Rozdział 17
Tobias
- O Nicie? - Powtarza Tris, w jej oczach widzę, że się pogubiła. Czuję to samo, nie wiem już sam, komu ufać. Nicie, która już na początku nie była ze mną szczera, czy człowiekowi, którego nie lubię? Właściwie dlaczego go nie lubię? Bo powiedział, że nie jestem Niezgodny. Ale czy tylko dlatego?
Tris bardzo go lubi, więc jesteś o niego zazdrosny.
Hmm, głos w mojej głowie może mieć odrobinę racji.
- Ufacie mi? - Pyta Matthew.
- No oczywiście - odpowiada natychmiast Tris, a mnie nachodzi ochota, żeby w coś walnąć. Albo raczej w kogoś. Kto teraz uśmiecha się do Tris.
Zaraz poprzestawiam mu zęby.
- Jestem jednym z przywódców Odrzuconych - mówi. Marszczę czoło. Co to wszystko ma
znaczyć?
- Jak to? - Pyta zdziwiona Tris. - Nie rozumiem.
- Opowiem wam wszystko od początku. Otóż, współpracownik Nity, w dniu rozpylenia serum pamięci wysłał wiadomość wszystkim UG, żeby nie przychodzili do pracy. W Agencji zostali sami CG, a jak wszyscy stracili pamięć, wybuchło małe zamieszanie.
- Dlaczego nie dotarła do nas żadna z tych informacji? - Robię podejrzliwą minę.
- Bo byłeś przyklejony do łóżka Tris w szpitalu - odpowiada, uśmiechając się krzywo. - Poza tym zdecydowaliście się na powrót do Chicago, więc nie chcieliśmy mieszać was w to. Nita podstępem zrobiła z siebie dyrektora Agencji i wciska wszystkim kit, że jest CG.
- A czego chcą Odrzuceni?
- Powrotu do pracy i pozbycia się Nity. Ona... ona bardzo się zmieniła. Nie wiem dlaczego nie mówi prawdy o sobie, ale wiem, że nad czymś intensywnie pracuje. Zebrała ekipę naukowców i całymi dniami zamykają się w laboratorium.
- Domyślasz się, co tam robią? - Drąży Tris.
- Według naszych ustaleń, prawdopodobnie jest to jakieś serum. Niestety, nie dowiedzieliśmy się do czego będzie służyć. Podejrzewam, że może mieć związek z genami. Nita ma bzika na punkcie swoich uszkodzonych genów.
- Jaka jest w tym nasza rola? - Odzywam się w końcu.
- Będziecie dostarczać Nicie z pozoru ważne informacje i pomożecie nam. Być może uda się dowiedzieć nad czym pracuje w laboratorium. Nie ukrywam, że tutaj liczę na ciebie Tobias, Nita bardzo cię lubi.
- Czyli znowu wojna? - Tris robi zbolałą minę.
- Chciałem po prostu was uprzedzić jak wygląda sytuacja - Matthew wzrusza ramionami. - Już wcześniej działaliśmy razem. Nie prosiłbym was o pomoc, ale skoro Nita postanowiła was zwerbować to nie mam wyboru.
- Chyba rozbolała mnie głowa - odpowiada Tris. - Muszę się położyć. Do jutra, Matt - kładzie mu rękę na ramieniu. - Nie martw się, pomożemy ci.
>>>
Tris
Idziemy w milczeniu do sypialni. Kątem oka obserwuję Tobiasa i zauważam, że jest czymś zirytowany.
- O co chodzi? - Pytam zmęczonym głosem. Zaraz pęknie mi głowa. - Tobias?
- Musisz go tak dotykać i być taka miła? - Burczy w końcu pod nosem.
Mam ochotę się roześmiać. Myślałam, że jest zły z powodu tego co usłyszał, że Nita chciała nas wykorzystać do swoich niecnych celów, a on wyskakuje z zazdrością.
- Nie, nie wierzę - nie wytrzymuję i parskam śmiechem. - Myślałam, że jesteś mądrzejszy. Matthew jest moim przyjacielem. Przyjacielem, rozumiesz?
- Teraz Matthew. A jak zwracasz się do niego to zdrabniasz jego imię.
To co mówi jest na tyle absurdalne, że wybucham śmiechem i nie mogę się uspokoić. Opieram się o ścianę i próbuję się opanować. Udaje mi się po dłuższej chwili, ale dostaję czkawki.
- Jeśli chcesz, twoje imię też mogę zdrabniać - szczerzę zęby. - Co powiesz na Tobiś?
- Myślę, że brzmi to idiotycznie - przyznaje i też nie może powstrzymać się od śmiechu. - Przepraszam.
- Żeby mi to było ostatni raz, Tobiś - grożę mu palcem, a on przewraca oczami i przyciąga mnie do siebie, całując namiętnie. Pewnie byłaby to piękna i cudowna chwila, gdyby nie moja czkawka.
- To twoja wina - wzruszam ramionami. - Tak mnie rozbawiłeś, że dostałam czkawki. Nici z całowania.
- Trzeba cię tylko wystraszyć - Tobias uśmiecha się przebiegle.
- Tylko spróbuj - prycham. - Wtedy nie będziemy się całować, bo się pokłócimy.
- Żartowałem. Chodźmy spać, bo musimy wcześnie wstać.
- Ależ z ciebie poeta, Tobiś.
- Błagam, nie nazywaj mnie tak - robi minę cierpiętnika.
- E tam, spodobało mi się, brzmi tak słodko.
- Czy ja jestem słodki? - Tobias robi zeza, a ja wybucham śmiechem. Przyglądam mu się przez chwilę.
- No cóż, nie - chwytam go za rękę. - Ale w takim Tobiasie się zakochałam i nie chcę innego - całuję go w policzek.
- Ja też zakochałem się we wredocie o imieniu Tris i nie zamieniłbym jej nigdy - mruga do mnie, a ja szturcham go w żebra za wredotę.
W końcu, zmęczeni, idziemy spać. Tobias niemal natychmiast zasypia, a ja wciąż myślę o słowach Matthewa. Trzeba mieć wrodzony talent, żeby non stop pakować się w kłopoty, tak jak my.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top