Rozdział 39

Tobias

Już tydzień minął od wyjazdu Tris. Martwię się o nią tak bardzo, że nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Snuję się z kąta w kąt jak struty i marzę o tym, aby moja dziewczyna była już ze mną, cała i zdrowa. Pamiętam w jakim stanie była po testach w Erudycji. Pozbawiona jakichkolwiek chęci do życia, czekająca na śmierć. Mam nadzieję, że będzie silna tak jak zawsze.

- Cześć Cztery - wita się Christina, siadając przy moim stoliku.

- Hej - burczę cicho.

Nie lubię tych przenikliwych spojrzeń, którymi obdarowują mnie przyjaciele. Jakbym był zwierzęciem w zoo, którego obserwuje się bezustannie.

- Jak się czujesz? - Pyta.

Idiotyczne pytanie. Mam ochotę coś zmiażdżyć. Muszę iść do sali treningowej, żeby się porządnie na czymś wyżyć. Może to przyniesie mi choć chwilową ulgę.

- Wspaniale - odpowiadam sarkastycznie.

- Chciałam być tylko miła.

- Ale ja nie jestem miły.

- Wrrrrrr, nie da się z tobą porozumieć! - Uderza ręką w stół, więc uśmiecham się lekko.

- Taki już mój urok - odpowiadam i szturcham ją żartobliwie w żebra. Odpowiada tym samym i zabieramy się z powrotem za śniadanie. Nie przepadam za Prawymi, ale Christina nieco odbiega od normy, więc jestem w stanie ją tolerować.

>>>

Po śniadaniu idę na salę treningową. Pierwsza grupa jest już gotowa. Dzisiaj mam zamiar nauczyć ich dobrze i celnie strzelać.

- Przecież niedawno to trenowałeś - mówię do Caleba, wznosząc oczy ku górze. Za nic nie potrafi trafić w tarczę.

- Jestem zdenerwowany i dlatego chybiam - odpowiada niechętnie.

- Skup się! Podczas ataku na Agencję musisz być przygotowany!

- Będę! - Odkrzykuje, a mi przychodzi do głowy pewien pomysł.

- Stań pod tarczą - mówię spokojnie, zabezpieczając broń i wkładam ją do kabury. Chwytam trzy srebrne noże.

- Co?! Chyba żartujesz!

- Inaczej się nie nauczysz - odpowiadam obojętnie i drapię się końcówką noża w brew. Caleb nadal się nie rusza, więc wzdycham ciężko. - Mam ci pomóc?

- Nie chce umrzeć!

- Nic ci nie będzie... - uśmiecham się kpiąco. - Chyba - dodaję dramatycznie, na co Caleb jeszcze bardziej blednie. - Daj spokój, Tris też to zrobiła i przeżyła.

- Bo ją kochałeś i nie chciałeś zrobić jej krzywdy - odparowuje, patrząc na mnie spod byka.

- Jazda pod tarczę - popycham go, więc idzie w wyznaczone miejsce, coraz bardziej się trzęsąc.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - odzywa się Christina.

- No pewnie.

Caleb ustawia się pod tarczą. Widzę w jego oczach strach, jest pewny że go trafię. Ulżyłyby mi m, gdybym to zrobił, ale Tris mogłaby być na mnie za to zła, więc się opanowuję.

Biorę głęboki wdech, ustawiam nóż w ręce, wydech i rzucam. Nóż chwieje się tuż nad głową Celeba, a jego oczy robią się wielkie jak spodki. Wiem, że Tris też się mnie wtedy bała, ale ona potrafiła to ukryć i stać dumna pod tarczą, nawet nie drgając. Między innymi, to mi się w niej podoba. Jej siła i odwaga.

Drugi i trzeci nóż lądują po bokach twarzy Celeba, który przestaje panować nad swoją paniką. Nie drasnąłem go, tak jak Tris.

- Teraz wiesz, co to znaczy cel? - Pytam, kiedy wraca na trzęsących się nogach.

- Myślę, że tak - odpowiada cicho, bierze broń w obie ręce i strzela. Kula trafia w dolną część tarczy.

- No widzisz - komentuję. - Jak chcesz to potrafisz.

Caleb uśmiecha się i przez chwilę bardzo przypomina mi Tris.

>>>

Tris

Jest środek nocy. Ja i Uriah nie możemy spać, więc siedzimy i gramy w karty. To znaczy on uczy mnie gry, bo nigdy tego nie robiłam. Choć wciąż się martwię, to przynajmniej Uriah jest w stanie mnie rozbawić.

- PO MAKALE! Znowu wygrałam - szczerzę zęby.

- Bo jesteś po części Erudytką - Uriah robi obrażoną minę.

- To nie ma nic do rzeczy. Talent do gier mam we krwi - unoszę dumnie głowę.

- Pffff, jeszcze zobaczymy - prycha Uriah i ponownie rozdaje karty.

Szklane drzwi się rozsuwają i do celi wchodzi znajoma postać.

CDN.

Daję rozdział teraz, bo później jest finał Ligi Mistrzów 😊
Pozdrawiam! 😍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top