Rozdział 7
Tris
Po śniadaniu stawiamy się do kierowników po sprzęt. Każda z nas dostaje broń w skórzanej kaburze, specjalną kamizelkę kuloodporną i słuchawkę do ucha, która łączy nas z pokojem kontrolnym. Dla próby włączam swoją i natychmiast tego żałuję.
Słyszę okropne zawodzenie, znam ten głos.
- Aaaaaaa! - Krzyczę, udając przerażoną - Moja jest chyba zepsuta albo ktoś specjalnie ustawił mi jakiś koci koncert! Hmm, brzmi trochę tak, jakby ktoś celowo deptał im po ogonach.
- Ha, ha, ha - odzywa się obrażony Zeke. - Sztywniaczka próbuje być śmieszna.
W rogu korytarza widzę kamerę. Uśmiecham się i mówię:
- Hej Zeke, mam coś dla ciebie - udaję że sięgam do kieszeni, wyciągam rękę i pokazuję mu środkowy palec.
- O nie, miarka się przebrała - chłopak wybucha śmiechem. - Dopadnę cię i będziesz błagać o litość.
- Nie mogę się doczekać.
Biegniemy z Christiną w kierunku torów. Pytam o rozkład jazdy, ale ona wzrusza tylko ramionami. Kucam i dotykam ręką torów, wyczuwam lekkie drganie, pociąg musi być niedaleko.
- Zaraz powinien być - mrugam do Christiny.
Po chwili go widzimy - jedzie w naszą stronę z dużą prędkością. Już dawno tego nie robiłam, więc obawiam się, że wyszłam z wprawy. Kiedy jest już dostatecznie blisko, zaczynamy biec. Chwytam mocno uchwyt i podciągam się i wpadam zgrabnie do pociągu. Gdy łapię równowagę, wyciągam rękę by pomóc Christinie.
- Brawo dziewczyny, w skali od 1 do 10, daję wam 7.5 - słyszę w słuchawce głos Zekego.
- A ja twój śpiew oceniam na 1.5 - odpowiadam, śmiejąc się. - Gdybym była twoim prysznicem, popełniłbym samobójstwo.
- Coraz bardziej sobie grabisz, Beatrice.
- Też cię lubię Ezekielu.
Pociąg powoli zwalnia, aż w końcu zatrzymuje się całkowicie. Wyskakujmy i idziemy w stronę płotu. Zmieniamy się z poprzednią parą, która kończy zmianę. Wokół jest cicho, nie widać żywej duszy.
- Coś ty nam za pracę wybrała? - Patrzę spod byka na Christinę.
- Lepsze to niż pilnowanie bezfrakcyjnych - wzrusza ramionami.
- Przynajmniej miałybyśmy jakieś zajęcie. A tutaj możemy jedynie stać i czekać na jakieś ekscytujące wydarzenie.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale Serdeczni podjechali furgonetką z żywnością i czekają aż ich wpuścicie - wzdrygam się, gdy słyszę głos Tobiasa.
Podchodzę do bramy i wpisuję kod. Gdy klikam ostatnią liczbę, następuje kilkusekundowy dźwięk i wrota się otwierają. Serdeczni machają nam na powitanie i jadą do centrum.
- Tris, muszę ci coś powiedzieć, a obawiam się, że to jedyny sposób, żeby ci to przekazać - odzywa się Tobias.
Wzruszam ramionami i nie odpowiadam. Nie interesuje mnie to co ma do powiedzenia. No dobra, może i trochę się oszukuję. Czuję się tak, jakbym została podzielona na dwie części, jedna która nienawidzi Tobiasa i wieszałaby na nim psy i druga, która kocha go najbardziej na świecie i z utęsknieniem wyłapuje każde jego słowo.
Nie lubię tej drugiej Tris.
- Nasza dwójka została wybrana na reprezentantów miasta w Agencji - wyjaśnia, a mnie się włosy jeżą na karku.
- Co takiego? Nikt się mnie o to nie pytał - prycham.
- A myślisz, że mnie tak? - Słyszę, że się złości.
- Odkręć to. Zamień się z kimś.
- Nie możemy, już próbowałem.
Wzdycham ciężko. Jak mam normalnie z nim pracować, tak jakby nic się nie stało? Choć wielokrotnie mi powtarzano, że jestem silna, to ja wiem, że daleko mi do tego.
Nagle słyszę, że za bramą ktoś mnie woła. Podchodzę do tablicy i już mam zamiar wpisać kod, gdy słyszę przekleństwo Tobiasa.
- Tris, nie otwieraj - mówi pospiesznie.
Wychylam się i widzę jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie osób.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top