18 | burza
Słońce chyliło się już ku zachodowi. Szliśmy dość szybko, uważnie rozglądając się w poszukiwaniu naszej grupki. Niestety, po Streferach nie było śladu. W pewnym momencie Thomas zatrzymał się i otarł pot z czoła.
— Nie widać ich — wymamrotał. — A do tego wszystkiego mam wrażenie, że te góry z każdym krokiem się ode mnie oddalają.
— Też mam takie wrażenie. — Zagryzłam wargę, rozglądając się dookoła. — Zaraz zrobi się ciemno. Poszukajmy lepiej miejsca, gdzie będziemy mogli się przespać.
Thomas rozłożył zażenowany ręce.
— A widzisz tu gdzieś, purwa, jakieś budynki? Wylądowaliśmy na kompletnym pustkowiu!
Przejrzałam się. Faktycznie. Wokół nas rozpościerało się tylko morze piasku. Żadnych budowli. Nic.
— Cholerna pustynia — mruknęłam do siebie i wyciągnęłam z plecaka butelkę z wodą, która była już tylko do połowy pełna. Upiłam łyk. — No nic... Będziemy musieli rozłożyć obóz tutaj.
Thomas mruknął coś w odpowiedzi i usiadł na piasku. Wyciągnął z plecaka butelkę z wodą i ostatnią chustę. Ja również usiadłam i wyciągnęłam zapalniczkę. Rozpaliliśmy szybko ognisko. Chłopak nie miał dziś wyjątkowo nastroju. Położył się plecami do mnie i od razu zamknął oczy. Westchnęłam i zrobiłam to samo.
— Dobranoc, Tommy. — szepnęłam cicho. Brunet jednak nic mi nie odpowiedział. Nie przejęłam się tym za bardzo, ponieważ moje myśli zaprzątał Newt. Ślady na piasku wyraźnie wskazywały, że z jego nogą nie wszystko jest w porządku. Dobrze pamiętałam, że podczas naszej ucieczki przed poparzeńcami, chłopak mocno skarżył się na ból kostki. Może jest ranny? A może... Nie żyje? Tak rozmyślając zasnęłam.
***
Obudziły mnie czyjeś głosy. Lekko rozchyliłam powieki. Nade mną pochylał się jakiś chłopak.
— Żyją? — Do moich uszu dotarł czyjś szept.
— Tak. — Gdy usłyszałam TEN głos, nie miałam już żadnych wątpliwości. Otwierając gwałtownie oczy rzuciłam się Newtowi na szyję z cichym piskiem. Chłopak zatoczył się, próbując mnie utrzymać. Od razu oplotłam go nogami w pasie i mocno wtuliłam nos w jego szyję.
— Boże... — szepnęłam cicho, wprost do ucha blondyna. — Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
— Jestem tutaj. — Wiedziałam, że się uśmiecha. — Zdradzę ci sekret. Ja sądziłem podobnie. Wiesz... Myślałem, że nie żyjesz.
— Wątpisz w moje możliwości? — Zaśmiałam się cicho.
— Ej, wy tam. — Minho podszedł do nas. — Wiecie, że my też tu jesteśmy?
Szybko zsunęłam się na ziemię z lekkimi rumieńcami na twarzy. Podeszłam do niego.
— Ciebie też miło widzieć. — Lekko go objęłam. Potem spojrzałam na resztę chłopaków. — Was też, chło...
Nagle rozległ się grzmot. Odwróciliśmy się wszyscy. Przejaśniające się już niebo, nagle bardziej pociemniało.
— Cholera, burza. — Rozejrzałam się w panice. W oddali dojrzałam... Światła?
Thomas chyba też je zauważył.
— Światła... — wymamrotał. — Ludzie. Tam muszą być ludzie.
Znów huknęło, tym razem dużo bliżej niż poprzednio.
— Szybko! — podniosłam mój plecak i rzuciłam się pędem w stronę migoczących w oddali świateł. Chłopcy podążyli za mną. Gdy byliśmy już w połowie drogi, nad naszymi głowami rozpętała się prawdziwe piekło. Pioruny biły w ziemię, jeden po drugim. W pewnym momencie, gdy byliśmy niecałe dziesięć metrów od budynków, piorun uderzył bardzo blisko Minho. Newt, który biegł niedaleko, upadł kilka metrów od miejsca uderzenia. Szybko pomogłam mu wstać, pytając, czy nic mu nie jest. Gdy zaprzeczył, spojrzałam w stronę leżącego Minho. Gdy otworzyłam drzwi, Thomas i Patelniak podnieśli Azjatę i wnieśli szybko do budynku.
— Boże, Minho? — Potrząsnęłam mocno chłopakiem. — Nie rób tego, do cholery!
Thomas przyłożył ucho do jego ust.
— Oddycha.
Odetchnęłam z ulgą. Oparłam się plecami o ścianę.
— To są, purwa, jakieś żarty... — mruknęłam sama do siebie.
W pewnym momencie Minho wydał z siebie zduszony jęk. Potem otworzył powoli oczy.
— Minho! — Odetchnęłam jeszcze raz. — Dzięki Bogu...
— Co się stało? — spytał cicho, podnosząc się powoli do siadu.
— Podsmażył cię piorun, Krótasie. — Newt usiadł obok mnie i delikatnie złapał mnie za rękę.
— Aha. — Minho uśmiechnął się lekko. — Ale czad.
Mimowolnie się zaśmiałam i mocniej ścisnęłam rękę chłopaka. Nagle usłyszałam kroki. Krótko potem rozległ się krzyk Newta i jego ręka zniknęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top