13 | to poparzeńcy
Poczułam, że ktoś z całej siły szarpie moim ramieniem. Otworzyłam gwałtownie oczy i podniosłam się do siadu. Było jeszcze ciemno, więc wywnioskowałam, że jest środek nocy. Nad sobą zobaczyłam przerażoną i spanikowaną twarz Thomasa.
— Co się dzieje? — wydusiłam, patrząc chłopakowi prosto w oczy.
— Musimy uciekać, teraz! — Podał mi rękę i pomógł wstać na nogi. Rozejrzałam się niespokojnie wokół siebie i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co się tak naprawdę dzieje.
— To Poparzeńcy! — zawołałam i mocniej ściskając rękę Thomasa, rzuciłam się pędem przed siebie. Chłopak po chwili zrównał ze mną tempo i biegł obok mnie, poganiając pozostałych w tyle chłopaków. Wybiegliśmy do starego centrum handlowego, dysząc ciężko. Za nami, z okropnym wrzaskiem, pędzili poparzeńcy. Na przedzie, dostrzegłam biegnącego Minho i utykającego Newta. Azjata ciągnął blondyna za rękaw bluzy, krzycząc coś do niego. Thomas znacznie przyspieszył i również zaczął ciągnąć moją rękę. Zacisnęłam zęby, przyspieszając. Powoli doganialiśmy chłopaków, którzy biegli na przedzie.
— Biegnij dalej! — polecił mi Thomas. — Dogoń Minho i spieprzajcie stąd! Ja zaraz wrócę!
— Thomas, co ty... — Nie dokończyłam, ponieważ szatyn puścił moją dłoń i zawrócił. — Thomas, purwa!
Nie odpowiedział, ponieważ w szaleńczym tempie zniknął w tumanach kurzu. Zaklęłam pod nosem i znów przyspieszyłam, próbując na siłę dogonić Minho i Newta. Po dobrych kilku minutach biegu w końcu dopadłam do nich na dawno zepsutych, ruchomych schodach.
— Minho, ja już nie mogę! — Usłyszałam płaczliwy głos Newta. — Zostaw mnie, a ratuj swój tyłek!
— Mowy nie ma! — warknął Azjata i wepchnął chłopaka na schody. — Zapikalaj na górę!
Wbiegłam na trzeci rząd schodów i po chwili byłam już na górze. Minho również znalazł się na drugim piętrze. Spojrzał na mnie, a potem na Newta, który z grymasem bólu wspinał się po schodach. W połowie drogi na górę, złapał się poręczy i pokręcił głową.
— Nie dam rady! — zawołał i oparł się o balustradę. Spojrzał w dół, ponieważ właśnie przy schodach zaczęli tłoczyć się poparzeńcy. Mój oddech przyspieszył.
On nie może zginąć.
Nie teraz.
Nie tutaj.
W jednej chwili rzuciłam się pędem po schodach, próbując jak najszybciej dostać się do Newta.
— Rose, do cholery! — Usłyszałam za sobą spanikowany głos Minho. — Wracaj tu, purwa!
Nie zwracałam na jego dalsze słowa uwagi. Złapałam jakąś rurkę, która leżała na schodach i stanęłam przed Newtem, zasłaniając go swoim ciałem. Poparzeńcy byli już w połowie drogi do nas i z okropnym wrzaskiem wspinali się po schodach, wyciągając ręce w naszą stronę. Przełknęłam ślinę.
— Newt, rusz swoje cztery litery i spikalaj mi stąd!
— Nie mogę! — Wskazał na swoją słabszą kostkę. Na nogawce, z powodu otaczającej nas ciemności, z wielkim trudem zauważyłam ciemniejącą plamę krwi. Przeklęłam w duchu.
— Proszę, chociaż spróbuj! — krzyknęłam płaczliwie, mocniej zaciskając palce na zardzewiałej rurce. — Błagam cię, Newt!
