04 | klej

— Uważaj... — burknął Newt, patrząc na mnie groźnie, spod przymrużonych oczu.

— Nie marudź. — Westchnęłam, kończąc robić podstawę do tatuażu. Oczywiście wmówiłam chłopakowi, że to zastrzyk witamin. Co innego miałam powiedzieć?

— Nazywasz się Rose, prawda? — zapytał, patrząc na trzymany przeze mnie wacik nasączony płynem odkażającym.

— Tak — powiedziałam, przyciskając lekko wacik do jego rany na policzku. Blondyn syknął cicho i poruszył się lekko.

— Nie wierć się tak — mruknęłam, patrząc mu głęboko w oczy. — Jutro już będzie lepiej.

Ta. Chyba w snach.

— Jasne — prychnął.

Nie ufał mi. Czułam to.

— Czemu jesteś taki... Oschły? — Słowa same wypłynęły z moich ust. Newt wyglądał na zdziwionego.

— A jaki mam być? — rzucił nadal obojętnym i znudzonym tonem. — Skąd mam mieć pewność, że czegoś nie knujesz?

— Jak sobie chcesz — powiedziałam również na pozór obojętnie. Złapałam igłę z czarnym tuszem i znów podeszłam bliżej blondyna, który teraz patrzył na mnie z lekkim strachem.

— To jest igła? — Jego oczy miały wielkość dwóch talerzy.

— Tak, Smrodasie — rzuciłam z lekkim uśmiechem. Ich wymyślony w Strefie slang bardzo mi się spodobał. — Spokojnie, nawet nie poczujesz. Tylko nie ruszaj się, dobrze?

Chłopak lekko kiwnął głową, przymykając oczy.

— Boisz się igieł? — zapytałam z lekkim niepokojem.

— A jak myślisz? — prychnął, otwierając jedno oko. — Trzy lata spędzone w Labiryncie z cholernymi Bóldożerami zrobiły swoje.

No tak. Labirynt i Dozorcy.

— Obiecuję, że nie będzie cię bolało. Zrobię to najdelikatniej jak umiem.

— Jasne. Czy mogę już zamknąć oczy?

— Nie widzę problemu.

Gdy Newt zacisnął powieki szybko przystąpiłam do robienia tatuażu. Blondyn zdawał się nie czuć igły, którą już od dłuższej chwili wykonywałam tatuaż. Już po paru minutach na jego szyi widniał napis:

„Własność DRESZCZ'u, Grupa A, Obiekt A5 Klej"

Zastanawiałam się, czemu „Klej". Fakt, Newt potrafił zawsze uspokoić wszystkich w trudnych sytuacjach. Potrafił połączyć siły. Tak jakby nas wszystkich skleić. W sumie pasowało. To był nasz taki klej.

— Już? — Z zamyślenia wyrwał mnie głos Newta, który poruszył się niespokojnie.

— Już. — Uśmiechnęłam się, chowając igłę do kieszeni. — Bolało?

— Nie, łaskotało — burknął, patrząc na mnie.

— Oj tam, oj tam... Przesadzasz — powiedziałam, przewracając oczami.

— Mogę już iść? — zapytał.

Prawie bym zapomniała. Janson kazał mi sprawdzić staw skokowy.

— Poczekaj jeszcze chwilę — zaczęłam, patrząc na jego nogę. — Muszę zobaczyć twój uraz.

— Skąd ty...

— Słuchaj, nie ważne skąd wiem. Podwiń nogawkę.

Chłopak popatrzył na mnie nieufnie, jednak w pewnym momencie podwinął nogawkę swoich spodni. Uklęknęłam przed nim, przyglądając się złamaniu.

— Mogę? — zapytałam go.

Newt pokiwał lekko głową. Dotknęłam jego kostki, próbując wyczuć doznane obrażenia. Nie było to wcale trudne. Pod palcami czułam źle zrośnięte kości. Dlatego utyka... Chciało mi się płakać.

— Jak...? — powiedziałam do siebie, czując łzy zbierające się pod powiekami. — Co się stało? — spytałam, choć i tak znałam odpowiedź.

Chłopak westchnął, a w jego oczach pojawiły się łzy.

— Próbowałem się zabić w Strefie. Wspiąłem się na jedną z tych cholernych ścian i... — zawahał się.

— Nie musisz mi już więcej opowiadać — wyszeptałam, a w moich oczach ponownie zakręciły się łzy. Przeniosłam wzrok na Newta. Jego policzku także były wilgotne. Zdziwiłam się. Zawsze starał się ukrywać swoje uczucia. Nigdy nie pokazywał swoich słabości. Nagle coś mnie tknęło. Podeszłam bliżej i bez słowa go przytuliłam. Zaskoczony chłopak po krótkiej chwili oddał gest. Zaczął płakać jak dziecko, mocniej mnie przytulając. Ja czule głaskałam jego plecy. — Już dobrze — szeptałam mu do ucha.

Poczułam się jak za starych, dobrych czasów jeszcze sprzed Labiryntu. Kochałam tego chłopaka całym sercem.

W pewnym momencie chłopak poluźnił uścisk i lekko się odsunął. Zmarszczył brwi.

— Coś nie tak? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Masz tu coś... — zauważył, patrząc na moją szyję. — „Własność DRESZCZ'u, Grupa A, Obiekt A0, Samobójca".

— Jak to? — wyszeptałam i szybkim krokiem podeszłam do lustra. — Kiedy?

Newt również popatrzył na swoje odbicie. Spojrzał na mnie wymownie, po czym odwrócił się do mnie plecami.

— Rose, mam tu coś? — Wskazał na swoją szyję, a jego głos lekko drżał.

— Tak — powiedziałam, patrząc na niego.

Chłopak zaczął się wiercić.

— Co? Co tam jest?

— Tatuaż — odparłam na pozór obojętnie. — „Własność DRESZCZ'u, Grupa A, Obiekt A5, Klej"

— Klej? Dlaczego?

— Ponieważ trzymasz nas wszystkich razem — odpowiedziałam patrząc na niego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top