Rozdział 32
Tris
- Beatrice... - zaczyna Caleb.
- Co? - Burczę niegrzecznie.
- Twoje relacje z Tobiasem są chyba zbyt zażyłe - odwraca wzrok, a ja mam ochotę parsknąć śmiechem.
- Tobias jest moim chłopakiem od kilku miesięcy.
- No właśnie! Chłopakiem! A nie mężem! - Typowo altruistyczne podejście.
Chyba go zaraz zleję. Dlaczego myśli, że ma prawo wtrącać się w moje życie? Owszem, jest moim bratem, ale wciąż stąpa na cienkiej granicy mojej dobrej woli.
- Calebie - biorę głęboki oddech, po czym zaciskam zęby. - Nie masz prawa mówić mi, jak mam żyć. Tobias jest najbliższą mi osobą i...
- Jest od ciebie starszy - zauważa Caleb.
- Dwa lata, faktycznie, jesteśmy niczym dziadek z wnuczką - gromię go wzrokiem. - I koniec tematu.
Zła jak osa, wracam do stolika, przy którym siedzi także Robert. Tobias patrzy na mnie pytającym wzrokiem, ale robię tylko jeszcze bardziej skwaszoną minę i siadam jak najdalej od Caleba.
- Cześć Beatrice. Właśnie mówiłem pozostałym, że będziemy mieli gościa - odzywa się Robert.
- Chyba nie Zekego? - Pytam, wytrzeszczając oczy. - On ma się opiekować Shauną!
- Nie, chociaż przyznam, że jako Wierny był niezły i przydałby się nam teraz tutaj - drapie się po głowie. - Skoro mowa o Wiernych, jutro przybędzie Johanna.
- Zaraz, czekaj - przerywam mu, nagle coś sobie uświadamiając. - Kiedy pracowałeś w Agencji? Przecież przygotowywałeś bunt Wiernych przeciwko Evelyn?
Robert przypatruje mi się chwilę, zanim odpowiada.
- Naprawdę masz coś z Erudytki.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Nie tylko wy mieliście taką misję, żeby wyjść z miasta. Tuż po waszym odejściu, skontaktowała się z nami jakaś przedstawicielka Agencji i zaproponowała nam pracę. Zgodziłem się, żeby trochę tam powęszyć. Więcej nie mogę wam powiedzieć.
Marszczę brwi i milczę. Czuję, że od picia alkoholu zaczynam widzieć lekko przez mgłę i lekko kręci mi się w głowie. Caleb patrzy z ponurą miną na mnie i Tobiasa. Oj, bracie. Na twoim miejscu opanowałabym się i nie drażniła Czwórki. To jak dziabnięcie śpiącego smoka ołówkiem w oko.
Opieram głowę o ramię Tobiasa i przymykam oczy. Jestem zmęczona i chcę spać, marzę o pójściu do łóżka.
- Zmęczona? - Szepcze mi do ucha.
Nie mam siły odpowiadać, więc tylko kiwam głową. Nagle czuję, że bierze mnie na ręce i wstaje.
- Tobias, puść mnie, nie możesz przeciążać barku! - Protestuję, momentalnie otwierając oczy.
- Może gdybyś ważyła jakieś sto kilogramów, to bym je przeciążył. Ale idę o zakład, że jest tutaj mniej niż pięćdziesiąt - unosi mnie, jakby mnie ważył.
- Cztery - mówię ostrzegawczym tonem.
- Sześć - przedrzeźnia mnie i wytyka język.
- Ta zniewaga krwi wymaga... - nie kończę, bo zatyka mi usta ręką. Gryzę go w palec, więc natychmiast odrywa rękę.
- Ała! - Zbliża palec do oczu i ogląda go z każdej strony.
- Nie przesadzaj - przewracam oczami.
- Twoje zęby zostawiły na nim dziury!
- Rozumiem, że już na stałe? - Staram się zachować poważny ton. - Blizny na twoim palcu będą ci przypominały, żeby nie lekceważyć Tris Prior - w końcu nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
Tobias puszcza mnie, a ja wyciągam rękę i w ostatniej chwili zawieszam się na jego ręce.
- Chcesz mnie połamać? - Patrzę na niego morderczym wzrokiem.
- Sprawdzałem twój refleks - uśmiecha się kpiąco.
- Dobrze, sprawdziłeś, a teraz spadaj - odchodzę od niego pospiesznym krokiem.
- Tris! No co ty? Obraziłaś się? - Pyta z niedowierzaniem, biegnąc za mną.
- Powiedziałam: spadaj! - Odpycham go i idę w przeciwną stronę.
CDN.
Pozdrawiaaaaam 😘😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top