~13~
Siedzieliśmy tak dość długi czas. Nie odzywaliśmy się. Słyszałam jedynie nasze powolne oddechy. Oparłam głowę o ścianę. Cały czas miałam otwarte oczy. Nawet nie mrugnęłam. Miałam ochotę pozostać tak przez cały dzień, było dość wygodnie mimo że to była podłoga, oraz cicho i spokojnie. Dziwne bo wolę gdy jest głośno i coś się dzieje, ale w ostatnim czasie to zrobi mi naprawdę dobrze. Dzisiejszy dzień nie zapowiedział się dobrze. do tego boli mnie kark. Chyba źle zasnęłam.
- Minho chce żebyś została zwiadowcą. - odezwał się po bardzo długiej ciszy Newt. Ale ja zwiadowcą? Nie wydaje mi się żeby mi dobrze poszło.
- Lepiej nie Newt. Nie nadaję się do tego.
- Chodzi o to że raz znalazłaś wyjście. Może drugi raz Ci się udać.
Raz znalazłam wyjście. No Tak! Zalała mnie fala energii i dobrego humoru. Tak nagle i niespodziewanie. Nie pomyślałam.
- Ale nie pamiętam wyjścia. To jedyna rzecz którą w tedy zapomniałam. Jedyna rzecz jaka zapadła mi w pamięć to czarna otchłań.
- To może być wskazówka! Pomyśl logicznie Sophie. Masz już jedną wskazówkę. To dobry trop. Każda rzecz może być wskazówką !- chłopak wstał i rozłożył ręce teatralnie. Następnie podniósł kartkę z łóżka której już nie podnosiliśmy od kiedy Newt ją tam rzucił- To też może być wskazówką, czy twoje rysunki. Wszystko Sophie! W tobie nadzieja...
W sumie to ziarno prawdy w tym jest. Przyjaciel stał na środku pokoju. powoli uniosłam głowę i spojrzałam na niego. On też na mnie patrzył błagalnym wzrokiem.
- Ale ja nie dam rady... - powiedziałam cicho mając nadzieję że mnie nie usłyszał. Ale się myliłam.
- Ty?! Nasza Sophie nie da rady?! Kto pobił 4 ochroniarzy ? Kto uciekał prawe codziennie z najbardziej strzeżonej placówki na świecie nie zauważony ? Kto znalazł wyjście?!
-Ja.. chyba, masz rację Newt. Masz rację.- Jego wypowiedź dała mi nadzieję. - Ja bym nie dała sobie rady ? Ja dam sobie radę ze wszystkim!
Dlaczego ten człowiek ma taki talent do dawania ludziom energii?
- To chcesz być zwiadowcą ? - zapytał.
Wstałam z podłogi i odpowiedziałam.
- Jeśli mi pozwolą to mogę zaryzykować. - uśmiechnęłam się.
- I taką chcę Cię widzieć! - odwzajemnił uśmiech. - Muszę już iść, i tak dość długo posiedzieliśmy.
- Zobaczymy się dziś jeszcze ?
- Jasne, dziś przyjeżdża pudło z prowiantem. Szybko minął ten tydzień co? Jeśli chcesz pomóc to wiesz gdzie przyjść. -powiedział po czym wyszedł.
Położyłam się na łóżku. Możliwe że będę zwiadowcą. To coś poważnego i odpowiedzialnego. Nie jestem odpowiedzialna, ale czemu by nie spróbować? Zamknęła oczy. Leżałam tak około 5 minut, po czym znów je otworzyłam. Tego Co zobaczyłam w życiu bym się nie spodziewała... Nad moją głową nie było dachu. Zauważyłam też że już nie jestem na moim łóżku ale w Labiryncie. Jak? Ok trudno, muszę poszukać wejścia do strefy, lub wyjścia z Labiryntu. Zaczęłam biec szukając otwartych wrót do strefy. Skręciłam w prawo potem w lewo i znów w prawo. Starałam się zapamiętać wszystkie mijane przeze mnie zakręty. Ale ich było za dużo. Ślepy zaułek. Odwróciłam się i znów zaczęłam biec. Kiedy skręciłam, w zupełności jej tam nie powinno być. Przede mną stała ta sama kobieta która oznajmiła że :
Wspomnienia nigdy nie umrą.
Cóż, wystraszyłam się i to bardzo. Znów ta biel. Oślepiająca. W ręku miała pistolet. Podniosła go i Wycelowała go we mnie, po czym oznajmiła. :
- Jakieś ostatnie słowo Sophie?
- Wal się. - Po czym zaczęłam uciekać, jak najszybciej. Szybko. Przede mną wyrosła kolejna postać. Tym razem był to jeden z ochroniarzy. Ale był ubrany na biało i miał maskę, która zasłaniała jego twarz. Złapał mnie. Zaczęłam się wyrywać, kopać go ale on był silniejszy i oberwałam w twarz z pięści. Poczułam że z nosa zaczyna mi lecieć krew. Znów uciekłam. Raz upadłam na ziemię. Zdarłam sobie kolano ale to mnie teraz nie obchodziło. Podniosłam się i biegłam dalej. Ale nagle jak z nieba, pojawiło się jeszcze dwóch takich samych żołnierzy jak tamten. Przytrzymali mnie. Uderzyłam jednego z nich w brzuch łokciem ale drugi z nich zafundował mi kolejny cios w twarz, a kiedy mężczyzna który oberwał ode mnie wstał, i on uderzył mnie w brzuch tak jak ja jego. Wygięłam się w pół z bólu. Tym razem Nie miałam siły na kopanie czy bicie się. Teraz trzymali mnie mocniej i pewniej. Szli ze mną w stronę tej kobiety. Kiedy już wszyscy zebrali się w jednym miejscu tajemnicza kobieta podeszła do mnie i zaczęła :
- A zamiast ''wal się'' Może dzień dobry ? - Kręciła bronią jak zabawką w swoich rekach - Albo do widzenia? Osobiście wolę tę drugą wersję. - Podniosła rękę i znów wycelowała we mnie pistolet.
Nacisnęła spust.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top