Rozdział 46
Tris
Nie wiem ile czasu leżę bez ruchu. Czuję się pusta w środku, jakbym straciła wszystko. Ostry ból promieniuje aż do brzucha. Chcę wstać, ale tak bardzo trzęsą mi się nogi, że czołgam się do umywalki. Chwytam się jej i podciągam. Po nogach spływa mi krew zmieszana z nasieniem Erica. Mam torsje, wymiotuję.
Jedyne, o czym marzę to aby zniknąć z tego świata. Chcę umrzeć. Jak mam dalej żyć po tym co się stało? Wchodzę pod prysznic i puszczam gorącą wodę. Wrzątek parzy moją skórę, ale nie zwracam na to to uwagi. Nie wiem jak długo trę gąbką swoje ciało z całej siły. Chcę zmyć dotyk Erica, czuję do siebie obrzydzenie. Tobias mi tego nie wybaczy.
Moim ciałem zaczynają wstrząsać spazmy, w oczach wciąż zbierają się nowe łzy i zaczynam głośno płakać.
Dlaczego to spotkało właśnie mnie?
Czy mało się w życiu nacierpiałam?
Nie chcę wychodzić z łazienki. Ale w końcu muszę to zrobić. Zakładam czyste ubrania i wychodzę. Przy drzwiach na szczęście nie ma Erica, tylko strażnik. Chwyta mnie za ramię i dosłownie ciągnie za sobą. Chodzenie sprawia mi ból, nie jestem w stanie iść normalnie. Gdy wchodzę do celi, Uriah je właśnie śniadanie.
- Co tak długo? - Śmieje się. - Myślałem że cię porwali.
Nie jestem w stanie mu odpowiedzieć. Po moich policzkach zaczynają płynąć łzy, nawet nie mam szans ich zatrzymać.
- O Boże Tris, co się stało? - Uriah rzuca niedojedzoną kanapkę na stół i podchodzi do mnie z przerażoną miną. Kręcę tylko głową i idę stronę swojego łóżka. Jednak Uriah nie daje za wygraną i chwyta mnie za ramię. Mimowolnie się wzdrygam, a on marszczy brwi.
- Tris, co jest?!
Ponownie kręcę głową, kładę się na łóżku, wtulam w poduszkę i zaczynam szlochać. Słyszę, że Uriah zaczyna maszerować po pokoju ze zdenerwowania.
- Natychmiast wezwij Odrzuconych - rozkazuje.
Co to da? Ja i tak nie chcę już żyć. Niech podadzą mi dziś serum śmierci, nie będę z nim walczyła. W mojej głowie od razu pojawia się Tobias i obietnice mu złożone. Ale czy nadal obowiązują, po tym co się stało? Nie wybaczy mi tego. A ja nie zniosę widoku odrazy na jego twarzy. Nie zwracam już uwagi na obecność Uriaha i wyję z bólu. Moja psychika nie jest w stanie tego znieść.
- Tris, dlaczego masz takie posiniaczone nadgarstki? - Uriah przygląda się im dokładnie. Nagle robi przerażoną minę. - Czy on...?
Nie odpowiadam tylko zwijam się w kłębek, twarzą do ściany. Co sobie o mnie pomyślą, jeśli się dowiedzą? Że jestem niewierną ladacznicą. Kto mi uwierzy, że nie chciałam?
Tak bardzo potrzebuję teraz Tobiasa. Potrzebuję jego siły, żeby dalej żyć. Potrzebuję jego wsparcia, żeby ze sobą nie skończyć. Potrzebuję jego zapachu, by przestało mnie ogarniać przerażenie.
- Tris, proszę cię, powiedz mi co się dzieje?
- Zostaw mnie - odpowiadam cicho.
- Co ten bydlak ci zrobił?
Przecież się domyślasz...
- Uriah, nie mogę...
- Tris przecież widzę! Nie płakałabyś tak mocno bez powodu! - Przygląda mi się uważnie. - Czy Eric cię zgwałcił?
Powiedział to na głos. Zaczynam płakać jeszcze bardziej, ale nie potwierdzam jego słów.
- Co za potwór - twarz Uriaha krzywi się w gniewie. - Uruchom ten chip. Teraz.
Kręcę głową. Nie wiem jak spojrzę Tobiasowi w oczy. Potrzebuję go, ale tak bardzo się boję, że będzie czuł do mnie obrzydzenie.
- Tris, zrób to teraz - naciska Uriah. - Wiesz, że on może chcieć zrobić to ponownie.
Chyba że dziś wieczorem zabije mnie serum śmierci...
Siadam na łóżku, a Uriah ściska pokrzepiająco moją rękę.
Wypowiadam hasło uruchamiające alarm.
- CZTERY!
CDN.
😶😶😶
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top