Rozdział 18

Tris

- Triiiiiiiiis - słyszę upierdliwe wołanie.

Nie otwierając oczu, wystrzeliwuję pięścią do góry i trafiam w coś twardego.

- Ałaaaaaa! - Krzyczy ze złością Tobias.

Leniwie otwieram jedno oko i pierwsze co widzę to morderczy wzrok mojego chłopaka. Chwytam poduszkę i kładę ją sobie na twarzy.

- Ostatnio ciągle mnie bijesz - skarży się po chwili.

- Nie bądź taki delikatny - odparowuję i rzucam poduszkę na podłogę. - Zresztą, możesz mi oddać. Nie obrażę się - mrugam do niego, a on robi się spięty. - Co jest?

- Nie potrafiłbym cię uderzyć - odwraca wzrok. - Nie będę taki jak on.

- Tobias! - momentalnie siadam i tulę się do niego. - Nie o to mi chodziło. Przepraszam cię - całuję go po policzkach, nosie, w końcu docieram do ust.

- Znam lepszy sposób na przeprosiny - uśmiecha się do mnie łagodnie i w mgnieniu oka pozbywa się mojej koszulki.

- Panie Eaton, robi się pan coraz bardziej przebiegły - szepczę mu do ucha i wsuwam ręce pod jego t-shirt. Uwielbiam dotykać jego umięśnionych pleców, a jeszcze bardziej patrzeć na nie, są jak dzieło sztuki. Pod palcami wyczuwam bliznę, której wcześniej nie zauważyłam. Odsuwam się od Tobiasa, żeby ją obejrzeć.

- Klamra od paska - wyjaśnia cicho. - Marcus miał kiepski nastrój po rzekomej śmierci Evelyn.

Zaciskam zęby i czuję, że do oczu napływają mi łzy.

- Nie lubię litości - przypomina mi, unosząc palcami mój podbródek i patrząc mi głęboko w oczy.

- To nie litość - burczę w odpowiedzi. - Jestem wściekła! Jak można znęcać się nad małym dzieckiem, które nie jest w stanie się obronić? Jak sobie o tym pomyślę, to mam ochotę go zabić.

- Jego śmierć nie sprawi, że blizny znikną.

- Wiesz, że bardzo cię kocham, prawda? - całuję delikatnie jego bliznę i czuję jak przebiega go dreszcz. - Nie chciałam cię uderzyć.

Robi mi się trochę głupio. Ostatnio dostał ode mnie parę razy.

- Tris, to - wskazuje na znikające już limo. - należało mi się. Proszę cię, nie porównuj swoich żartobliwych, choć mocnych ciosów do przemocy Marcusa - gładzi mnie po policzku.

- Kocham cię - powtarzam po raz kolejny.

- Ja ciebie też. A teraz przestań już gadać, bo mam inne plany - i zanim zdążę się odezwać, zatyka mi usta namiętnym pocałunkiem, by po chwili rzucić się na mnie jak dzikie zwierzę.

- Co tak ostro? - Śmieję się, z trudem łapiąc oddech.

- Pragnę cię - odpowiada beztrosko, całując mnie po brzuchu. Jego włosy łaskoczą moją nagą skórę, czuję przyjemne dreszcze, przebiegające moje ciało. Ręce Tobiasa są ciekawe i niecierpliwe. Robi mi się coraz bardziej gorąco, uwielbiam gdy nasze nagie ciała ocierają się o siebie. Wtedy czuję, że nie ma pomiędzy nami żadnych barier, nie mamy przed sobą nic do ukrycia. Przewracam Tobiasa na plecy i siadam na nim okrakiem.

- Ty na górze? - Porusza brwiami.

- Dzisiaj ja rządzę - odpowiadam, śmiejąc się.

Mimo dosyć ostrego początku, kochamy się powoli i delikatnie. Moje wyostrzone zmysły czują każdy gest. To bardzo szczególna relacja pomiędzy nami. W Altruizmie co najwyżej moglibyśmy się nieśmiało trzymać za ręce i uczestniczyć razem w wolontariacie. Zdecydowanie wolę okazywanie miłości u Nieustraszonych.

- Która godzina? - Pytam jakiś czas pózniej.

- Ósma - odpowiada Tobias, przeciągając się. Przygląda mi się z uśmiechem.

- Co? - marszczę czoło.

- Jesteś piękna.

- Kiedyś powiedziałeś, że nie jestem ładna - śmieję się, przypominając sobie jego słowa w czasie nowicjatu.

- Nie miałem wtedy na myśli, że jesteś brzydka - przewraca oczami. - Słowo piękna w odniesieniu do ciebie to o wiele za mało.

- Och, przestań. Nie ma we mnie nic pięknego.

- Bo masz zaburzony obraz samej siebie.

- Wyglądam jak dziecko - żalę się.

- Może w chwili gdy wpadłaś do siatki - przyznaje. - Bardzo się zmieniłaś. Przeglądałaś się ostatnio w lustrze?

- Nie. Nie przestawiłam się jeszcze pod względem lustra i nie patrzę w swoje odbicie, jeśli tego nie potrzebuję.

- A powinnaś. Zaokrągliłaś się tam gdzie trzeba - macha brwiami, a ja robię się czerwona jak piwonia. - I chyba urosłaś kilka centymetrów, dzieciaku.

Jestem zawstydzona, więc pospiesznie wstaję i idę do łazienki. Zanim zdążę zamknąć drzwi, do środka wpycha się Tobias. Chyba czeka mnie prysznic w towarzystwie.

>>>

Tobias

W końcu zbieramy się do wyjścia. Zjedliśmy kanapki, które ktoś nam zostawił w pokoju, gdy byliśmy pod prysznicem. Nie mogę się pozbyć głupkowatego uśmiechu z twarzy, Tris idzie obok mnie cała rozpromieniona i radosna jak skowronek. Nie wiem skąd wzięła się u niej ta niska samoocena. Nie jest już małą Altruistką. Wyrosła na silną i piękną, młodą kobietę.

- Gotowi? - Pyta Matthew, kiedy do niego podchodzimy.

- Jak zawsze - odpowiada Tris.

Bierzemy swój ekwipunek i wsiadamy do auta. Nie podoba mi się to, że będziemy musieli działać na dwa fronty. Boję się o Tris.

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top