Chłopak w końcu jęknął cicho i znów zaczął wspinać się po schodach.
— Zaufaj mi! — krzyknęłam jeszcze za nim i odwróciłam się twarzą do tych ohydnych kreatur. Zagryzłam wargę aż do krwi i z całej siły zamachnęłam się, trafiając najbliższego poparzeńca prosto w twarz. Mężczyzna ryknął głośno i spadł o kilka stopni w dół, strącając ze schodów dwie kobiety. Za nim już tłoczyli się następni. Spojrzałam za siebie. Minho właśnie pomagał wejść obolałemu Newtowi na górę. Blondyn po chwili odwrócił się, patrząc na mnie wyczekująco. W jego oczach mogłam dostrzec wielki strach.
— Rose, uciekaj! — Azjata zaczął machać szaleńczo rękami.
— Uciekajcie, ja was zaraz dogonię! — zawołałam i patrząc na Newta dodałam. — Zaufaj mi!
Chłopak niepewnie skinął głową i utykając ruszył przed siebie, a Minho pobiegł za nim. Odetchnęłam z ulgą i znów stanęłam do walki. Uderzyłam jednego poparzeńca, potem następnego i jeszcze następnego. Przestałam po chwili liczyć, bo było ich tak dużo. W pewnym momencie moja rurka była już tak wykrzywiona, że wyglądem przypominała australijski bumerang.
— Niech to szlag! — zawołałam i rzucając przedmiotem w najbliższą kreaturę, rzuciłam się do ucieczki. Wbiegłam na drugie piętro i zaczęłam biec na oślep. Po dobrych kilku minutach szaleńczego biegu, zobaczyłam przed sobą Thomasa, który stał jak słup soli na środku betonowego korytarza. Dobiegłam po chwili do niego, machając wściekle rękami. — Co ty wyprawiasz, kretynie?! — warknęłam i pociągnęłam go za rękę. — Chcesz tu zginąć?!
Nie liczyłam na jego odpowiedź. Chłopak po chwili ocknął się z amoku i również zaczął biec. Zostawał jednak trochę w tyle i biegł zaraz za mną. Nagle usłyszałam za plecami jego krzyk, a potem głośny huk. To jeden z poparzeńców zaatakował szatyna i powalił na ziemię. Kreatura usilnie próbowała wgryźć się Thomasowi w nos. Chłopak rozpaczliwie próbował się bronić, jednak poparzeniec mocno przytrzymał jego ręce nogami. Nie czekając dłużej, kopnęłam z całej siły potwora i zrzuciłam go z chłopaka. Poparzeniec swoim ciałem zbił szybę i z przeraźliwym wrzaskiem, spadł na dół. Szybko podałam rękę Thomasowi, pomagając mu wstać.
— Dzięki — wydusił i wycieńczony walką, oparł się o jakąś wajchę. Po chwili grunt pod naszymi stopami obsunął się i z krzykiem spadliśmy na dół. Klapa, którą otworzył przez przypadek Thomas, po chwili zatrzasnęła się, zabierając nam całe światło. W podziemiu zapanował mrok i przerażająca cisza. Zaklęłam cicho i wygrzebałam ze swojego plecaka latarkę. Zapaliłam ją i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia z tego ciemnego pomieszczenia. Ale nic. Żadnych okien, żadnych drzwi. Po chwili szukania, natrafiłam jednak na kratkę ściekową na podłodze w rogu pomieszczenia. Przełknęłam głośno ślinę i pochylając się nad nią, zaczęłam uważnie nasłuchiwać. Usłyszałam różnie i niepokojące mnie dźwięki dobiegające z kanałów pod naszymi stopami. Wiedziałam, że tunele ściekowe to ulubione kryjówki poparzeńców. Spojrzałam wściekła na chłopaka obok mnie, który również przełknął ślinę.
— No to żeś nas udupił, Thomas...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top