01 | nowa nadzieja

Nerwowo obgryzałam paznokcie, wyglądając za okno. Grupa A właśnie zakończyła test Labiryntu. Wśród biegnących nastolatków zobaczyłam Teresę. Widać było, że dziewczyna podołała zadaniu, poleconemu przez DRESZCZ. Teraz wreszcie nadeszła moja kolej.

Oderwałam wzrok od okna i skierowałam się do wyjścia. Przekraczając próg, prawie wpadłam na Jansona, który kierował się na halę, by przywitać obiekty. Nie znosiłam tego określenia. Sama nie wiem, jak mogłam go kiedyś używać. Szczególnie dlatego, że wśród tych wszystkich Smrodasów była bardzo ważna dla mnie osoba. Czas zobaczyć, czy przetrwała test Labiryntu.

— Teresa żyje — zaczął Janson, patrząc na mnie. — On też.

Mówiąc to ostatnie słowo jego twarz wykrzywiła się w mało widocznym grymasie.

— Świetnie — wydusiłam na pozór obojętnie. Miałam ochotę płakać ze szczęścia. Przeżył. — Co mam zrobić, Janson?

Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

— Przywitamy naszych gości. — Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem. — Nie martw się, dasz radę. Nadszedł twój czas. Nie spieprz tego. Wierzymy w ciebie.

Uśmiechnęłam się lekko. Zachowywałam się, jak gdyby nigdy nic. W mojej głowie jednak toczyła się zacięta walka. Pomóc DRESZCZ'owi w próbach do końca czy jednak pomóc tym dzieciakom. W nocy wybrałam tę drugą opcję. Na razie muszę zachowywać się tak, jak przygotowywał mnie DRESZCZ. Teresa również miała wątpliwości. Niestety postanowiła pomóc w tym eksperymencie.

Nawet nie wiem, kiedy doszliśmy do schronu. Gdy otworzyły się drzwi, chroniące nas od świata zewnętrznego, moim oczom ukazała się nieliczna grupa nastolatków oraz Teresa. Jak widać, przetrwali tylko najlepsi. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Dziewczyna również odpowiedziała mi lekkim uśmiechem. Była świetną aktorką. Przed chłopakami z Labiryntu A udawała przerażoną i nieufną.

— Kim jesteście? — W brudnym i spoconym nastolatku z trudem rozpoznałam Thomasa. Za nim stał Minho i... Newt. Moje serce zabiło szybciej. Żyje. Przeżył upadek z muru. Po chwili przyuważyłam, że blondyn przez swój "wypadek" utyka. Za moimi dawnymi przyjaciółmi stało jeszcze paru innych chłopaków.

— Jesteśmy waszymi wybawicielami. — Janson posłał im fałszywy uśmiech. — Jesteśmy grupą działającą przeciwko DRESZCZ'owi. Proszę za mną.

Mówiąc to mężczyzna skierował się w stronę drzwi. Nastolatkowie podążyli za nim.

— Zabierzecie nas do domu? — zapytał Thomas, rozglądając się dookoła. Wiedziałam, że nam nie ufa.

— W pewnym sensie. — Uśmiechnął się Janson. — Zabierzemy was do miejsca, gdzie DRESZCZ już was nie znajdzie. Z dala od okrucieństw świata na zewnątrz.

Słuchałam tych kłamstw z szeroko otwartymi oczami. Niewiarygodne. Będą przeżywać gorsze piekło niż w Labiryncie. Janson tak świetnie udaje, tak samo Teresa. Pomyśleć, że kiedyś też taka byłam. Zaślepiona znalezieniem leku, nie dostrzegałam, że robię więcej złego niż dobrego. Dlatego teraz czas na zemstę. DRESZCZ odebrał mi wszystko: rodzinę, przyjaciół i ukochanego chłopaka. Miarka się przebrała. Jeszcze trochę muszę poudawać przed Szczurowatym i będziemy bezpieczni. Wolni. Z dala od Poparzeńców, Pogorzeliska i DRESZCZ'u.

Na razie jednak muszę trzymać się planu ustalonego przez DRESZCZ. Nie mogą się dowiedzieć, że planuję ich oszukać. Po przejściu przez Płaski Przenos zacznę działać. Muszę uratować Newta i moich przyjaciół.

— To Rose. — Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jansona. — Przeprowadzi was przez Płaski Przenos. Tylko... Pozbądźcie się najpierw tego smrodu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top