14 | kryjówka

— Ja? — Obruszył się, wskazując na siebie palcem.

— A kto niby? — warknęłam, nadal nie odrywając wzroku od kraty ściekowej. — Przez ciebie odłączyliśmy się od grupy i jesteśmy w jakiejś dziurze pod handlowcem. Do tego na dole są Poparzeńcy!

— Słyszę i czuję, że tam są. — Thomas zmarszczył zabawnie nos. — Okropny smród, Ohyda...

— No co ty nie powiesz? — prychnęłam, przewracając oczami. — Dobra, dosyć tego, pomóż mi z tą pieprzoną kratką...

Chłopak podszedł do mnie z ociąganiem i mocno chwycił kratę, unosząc ją do góry. Poświęciłam tam latarką.

— Zachęcające — wymamrotałam, podając Thomasowi latarkę. — Ale musimy zejść na dół... Poświeć tam.

Chłopak posłusznie skierował w tamtą stronę latarkę. Z lekkim zawahaniem zeskoczyłam po chwili na dół. W tunelu było przeraźliwie cicho. Za cicho.

— Teraz ty, Thomas — mruknęłam. Chłopak niestety zamiast zeskoczyć, upadł twarzą na beton. Skrzywiłam się, plaskając otwartą dłonią w czoło.

— Kretyn... — burknęłam, pomagając mu wstać. Przyjrzałam mu się. Z jego nosa ciekła krew, brudząc jego i tak już wybrudzoną bluzkę. Starłam ją kciukiem, kładąc dłoń na jego policzku. Chłopak lekko zadrżał pod wpływem mojego dotyku.

— Nic mi nie jest — wymamrotał, opuszczając lekko głowę.

— Bandaży ani czystej szmatki nie mam. — Westchnęłam, zabierając dłoń. — Musi wystarczyć ci mój kciuk.

— Dzięki. — Szatyn uśmiechnął się delikatnie.

Nagle usłyszałam kroki w tunelu. Powolne, ciężkie kroki. Obejrzałam się za siebie, świecąc tam latarką. Gdy zobaczyłam szkaradnego mężczyznę, niemal krzyknęłam.

— Witajcie noski. — Z jego gardła wydobył się ochrypły rechot. — Kos leciał na skos i zjadł mi nos. Kos, mój nos...

Thomas cofnął się przerażony, chowając się za mną. Czułam jego gorący oddech na plecach.

— Czaicie? — Mężczyzna zrobił jeszcze kilka kroków w naszą stronę.

— Ta, czaję... — wymamrotałam. — Niezły numer...

Czułam, jak Thomas przyciska nos do mojej szyi.

— Mój nos. Zjadł mi to kos, który leciał na skos... — Zaśmiał się. — Wy macie takie piękne noski. Chciałbym znowu mieć nos...

Poparzeniec zrobił jeszcze dwa kroki w naszym kierunku.

— Ty. — Mówiąc to wskazał na mnie. — Masz taki długi, spiczasty nos. Też chciałbym taki.

Pokręciłam zażenowana głową, strasząc tym Thomasa, który ze strachu mocniej się do mnie przytulił. Mężczyzna zrobił jeszcze jeden krok, a po chwili pojawili się również inni chorzy. Czułam, że ciało Thomasa drży. Przed naszym rozmówcą stanął inny mężczyzna, który... Jakby to ująć... Miał jeszcze nos.

— Taki ładny nosek... — Zaśmiał się ochryple. — Moi koledzy też chcieliby taki mieć.

— Ej, Facet, cofnij się! — warknęłam. — Bo zaraz będziesz miał ten swój nos wklęsły. — Pogroziłam mu pięścią. On się tylko znów zaśmiał.

— Nas jest dziesięciu — prychnął. — Was jest... Dwójka?

Zacisnęłam pięści, wsuwając rękę do kieszeni i wyjmując z niej starą puszkę po konserwie.

— Dobra, koniec zabawy! — krzyknęłam i zaciskając oczy, cisnęłam przedmiotem w twarz poparzeńca. Mężczyzna zawył z bólu i cofnął się. Złapałam Thomasa za rękę i pociągnęłam za sobą. Zaczęliśmy uciekać na oślep, byle jak najdalej od zgrai tych świrów. Nagle natrafiliśmy na dość głęboką dziurę w ścianie.

— Właź... — szepnęłam cicho. Chłopak posłusznie wślizgnął się do nory. Ja po chwili uczyniłam to samo. Niestety, otwór był tak ciasny, że musieliśmy się do siebie przytulić. Thomas oparł głowę na moim ramieniu i ręką objął mnie w talii. Ja położyłam dłoń na jego plecach, a drugą gładziłam uspokajająco jego policzek.

— Będzie dobrze... — powiedziałam cicho, a gdy usłyszałam echo kroków, natychmiast zamilkłam i wstrzymałam oddech.

______________________________
| Jednak nie zawieszam ;) Miłego popołudnia!
| Za wszelkie błędy przepraszam!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top