12 | omdlenie

Nogi zapadały mi się w piasku, a po czole spływały krople potu. Ledwo dotrzymywałam tempa Thomasowi, który przed godziną wyprzedził mnie i teraz szedł na czele grupy. Otarłam czoło wierzchem dłoni, patrząc za siebie. Minho szedł za mną, patrząc w ziemię i mamrocząc coś pod nosem. Za nim dreptali pozostali chłopcy. Nigdzie nie mogłam dostrzec Newta. Wychyliłam się w poszukiwaniu dobrze mi znanej blond czupryny. W końcu dostrzegłam go na końcu grupy. Zmarszczyłam brwi. Newt ledwo dotrzymywał tempa pozostałym, ponieważ kulał bardziej niż zwykle, a do tego wyglądał jakoś niemrawo. Westchnęłam cicho.

— Thomas, postój! — zawołałam i rzuciłam plecak na piasek, który zdawał się już od jakiejś godziny przybrać o dwa kilo więcej. Chłopak pokiwał głową i dał znać innym, że mogą odpocząć. Z cichym westchnieniem ruszyłam w stronę Newta. Blondyn ledwo trzymał się na nogach. W pewnym momencie, gdy byłam niecałe cztery metry od niego, zachwiał się i gdyby nie moje ramiona, upadłby na piasek.

— Newt! — zawołałam przerażona, kładąc go na ziemi, ponieważ nie umiałam już dłużej utrzymać chłopaka. — Co się dzieje? Co ci jest?

— Nic mi... Nic mi nie jest... — wydusił, jednak po chwili zamknął oczy. Poklepałam go po policzku.

— Newt, patrz na mnie!

Chłopak z niezadowoleniem otworzył jedno oko. Zawołałam Thomasa i razem posadziliśmy Newta pod ścianą jakiejś rujny. Spojrzałam na niego zmartwiona.

— Thomas, wyjmij wodę — powiedziałam do bruneta, który był przestraszony nie mniej niż ja. — Szybko.

Szatyn zaczął gorączkowo przegrzebywać plecak w poszukiwaniu upragnionego napoju. Po chwili podał mi butelkę, a z kolei ja podałam ją ledwo żywemu Newtowi. Blondyn szybko wypił dwa łyki, po czym oddał butelkę Thomasowi. Zamknął oczy, oddychając głęboko.

— Idź Thomas, pilnuj obozu. Ja z nim posiedzę — powiedziałam szybko. Szatyn pokiwał delikatnie głową i poszedł do innych chłopaków. Odwracał się co chwilę, patrząc uważnie na mnie i Newta. Czułam, że nie do końca mi ufa.

— Newtie... — szepnęłam i przeczesałam jego włosy palcami, odgarniając blond kosmyki z jego spoconego czoła. — Co się dzieje? Wszystko w porządku?

— A wyglądam, purwa, jakby było wszystko w porządku? — mruknął i znów otworzył jedno oko. Speszyłam się nieco.

— Nie. — Zagryzłam wargę. — To co się stało?

— Nic — mruknął.

— Nie kłam — odburknęłam i zjechałam całą dłonią na jego czoło. Było okropnie gorące. — Masz temperaturę, Newt.

— Wcale nie. — Strzepnął szybko moją dłoń. — Trochę... Źle się czuję, ale to nic. Nie martw się.

— Nie martw się. — Udałam zamyśloną. — Serio?! Mówisz mi: Nie martw się?! Wyglądasz, jakbyś zaraz miał mi tu paść!

— Tak szybko się mnie nie pozbędziesz. — Wykrzywił twarz w lekkim uśmiechu. — Mogę ci to obiecać.

— W to nie wątpię — prychnęłam. — Ale tak na serio, musisz odpocząć. Bo inaczej nie ręczę za siebie.

— Dobrze, już dobrze. — Przewrócił oczami. — Dobrze, Rose.

— Zaraz wracam... — powiedziałam i wstałam szybko. Podeszłam do Thomasa i powiedziałam mu, że zostaniemy tu już na noc. Chłopak szybko się zgodził. Przede wszystkim ze względu na swojego przyjaciela.

***

Już od dziesięciu minut płonęło ognisko. Siedziałam pod murem i bawiłam się włosami Newta. Chłopak zasnął kilkanaście minut temu z głową na moich kolanach. Przeczesałam jego gęste, długie blond włosy palcami, uśmiechając się do siebie. Niczego nie świadoma, po kilku minutach również usnęłam.

Niestety nie wiedziałam, że ta godzina, może okazać się dla nas wszystkich ostatnią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top