23 | trudna rozmowa

— Myślałam, że nie żyjesz — powiedziałam nieśmiało, patrząc na kobietę, która usiadła obok mnie na łóżku.

— Wątpisz w moje możliwości? — prychnęła z uśmiechem. — Ach, gdzie ja mam maniery. Napijesz się czegoś? Wody, kawy, herbaty?

— W zasadzie to nie, dziękuję. — Odwzajemniłam uśmiech. — Będę zaraz wracała do chłopaków, bo zaczną się o mnie niepokoić.

— Vince z nimi teraz rozmawia. — Machnęła dłonią z uśmiechem. — Musiał uspokajać tego... Jak mu tam było? Zresztą, nie ważne. Musiał uspokajać takiego blondyna, że nie jestem seryjnym mordercą i nic tobie z mojej strony nie grozi.

Zaśmiałam się cicho. Domyśliłam się, o kogo chodzi.

— Pamiętasz Newta, prawda Marry? — spytałam po chwili.

— Oczywiście. — Uśmiechnęła się niepewnie. — Nawet ten blondyn jest troszeczkę podobny do niego, ale to nie jest możliwe, żeby...

— Co jest niemożliwe? — spytałam, marszcząc brwi. — Żeby...?

— Żeby Newt przeżył. Pamiętam, jak DRESZCZ katował cię tym strasznym nagraniem. Naprawdę mi przykro.

Roześmiałam się, a kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.

— Przecież to on! — pisnęłam. — Ten sam Newt! Ten sam, uroczo wkurzający Newt, którego znasz! Ten sam, chłopak, w którym się zakochałam. Tylko, że... — urwałam. — Nie pamięta mnie teraz. DRESZCZ wyczyścił mu całą pamięć, więc teraz pewnie moje uczucia nie mają już żadnego znaczenia. Pewnie pamiętasz nasze rozstanie.

Marry nie spuszczała ze mnie wzroku.

— Pamiętam to, Rose. — Westchnęła. — To było kilka dni przed moim zwolnieniem. Pamiętam wasze pożegnanie. Te łzy i ból w twoich oczach.

Spuściłam wzrok na wspomnienie tamtej chwili.

— Nadal go kocham, Marry... — szepnęłam cicho, bawiąc się palcami.

— Wiem, dziecko... — Kolejny raz westchnęła. — Powiedziałaś mu chociaż, kim dla ciebie był w przeszłości? Przed Labiryntem? 

Pokręciłam głową.

— Nie mogę, bo weźmie mnie za jakąś idiotkę. I tak wiem, że już nic do mnie nie czuje.

— Proszę cię. Widzę, jak na ciebie patrzy. — Uśmiechnęła się delikatnie. — Podświadomości i uczuć, kochana, nie da się oszukać.

Spojrzałam w jej oczy z lekką nadzieją.

— Myślisz... — zaczęłam niepewnie. — Myślisz, że on podświadomie czuje, że mnie znał? Że mimo zatarcia wie, że byłam kimś dla niego ważnym?

— Nie myślę, ja to wiem, Rose. Siedziałam w DRESZCZ'u ponad dziesięć lat i jakąś wiedzę posiadam na ten temat. Wasze kartoteki i dokumenty znam na pamięć, ponieważ wiesz, że ja byłam waszym opiekunem. Nie da się zupełnie pozbawić człowieka uczuć i świadomości. Uczuć, nie da się oszukać. Wierz mi, Rose.

— Chciałabym w to wierzyć, ale... Jak mnie odrzuci? Jak już nie będzie chciał ze mną rozmawiać?

— Jestem pewna, że tego nie zrobi. — Uśmiechnęła się szerzej. — Streściłaś mi przecież waszą całą podróż przez pustynię. Chłopak kleił się do ciebie jak mucha do kompotu. — Zaśmiała się.

— Niezłe porównanie — prychnęłam. — Myślisz, że powinnam mu o tym wszystkim powiedzieć?

— Powiedz mu, co czujesz Rose — powiedziała. — Najlepiej jeszcze dziś. Nie czekaj z tym długo, nie duś tego w sobie.

— Zrobię to. — Odetchnęłam. — Ale na pewno nie dzisiaj.

