Rozdział 3
Tris
Po kilku dniach zostałam wypisana ze szpitala. System frakcji został przywrócony, więc wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że wracamy do Nieustraszoności, a Caleb i Cara do Erudycji. Dziś po południu miało się odbyć głosowanie na nowych przywódców, a tuż przed tym ma się odbyć pogrzeb Uriaha. Amar i George również z nami wracają.
- Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo tęskniłem za tym miejscem - wzdycha Amar, patrząc z uśmiechem na znajome wnętrze Jamy.
- Słuchajcie, spotkamy się tutaj za pół godziny, okej? - Odzywa się Zeke, ma na myśli pogrzeb.
Wszyscy kiwamy tylko głowami, a ja, Tobias i Christina kierujemy się do starego mieszkania instruktora. Najwyraźniej nikt tu nie wchodził, bo wszystkie rzeczy są pozostawione tak, jak przed naszym wyjazdem do Agencji.
- Zaproponowałbym wam coś bardziej wymyślnego, ale mam tylko herbatę - Tobias drapie się po głowie.
- Już niedługo znów będziemy się cieszyć ciastem Nieustraszonych - odpowiadam, siadając przy niewielkim stoliku. Nie czuję głodu. Za bardzo przejmuję się pogrzebem Uriaha, którego prochy zostaną rozsypane przez Zeke'a przy przepaści.
Wypijamy herbatę i wychodzimy z mieszkania Tobiasa. Nie odzywamy się, wszyscy cierpimy tak samo. Ściskam krzepiąco rękę przyjaciółki, która stara się do mnie uśmiechnąć.
Gdy przychodzimy na miejsce, znajduje się już tam dużo Nieustraszonych. Ktoś wciska nam z ręce piwo, a Zeke staje na podeście. Kiedy zbierają się wszyscy, zaczyna swoją mowę. Odpływam myślami i widzę Uriaha. Zawsze wierzył, że jestem silna, sprawił, że po raz pierwszy poczułam, że pasuję do Nieustraszonych. Nie zadawał zbędnych pytań, rozumiał... A teraz go nie ma... Kolejny nowicjusz odszedł... Al, Will, Edward, Marlene, Lynn, Uriah... Wszystkim dane było przeżyć tylko szesnaście lat. Wspomnienia zalewają mnie i coraz trudniej powstrzymać mi łzy. Z drugiej strony wypełnia mnie wsciekłość. Dlaczego oni? Wypijam duży łyk piwa, który ma gorzki posmak.
- Za Uriaha - krzyczą wszyscy i ponownie pijemy.
Patrzę na Christinę, która stoi cicho, a łzy spływają jej po policzkach. Przytulam ją mocno i choć bardzo cierpię, łzy zatrzymały się i nie chcą wylecieć.
- Tris, chciałbym z tobą porozmawiać - słyszę poważny głos Tobiasa.
Puszczam Christinę i odchodzę kilka kroków za chłopakiem. Stajemy obok siebie i milczymy.
- Coś się stało? - przerwałam w końcu ciszę.
Tobias spogląda na mnie, a ja zaczynam się niepokoić wyrazem jego twarzy.
- Dużo myślałem przez ostatnie kilka dni - zaczyna.
- I co wymyśliłeś?
- Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza, ty, twoje dobro i bezpieczeństwo. Starałem się cię chronić, ale ty masz to gdzieś. Zrozumiałem też, że ci na mnie nie zależy.
- Cztery, do cholery, co ty za bzdury wygadujesz?! - wściekam się.
- A myślałaś o mnie kiedy szłaś do Erudytów? Kiedy nie potrafiłaś dotknąć broni, a mimo to uczestniczyłaś w niebezpiecznych misjach? Kiedy poszłaś do laboratorium zamiast Caleba? Pomyślałaś?! - zaczyna krzyczeć. - Nie! Powiem ci więcej - nachyla się do mnie, wyglada w tej chwili przerażajaco. - Myślałaś o dobru wszystkich. Tylko nie o moim. Miałaś gdzieś to, jak wpłynęła by na mnie utrata ciebie.
- Tobias... - mówię cicho i wyciągam do niego rękę, którą odtrąca.
- Nie, Tris, dosyć tego. Nie mam już siły walczyć o twoje życie, skoro ty masz je gdzieś. Nie będę patrzył jak sama siebie niszczysz. Lepiej będzie dla nas obojga jeśli się rozstaniemy. Zaczniemy nowe życie.
Przestaję słyszeć głos Tobiasa. Dzwoni mi w uszach, serce łomocze tak, jakby miało się zaraz wyrwać z piersi.
- Bądź dzielna, Tris - mówi Tobias, przyciska na chwilę usta do mojego czoła i odchodzi.
CDN.
Pozdrawiam 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top