02 | zły podryw
— I jak było w Labiryncie? — zapytałam się Teresy, siadając obok niej na stołówce. Nigdzie nie mogłam dojrzeć chłopaków.
— Nawet dobrze. — Uśmiechnęła się. — Moja rola już skończona. Czas na ciebie.
Mina mi zrzedła.
— Wiesz jak wygląda Płaski Przenos? — dopytywałam, unosząc do góry brwi.
— Wiem jedynie, że to wielka, czarna przestrzeń. Prowadzi ona na Pogorzelisko. Pracownicy boją się tego miejsca. Nazywają je: "Miejscem Latających Głów"... Nie wiem dlaczego. I chyba nie chcę wiedzieć.
— Brzmi ciekawie... — wymamrotałam, biorąc kubek z gorącą herbatą. — Szczerze to mam pietra. Co będzie, jeśli coś w tej nazwie jest?
— Ja też miałam stracha. — Wyszczerzyła się. — Podczas Nocy Bóldożerców największego. Jednak z chłopakami przeżyć takie coś to pikuś.
Prychnęłam, przewracając oczami.
— Powód do radości, nie ma co... — Uśmiechnęłam się słabo.
— O patrz! — zawołała radośnie Teresa, wskazując palcem w stronę drzwi. — Już są!
Odwróciłam się i spojrzałam w tamtą stronę. Na przedzie stał Thomas. Obok niego Minho, Winston, Patelniak i Newt. Na widok blondyna moje serce zabiło szybciej.
— Jaka szkoda, że mnie nie pamięta — powiedziałam, a w moich oczach zakręciły się łzy. Brunetka położyła dłoń na moim ramieniu.
— Nie martw się. W ostatniej Fazie Prób przywrócimy im wspomnienia. Na razie musi tak być.
— Musi tak być — wymamrotałam, zerkając na chłopaków, którzy stali pod ścianą i patrzyli na stół wypełniony różnymi potrawami. Wpatrywali się w niego z szeroko otwartymi oczami. No tak... W Strefie tego nie mieli.
— Ja znikam. Dasz radę. Wierzę w ciebie. Wspólnie odnajdziemy lek — powiedziała dziewczyna, po czym z uśmiechem na ustach zniknęła w drzwiach.
Przewróciłam oczami, dopijając herbatę. Nie rozumiałam jej entuzjazmu. Jak może cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia?
— Ja pikolę. — Do moich uszu dobiegł głos Minho. — Ile żarcia...
— Przymknij się — burknął Newt, jednak jego oczy świeciły się jak dwa radosne ogniki. Widać było, że jest bardzo głodny. Uśmiechnęłam się na ten widok.
— Częstujcie się. — Na stołówkę wszedł Janson. W prawej ręce trzymał plik kartek. Zajął miejsce naprzeciw mnie i uśmiechnął się lekko. Newt z kolegami patrzył na mnie podejrzliwie. Zagryzłam wargę. Przez towarzystwo mężczyzny moja dobra opinia wśród Streferów znikała. Jak miałam zdobyć ich zaufanie?
— Kiedy zaczynamy Fazę Drugą? — zapytałam patrząc czujnie na Jansona.
— Za parę dni — odpowiedział, nalewając sobie kawy do filiżanki. — Na razie Obiekty muszą odpocząć i udać się na badania. Musimy zdobyć ich zaufanie.
— Jestem dobrze przygotowana? — zapytałam, chcąc mimo wszystko zmienić temat.
— Tak, jesteś świetnie przygotowana. Po tym wszystkim, kiedy znajdziemy lek, uratujemy wiele ludzi, w tym tego uroczego blondaska. — Mówiąc to kiwnął głową w stronę Newta. — Przywrócimy mu wspomnienia według umowy.
— Jasne. — Uśmiechnęłam się sztucznie. — A teraz przepraszam. Idę po coś na ząb.
Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę stoiska z jedzeniem po czym porwałam jedną bułkę. Przy okazji moje spojrzenie skrzyżowało się z podejrzliwym wzrokiem Newta i Thomasa. Przełknęłam ślinę. Czułam, że tak łatwo mi nie zaufają. Spuściłam swój wzrok, wpatrując się w swoje trampki, które teraz zdawały się bardzo interesujące. Ruszyłam w stronę mojego stolika, gdy nagle poczułam, że ktoś na mnie wpada, przy okazji oblewając mnie kompotem. Pisnęłam, przewracając się na ziemię. Podniosłam wściekła wzrok i nagle oniemiałam. Newt przyglądał mi się ze skruchą, trzymając w jednej ręce pustą szklankę po kompocie. Obok niego stał Minho i dusił się ze śmiechu. Blondyn podrapał się po karku, po czym wyciągnął w moją stronę rękę. W pierwszej chwili chciałam na niego nakrzyczeć, jednak... Ujęłam dłoń Strefera i z jego pomocą wstałam na nogi.
— No, Newt. Nie wiedziałem, że ty taki szybki! — zawołał Azjata, nie potrafiąc pohamować śmiechu. — Tylko, że jeśli chcesz jakaś dziewczynę wyrwać, to należy z nią porozmawiać, a nie na nią wpadać.
Coś się we mnie zagotowało.
— Mam ci przypomnieć, kto mnie popchnął? — wysyczał Newt. — Krótas.
Popatrzyłam na swoją mokrą bluzkę, a potem z powrotem na Newta.
— Przepraszam — powiedział, uśmiechając się przepraszająco. — Nie chciałem.
— Nic się nie stało — rzuciłam, po czym posłałam Minho gniewne spojrzenie. — A ty, Minho, jeśli nie chcesz poznać mnie bliżej, odsuń się!
Azjata wyglądał na zdziwionego.
— Skąd znasz moje imię?
— Choćby stąd, że drzecie się jak dzieci na całą stołówkę?
— Jasne, już ci wierzę.
— Kretyn — burknęłam, odchodząc. Czułam na sobie wzrok blondyna. Speszona i wściekła usiadłam na przeciw Jansona, który bezskutecznie próbował ukryć napływający mu na usta uśmiech.
— Nie polubicie się, co? — parsknął, dopijając kawę.
— Raczej nie — warknęłam.
Mężczyźnie nagle uśmiech znikł z twarzy, a na jego miejscu pojawiła się śmiertelna powaga.
— Wiesz, Rose, muszę cię o czymś powiadomić. Miałem zrobić to już wcześniej, jednak nie sądziłem, żeby... — Mówiąc to spojrzał wymownie na Newta. — Przykro mi, naprawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top