną odłamków szkła.
- Yuuki!!! Bandaże! Gdzie masz bandaże?
- W apteczce.
- Gdzie apteczka?!
- W szafce.
- Której?!
- Obok łóżka.
- W której szufladzie?
- Do cholery! - otwieram górną szufladkę. - W tej! W każdym pokoju apteczka jest w tym samym miejscu! Nie wiesz, gdzie masz swoją apteczkę?! Gdybyś uważał, tobyś wiedział, że trenerka powtarzała to nam cztery razy!
- Hej!...
- Przepraszam, poniosło mnie.
- Coraz częściej ci się to zdarza.
- Wiem...
- Yuuki...
- Co?
- Tutaj nie ma apteczki.
- Jak to? To chyba żarty.
Perspektywa: Endou
Jego głos słabł.
- Nie, ja nie żartuję w ten sposób.
- Słabo mi...
- Czekaj tu chwilę! Zaraz wrócę...!
Biegnę do najbliższego pokoju.
- Kidou! Masz opatrunki?
- Tak, a co?
- Daj mi je.
- Po co ci?
- Ważna sprawa!
- A więc dobrze.

Wracam do pokoju Tachimukaia.
Ma skórę bledszą niż wcześniej.
Opatruję mu rany, są bardzo głębokie.
Powinienem zadzwonić po karetkę.

- Wszystko dobrze?...
- M-mamoru-san... - patrzę na jego dłoń.
Dopiero teraz zauważyłem, że rozciął sobie żyły.
Wygląda lepiej, ale wciąż źle. - Co ja tutaj robię?...
- Było z tobą bardzo źle... więc zadzwoniłem na pogotowie.
- Dziękuję...
- Nie masz za co - uśmiecham się.

[time skip]

- Na tej imprezie było świetnie! Nigdy nie bawiłem się tak dobrze!
- Mówisz tak, bo nie napiłeś się tej wódki.
- Przecież nikt ci nie kazał!
- Ty mi kazałeś - wzdycha. - Szkoda, że to mnie, nie ciebie boli głowa.
- Czujesz się lepiej?
- Tak - odpowiada. - Nie musisz się o mnie martwić.
- Yuuki! Nawet nie warz się tak mówić!
Nie martwić się o niego? Po tym wszystkim?
Nie. Muszę się troszczyć niewiadomo jak bardzo, nawet oddam za niego życie, jeśli będzie taka potrzeba.
- Mamoru-san... Ja naprawdę nie potrzebuję troski! - wstaje i podchodzi do okna. - Jednakże, dziękuję ci za oferowanie jej.
- Yuuki, każdy zawsze potrzebuje czegoś takiego, zrozum. Nawet jeśli wydaje ci się, że tak nie jest, to tak jest.
Chłopak wzdycha cicho.
Staram się być bliżej niego, ale to niemożliwe! On nigdy nie da sobie pomóc.
- W sumie... - z powrotem siada na łóżku. - Może i masz rację.
- Co cię męczy?
- Wydaje mi się, że oddalamy się od siebie. Nie jest już tak, jak to było trzy lata temu, na początku... Dlaczego tak już nie jest?
- Nie rozumiem - spoglądam w jego oczy. - Dzisiaj praktycznie co weekend nasze ciała dzieli od siebie zaledwie parę milimetrów, a tobie się wydaje, że się oddalamy?
- Tak! Nawet nie wiesz, jak brakuje mi czasem tych dwóch, głupich słów "kocham cię"... Nie mówisz mi ich tak często, jak wtedy...
- To, że ich nie wypowiadam, nie znaczy, że cię nie kocham, Yuuki... - przytulam go do siebie.
- Mamoru-san... - zanosi się płaczem. Jego łzy robią plamę na mojej bluzce. - Chcę, żebyś był przy mnie na zawsze...
- Oczywiście, że będę.
- Będziesz?...
- Będę.
Chłopak podnosi lekko głowę. Wpatruje się we mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami błyszczącymi od łez. Wtula się we mnie kurczowo chwytając materiał t-shirtu, który mam na sobie.
Boi się czegoś, tylko, że nie wiem czego.
- Yuuki? Coś się stało?
Odpowiada mi cisza.
- Yuuki?
Znów nic.
- Yuuki? Słyszysz mnie?
Gdybym nie czuł bicia jego serca, pomyślałbym, że umarł.
- Halo, Yuuki!
Tym razem odpowiedzią jest głęboki wdech.
- MAM WRAŻENIE, ŻE MASZ KOGOŚ POZA MNĄ! - jego głos znienacka wypełnił cały pokój.
- Yuuki?... - nie wierzę. Czy on właśnie osądza mnie o zdradzę? - To chyba oczywiste, że mam tylko ciebie... Tylko ciebie kocham.
Znów nie odpowiada.
- Mamoru-san... - spogląda na mnie. Poprawia mi opaskę. - Jeśli to kłamstwo, nie kończ go, proszę. Jest zbyt przyjemne... - całuje mnie.
Uroczy z niego chłopak.
- To nie kłamstwo - co mu wpadło do głowy, żeby sugerować mi bycie zdrajcą? - Nie byłbym w stanie cię okłamać.
- Na pewno?
- Tak, na pewno...?
- To dlaczego masz wątpliwość w głosie? - spogląda na mnie dość poważnym wzrokiem.
- Dlatego, że narzucasz mi zdradę i teraz się zastanawiam, czy nie zrobiłem czegoś źle.
- Nie narzucam!
- Tak? To co niby robisz?
- Ja... ja... tylko martwię się o to, co jest między nami! Przeszkadza ci to?!
- Dlaczego unosisz głos? - wbijam wzrok w jego twarz. Nie jestem w stanie zrozumieć jego zachowania.
Obejmuję go i wtulam w siebie.
- Kocham cię, Skarbie... Ciebie i tylko ciebie - przytulam go mocniej.
- Chciałbym, żeby to była prawda.
- O czym mówisz?
- Masz mnie za głupiego? Myślisz, że nie wiem?
O nie.
Nie.
To nie może być prawda.
- A-ale, o czym wiesz?
- Oh, a więc wolisz utrzymywać mnie w tym idiotyźmie? - podchodzi do okna. - Może ci podpowiem, Kidou. Mówi ci to coś?
Nie.
Nie!
- Yuuki, to nieprawda...!
- Nieprawda? To jak wytłumaczysz to, że sam widziałem, jak go całujesz?
- Może mnie z kimś pomyliłeś...
- Haruna też widziała i jakoś twierdzi tak samo! - otwiera okno, siada na parapecie.
- Musiałbym to sam zobaczyć, żeby ci uwierzyć...
- Okej! W moim telefonie masz filmik, a do tego parę zdjęć, PIN to 0120.
Co? Nie wierzę.
- Yuuki... Dobrze. Przyznaję się. Zdradziłem cię...!
- Co? C-co?…
- Przepraszam!
- Żartujesz sobie czy co? Żartujesz sobie?
- Nie.
Cholera, tak głupio.
Co mi w ogóle strzeliło wtedy do głowy?
- Zatem... żegnaj. - spojrzał na mnie.
Ja pierdolę! Jakim idiotą trzeba być, żeby zranić kogoś tak cudownego? Kogoś... tak wrażliwego jak on?
- Yuuki, ja... Przepraszam cię, naprawdę...
- Nie musisz przepraszać. Przecież to była najlepsza impreza w twoim życiu, dobrze, że się bawiłeś. - chwila i jego ciało znika poza ramami okna.
Skoczył.
Zrywam się najszybciej jak się tylko da, może uda się mi go jeszcze złapać!

Spoglądam w dół.
Za późno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top