29 | list

Tego wieczora wreszcie postanowiłam napisać krótki list do Thomasa. Wyjaśnić mu pokrótce wszystko, co mnie poniekąd gryzło. Zdecydowałam, że to zrobię. Nie mogę przecież zostawić go bez słowa, prawda?

Pochyliłam się nad moim biurkiem, szukając czystej kartki papieru. Gdy wreszcie ją znalazłam, usadowiłam się wygodnie na krześle i wyjęłam z kieszeni spodni długopis. Zatrzymałam dłoń nad papierem. Przez chwilę zastanawiałam się, co też tutaj napisać. Co mogłam mu w nim przekazać?

W końcu zaczęłam pisać. Zdawałam sobie sprawę, że niektóre zdania mogły nie mieć kompletnie sensu. Po prostu wylałam z siebie wszystko, co moim zdaniem było najważniejsze:

Drogi Thomasie,

To pierwszy list jaki do ciebie piszę. I oczywiście, najprawdopodobniej jest on również ostatni.

Chcę żebyś wiedział, że wcale się nie boję. Przynajmniej nie śmierci. Jednak podjęłam decyzję, której już nie zmienię.

Nie zapomnę cię nigdy. Ani ciebie, ani Minho, Patelniaka, Gally'ego, czy Brendy. Wszyscy byliście dla mnie prawdziwym skarbem.

Wiem, że nigdy nie byłam dobrą przyjaciółką. Musieliście codziennie znosić moje humory i zachowania. Najczęściej właśnie ciebie tym wszystkim katowałam. Przepraszam cię za to. Ale wiesz co? Cieszę się, że cię poznałam. Naprawdę.

I mam nadzieję, że kiedy spojrzysz na to wszystko za kilka lat, powiesz dokładnie to samo. Przyszłość jest teraz w twoich rękach Tommy. I wiem, że znajdziesz sposób żeby wszystko naprawić. Tak jak zawsze. Zajmij się wszystkimi dla mnie i dla Newta. I zajmij się przede wszystkim sobą. Zasługujesz na szczęście, pamiętaj o tym. Dziękuję za bycie moim przyjacielem aż do końca.

Żegnaj Tommy,

Rose.

Kilka łez zakręciło się w moich oczach, jednak szybko się opanowałam. Wstałam od biurka, zginając kartkę na pół. Z szuflady wyciągnęłam swój pistolet i szybkim krokiem wyszłam na korytarz. Było już dawno po północy, więc starałam się iść najciszej, jak potrafię. W końcu zakradłam się do pokoju Thomasa i wsunęłam kartkę pod jego poduszkę. Brunet na całe szczęście spał, więc nie mógł mi w niczym przeszkodzić.

Uśmiechnęłam się pod nosem i jeszcze krótką chwilę patrzyłam na śpiącego chłopaka, po czym wyszłam z pomieszczenia. Skierowałam się powolnym krokiem na molo, ponieważ wiedziałam, że tam na pewno nikogo o tej godzinie nie będzie. No i nie pomyliłam się. Na dworze było całkiem pusto.

Postawiłam powoli stopę na wilgotnym o tej porze drewnie i podeszłam aż do drugiego końca molo. Zatrzymałam się i jeszcze raz rozejrzałam wokół. Chciałam mieć zupełną pewność, że nikt mnie nie zauważył. Wreszcie, nie dostrzegając nikogo, uniosłam głowę, a moje oczy znów tego wieczora zaszły łzami.

- Newt, ja... - wyjąkałam łamiącym się głosem. - Ja wiem, że mnie słyszysz...

Przełknęłam głośno ślinę, wyciągając powoli zabrany chwilę temu z mojego pokoju pistolet. Przeładowałam broń, cicho łkając.

- Chcę, żebyś wiedział... Żebyś wiedział, że ja już tak dalej nie mogę. Nie mogę tak żyć. Nie potrafię sobie bez ciebie poradzić. Myślałam, że jestem silna ale to tylko jedno, wielkie kłamstwo. To właśnie ty byłeś moją siłą. To właśnie ty utrzymywałeś mnie przy życiu każdego dnia. Bez ciebie... Czuję się jakbym chwytała powietrze bez tlenu. Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Niestety, już tak dalej nie mogę. Nie mogę tak żyć.

Zacisnęłam oczy, przyciskając lufę pistoletu do własnego czoła. Odetchnęłam jeszcze raz, starając się opanować drżenie całego ciała. Kolejny raz w ciągu całego mojego życia dotarło do mnie, że DRESZCZ bardzo dobrze wiedział, kim jestem. I nigdy się co do mnie nie pomylił. Znał mnie i prześwietlił na wylot. No, bo w końcu byłam Rose Wright. Byłam tylko i wyłącznie obiektem badań, który miał przydomek Samobójca. Właśnie... Samobójca.

- Wybacz mi, Newt - wyszeptałam, kierując swój wzrok ponownie ku górze. - Wybacz mi, proszę.

Zamknęłam oczy i pociągnęłam za spust.

__________

I'M SORRY?

Maraton [3/4]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top