Marry otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej chwili do namiotu wślizgnął się... Newt. Zagryzłam wargę. Wiedziałam, że kobieta teraz NA PEWNO nie odpuści.

— Rose? Umm... — Chłopak dopiero teraz zauważył Marry. — Dobry wieczór. Czy mogę na chwilę porozmawiać z Rose w cztery oczy? To dla mnie bardzo ważne.

Mocniej przygryzłam wargę i spojrzałam w kierunku Marry, szukając jakiegoś ratunku z jej strony.

— Zostawię was samych. — Kobieta spojrzała na mnie wymownie i po chwili wyszła z namiotu. Zaklęłam w duchu. Zostałam z Newtem sam na sam, akurat dzisiaj. Spuściłam wzrok na swoje buty i dopiero teraz zauważyłam, że z prawego trampka odkleja się podeszwa. Interesujące. Bardzo interesujące. A te brudne kolory? Niesamowite.

— Rose? — Newt zrobił kilka kroków w moją stronę. Gdy nie dostał z mojej strony żadnej odpowiedzi, westchnął i podchodząc bliżej ukucnął przede mną. — Co się dzieje? Widzę, że coś cię trapi. Mogę ci jakoś pomóc?

— Nie — powiedziałam tylko, nadal nie podnosząc wzroku z podłogi. Niestety chłopak ujął mnie pod brodę i zmusił, bym na niego spojrzała.

— Błąd. Wiem, że kłamiesz. — Jego oczy pociemniały. — Rose, o co chodzi?

Więcej już nic nie mówiłam. Nie wiedziałam jak to wszystko zacząć, jak to powiedzieć. Bałam się jego reakcji. Cholernie się bałam.

— Rose, proszę... — szepnął cicho. — Powiedz coś.

— J-ja... — wyjąkałam. — Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam...

Chłopak zmarszczył brwi i lekko przekrzywił głowę.

— Ale za co? Rose, jestem twoim przyjacielem, możesz mi wszystko powiedzieć. Wiesz o tym.

Przyjacielem...

To słowo odbiło się kilkakrotnie echem w mojej głowie. Starałam się opanować drżenie całego ciała.

— Muszę ci coś powiedzieć... — Zagryzłam wargę aż do krwi. — Pamiętasz, jak na pustyni pytałeś, kim byłeś dla mnie w przeszłości?

Chłopak kiwnął twierdząco głową.

— Pamiętam.

— Więc... Okłamałam cię. — Chłopak już chciał coś powiedzieć, ale położyłam palec na jego ustach. — Nic nie mów i daj mi dokończyć... — Wzięłam głęboki wdech, próbując sklecić jakieś sensowne zdanie. — Newt, ja... Ty... To trudne, wiem, ale... Ugh... Ja... My... Znaliśmy się przed labiryntem i... I ja... — jąkałam. — Nadal... Cię kocham... — wydusiłam w końcu. Ukryłam twarz w dłoniach, a moje ciało zaczęło się mocniej trząść. Zrobiło mi się dziwnie lżej, jakby świadomość, że w końcu wyrzuciłam to wszystko z siebie, dodawała mi otuchy.

— Co? — Usłyszałam zdumiony głos chłopaka. Uniosłam głowę i patrząc w jego brązowe oczy, rozpłakałam się.

— Tak, przepraszam. Nie powinnam ci tego mówić. Wiem, że teraz nie będziesz już chciał ze mną rozmawiać. Na pustyni, walczyłam sama ze sobą i zastanawiałam się, czy ci to wszystko powiedzieć, czy też nie. Boże, jestem taka głupia... — Nadal płakałam. Nie umiałam już teraz powiedzieć żadnego sensownego zdania. Wyrzucałam po kolei wszystko, co ten cały czas dusiłam w sobie. — Tak bardzo chciałabym, żeby było jak dawniej. Poczuć twoje wargi na moich. Być z tobą tak blisko, jak kiedyś... Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Jestem cholerną idiotką...

Nagle chłopak położył mi palec na ustach i najwidoczniej postanowił zaskoczyć mnie jeszcze bardziej, niż kilka dni temu na pustyni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top