Rozdział 42
Tris
Po północy przychodzi Eric i bierze mnie do laboratorium. Jego chwyt nie jest mocny, więc nie miałabym najmniejszych problemów z wyrwaniem się. Ale po co to robić, to nie ma sensu.
- Nie przyniosłeś nam obiadu i kolacji - zaczynam. - Nie pracujesz już jako kelner? Co się stało, wylałeś komuś miskę zupy na głowę?
- Nie prowokuj mnie, Tris - rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Ponoć ja jestem ta sztywna - unoszę brwi.
Eric robi tylko zniecierpliwioną minę i przyspiesza, szarpiąc mnie za ramię. Rana po postrzale zaczyna pulsować bólem, więc krzywię się, ale zaciskam zęby.
Nita i Jeanine jak zwykle czekają na swoich miejscach. Eric puszcza mnie i staje z boku.
- Zaczniemy od serum prawdy - odzywa się Jeanine i bierze do ręki strzykawkę, podając ją Ericowi. Ten wskazuje tylko głową na krzesło, więc siadam na nim. Wbija mi igłę w szyję i po chwili czuję jak moje ciało staje się ciężkie, nie mogę swobodnie myśleć, szumi mi w głowie. Całą siłą woli próbuję się uspokoić. Mam za dużo tajemnic, które mogłyby zaszkodzić Odrzuconym, jeśli bym je wyjawiła. - To badanie ma na celu przyjrzenie się działaniu twojego mózgu, kiedy powstrzymujesz się od powiedzenia prawdy - odzywa się Jeanine i jak zwykle przygląda mi się badawczo.
- Super - odpowiadam obojętnie.
- Zadam ci kilka pytań - wtrąca się Nita. - Co robiłaś po przyjściu do Odrzuconych?
Moje usta poruszają się, ale nie pozwalam słowom wypłynąć. Co powinnam powiedzieć, tak żeby nie zdradzić? Na pewno nie, że trenowaliśmy Odrzuconych. Myśl Tris, myśl! A w sumie dlaczego nie?
- Ćwiczyliśmy z Tobiasem walki i strzelanie.
- Z innymi?
- Nie wiem, każdy miał o siebie zadbać we własnym zakresie.
- Czy ktoś z Chicago także dołączył do Odrzuconych?
- Nie widziałam nikogo znajomego, prawdopodobnie są tam wszyscy z Agencji - tym razem wciąż czuję ciężar serum, ale o wiele łatwiej mi kłamać. Jestem ciekawa od czego to zależy, ale wolę żyć w nieświadomości niż żeby stworzyli na podstawie tych informacji serum, któremu się nie oprę.
- Jak zareagował Tobias na twój wyjazd tutaj? - Pyta dalej Nita.
- A jak miał zareagować? - Denerwuję się, przez co czuję silniejsze działanie serum. Żeby je odeprzeć muszę się uspokoić. - Nie lubimy się rozstawać, więc był zły.
- To słodkie - prycha Eric i uśmiecha się kpiąco.
- Może dla ciebie, bo nigdy nie miałeś okazji kogoś kochać - mierzę go nienawistnym spojrzeniem. - Inaczej byłbyś innym człowiekiem, a nie potworem.
- Mamy to co chcieliśmy, podaj jej serum pokoju - mówi Jeanine, dając Ericowi kolejną strzykawkę.
Jest rozzłoszczony, więc zastrzyk boli jeszcze bardziej niż zwykle. Przez chwilę nic się nie dzieje, ale nagle czuję jak moje serce się uspakaja i mam ochotę się uśmiechać, więc robię to.
- Nie przesadziłaś z ilością? - Pyta Nita.
- Na jej teraźniejszy stan potrzebuje sporej dawki, żeby wnieść coś do naszych badań - odpowiada Jeanine.
Czuję zupełne zaćmienie umysłu. Patrzę na Erica, Jeanine i Nitę. Po co te wszystkie nieporozumienia? Nie lepiej byłoby się uściskać?
- Dlaczego jesteście tacy ponurzy? - Pytam, szczerząc się jak wariatka.
- Spójrz - mówi Jeanine do Nity, wskazując na coś na ekranie. - Jej mózg nie jest w stanie tego odeprzeć, bo przeszkadza mu ta część. To interesujące.
Chcę wstać z krzesła, ale do mojej głowy przyczepione są kabelki. Są takie zabawne, wyobrażam sobie jak muszę z nimi wyglądać i wybucham śmiechem. Próbuję odczepić jeden z nich, ale powstrzymuje mnie Eric.
- Zostaw, jeszcze nie skończyliśmy - mówi, a jego szorstka ręka dotyka mojej.
- Nie bądź taki nerwowy. Dlaczego nie możesz się do mnie uśmiechnąć? - Mówię i uśmiecham się. Eric odpowiada mi krzywym uśmiechem.
- Do twarzy ci z nim - zauważam. - Powinieneś częściej to robić.
- Możesz ją zabrać do celi - odzywa się Jeanine. - Mam już wszystkie pomiary.
Eric mnie odłącza i wstaję. Natychmiast kręci mi się w głowie i pewnie bym się przewróciła, ale przetrzymuje mnie Eric. Wychodzimy, a ja trzymam się go kurczowo, bo nogi mam jak z waty.
- A macie tu jakiś ogród? - Odzywam się. - Chciałabym poleżeć teraz na łące.
- Nie.
- A jakieś kwiatki?
- Nie.
- Lubię wdychać ich zapach.
- Mhm.
- Dlaczego mnie tak traktujesz? - Marszczę brwi, ale nie podoba mi się to, więc uśmiecham się. - Powinieneś być milszy.
- Ale nie jestem.
- Spróbuj - zachęcam go.
Nagle zatrzymuje się i patrzy na mnie dziwnie.
- Uciszysz się w końcu?
- Kiedy ja lubię rozmawiać!
- Więc sam muszę cię uciszyć - mówi i zbliża swoją twarz do mojej. Nie jestem w stanie skupić myśli. Jego usta dotykają delikatnie moich, by po chwili pocałunek stał się namiętny i gorący. Wplątuje palce w jego krótkie włosy i odwzajemniam gest równie silnie.
CDN.
Hmm... 😏😏😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top