07 | cholerny sufit

Zadrżałam, gapiąc się z przestrachem w ciemność przede mną, która nagle zgęstniała.

— A to co, do fuja? — Minho rozejrzał się nerwowo wokół siebie.

— Nie mam pojęcia... — Przełknęłam ślinę. Nagle z ogromną siłą dotarły do mnie słowa Teresy:

"Strażnicy nazywają to miejsce "Strefą Latających Głów."

Zadrżałam, mocniej ściskając rękę Newta. Chłopak położył po chwili głowę na moim ramieniu, delikatnie opierając się o mnie. Odetchnął głęboko.

— Bardzo cię boli? — spytałam, mając na myśli jego nogę.

— Dam radę — szepnął cicho i mocniej się o mnie oparł. Zagryzłam wargę. — Nic mi nie jest...

— Rose? — Usłyszałam głos Thomasa. — O co tutaj chodzi?

— Nie mam pojęcia, ale... — urwałam, ponieważ dziwne szepty ustały. Zastąpił je natomiast głośny, chłopięcy głos:

"Teraz już nie ma odwrotu. Głupcy"

— Dosyć! — warknął Winston. — Pokaż się, purwa!

Głos tylko się roześmiał:

"Głupcy — powtórzył. — Zostaniecie pokrojeni."

— To na pewno jakiś głupi żart... — Minho starał się przekonać sam siebie. — Mówi to tylko po to, żebyśmy zrezygnowali. Abyśmy nie szli dalej.

— A może ma rację? — wtrąciłam.

— Na pewno nie — burknął Azjata. — A teraz ścisnąć poślady i przygotować się do biegu.

Poczułam, jak ciało Newta lekko drży.

— Hej... — powiedziałam cicho, kładąc dłonie na jego ramionach. — Nie zostawię cię tutaj samego, przecież wiesz.

— Dzięki — Wyczułam, że chłopak się uśmiecha. Po chwili poczułam jego ręce, które objęły mnie w pasie. Nie byłam dużo niższa od blondyna, więc mógł z łatwością wtulić nos w moją szyję. Oddychał głęboko, starając się opanować drżenie całego ciała. Zaczęłam czule gładzić jego plecy i uśmiechnęłam się pod nosem. Dobrze, że jest ciemno.

— To idziemy szybko, ale cicho, jasne? — Azjata ruszył parę kroków w moją stronę.

— Ubezpieczę tyły — powiedziałam szybko, nadal nie puszczając Newta. — Ty Minho, bądź z przodu. Tylko nie biegnij za szybko, Smrodasie.

Nie potrafiłam podarować sobie tego "pięknego" określenia. Kochałam ten ich slang, który pojawił się praktycznie od początku ich wspólnego życia w strefie.

Azjata warknął coś w odpowiedzi i ruszył przed siebie.

— Boisz się? — usłyszałam przyciszony głos blondyna.

— Troszkę... — szepnęłam cicho. Nagle poczułam jak Newt lekko muska ustami moje czoło, by dodać mi otuchy. Jak za dawnych, dobrych lat. Nagle wszystkie wspomnienia do mnie wróciły z ogromną siłą:

— Niespodzianka! — krzyknął Newt, wpadając ze śmiechem na moje łóżko, gdzie siedziałam.

— Wariat... — jęknęłam, przewracając oczyma. — Co ja z tobą mam?

— I tak mnie kochasz — prychnął, przyciągając mnie do siebie.

Zamrugałam kilkukrotnie, starając się odgonić łzy, które napłynęły mi do oczu. On mnie teraz nie pamiętał...

— Tu są chyba schody... — Usłyszałam jęk Minho. — Bo przywaliłem w coś metalowego.

— Brawo — prychnął lekko rozbawiony Thomas.— Włazimy po nich do góry?

— A coś innego przychodzi ci do tego zakutego łba?! — warknął zniecierpliwiony Azjata. — Z ciebie jest większy Krótas, niż myślałem.

— Przestań! — burknęłam, odrywając się od Newta. Ruszyłam po omacku w ich stronę. — Idź pierwszy, jasne?

Chłopak mruknął coś pod nosem i zaczął wchodzić po schodach. Thomas od razu chciał iść za nim.

— Stój. — Zatrzymałam go, zagradzając mu przejście. Nagle usłyszeliśmy głuchy huk z góry, gdzie znajdował się Minho.

— Minho? — Newt znalazł się tuż obok mnie.

— Cholera... — Usłyszałam głos Azjaty. — Co za Klump budował te tunele?

— W coś uderzyłeś? — spytał domyślnie Thomas.

— Tsa — warknął. — W pikolony sufit, ot co.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top