24 | niezbyt miłe gesty
Wreszcie, gdy Gally do nas dołączył, Thomas powierzył mu serum. Kazał strzec go jak oka w głowie i czekać na nas wraz z Brendą na podziemnym parkingu. Powiedział również, że jak tylko znajdziemy Minho, to jak najszybciej do nich dołączymy i w końcu będziemy mogli prysnąć stąd raz na zawsze.
Szczerze, to średnio podobał mi się ten pomysł z przekazaniem leku. Wolałabym, żeby był cały czas dla nas dostępny, w razie gdyby coś poważnego zaczęło się dziać ze zdrowiem Newta. Thomas jednak zdołał mnie ostatecznie przekonać, że podczas walki moglibyśmy stłuc fiolkę z serum i wtedy na pewno nie udałoby się nam uratować blondyna.
Ruszyliśmy szybkim krokiem wraz z Teresą do osłoniętego szybą korytarza. Szłam z Newtem z tyłu, a brunetka wraz z Thomasem z przodu. Oczywiście, Teresa nie byłaby sobą, gdyby w pewnym momencie nie zaczęła gadać o znalezieniu leku i o przeprowadzeniu w tym kierunku pieprzonych badań.
- Thomas, błagam cię - jęknęła po chwili, łapiąc chłopaka mocno za nadgarstek. - Proszę cię, pozwól mi to sprawdzić. Twoja krew...
- Zamknij się - syknął brunet, wyrywając rękę. - Nie mam na twoje brednie czasu.
- Tom, posłuchaj! - Ponownie chwyciła chłopaka, nie pozwalając mu zrobić następnego kroku. - Twoja krew. Ona jest niezwykła. Być może, że...
- Powiedziałem, zamknij się! Otwórz to, w tej chwili! - warknął. - Nie mamy czasu, do cholery!
Brunetka z ociąganiem przyłożyła palec do czytnika.
- Daj mi chociaż wykonać kilka testów! Obiecuję, że będę cię chronić!
Stanęłam jak wryta, patrząc na ich pierwszą, poważną kłótnię. Po chwili jednak pokręciłam z westchnieniem głową i wepchnęłam stojącego obok mnie Newta do wąskiego, szklanego korytarza. Sama również zaczęłam się wycofywać.
- Thomas, odpuść - Blondyn spojrzał na Thomasa, a ja wyobraziłam sobie, jak mocno w tej chwili przygryza wargę. Cóż. Zaczynało się robić dosyć nerwowo.
- Chronić? Tak jak chroniłaś Minho? - Thomas go jednak nie posłuchał. Ściągnął hełm i rzucił go na podłogę. Jego twarz była cała czerwona od gniewu.
- Thomas, zwariowałeś? - jęknęłam. Właśnie strzelił sobie w kolano takim posunięciem. Czy on naprawdę nie wie, że prawie wszędzie są tu kamery? Byłam niemal pewna, że Janson i jego świta już zmierzają w naszą stronę.
- Zarąbiście, już po nas. - Usłyszałam poddenerwowany głos Newta, który oparł się o szybę.
- Jakoś będzie - Westchnęłam, kładąc delikatnie dłoń na jego ramieniu. Potem znów zerknęłam w stronę kłócącej się ze sobą dwójki nastolatków.
- Thomas, błagam cię - Dziewczyna, tak samo jak Thomas, również nie zamierzała odpuścić. - To wszystko się skończy, gdy znajdziemy lek. Przyrzekam!
- Co ty wygadujesz, do cholery?! Czego w zdaniu: Nie ma tego cholernego leku, nie rozumiesz?! - zawołał brunet, zaciskając dłonie w pięści. - Nie ma leku! Nie ma tego pieprzonego leku, zrozum to wreszcie! Nie ma go! Nie ma!
Zagryzłam mocno wargę, ponieważ teraz tak naprawdę zaczynało powoli do mnie docierać, że życie Newta praktycznie wisi na włosku. Myśląc o tym, poczułam się znowu dziwnie słabo, jednak starałam się opanować. Nie wiedziałam, czym było to do końca spowodowane. Pożogą? Czy może strachem? W końcu Janson od zawsze podejrzewał, że nie jestem w stu procentach odporniakiem. Że ze mną jest tak, jak na loterii. Niestety los chciał, żebym była pół odporna. Do końca sama nie miałam pojęcia, co to tak naprawdę znaczy, jednak gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że nic dobrego. Może oznaczało to, że owszem... Zachoruję, jednak zmiany nie nastąpią w moim organizmie tak szybko? Tylko powoli? Będę umierała powoli? W bólu?
Po chwili poczułam jak Newt delikatnie się do mnie przytula. Westchnęłam, obejmując go jednym ramieniem w pasie. Oboje czuliśmy, że mogą być to nasze ostatnie chwile, spędzone razem. Być może nie wrócimy już nigdy do bazy. Jak ja w tej chwili chciałam go mocno przytulić i powiedzieć, że jakoś damy radę. Razem. Niestety czułam się prawie tak, jakbym była sparaliżowana.
- Thomas - Teresa spojrzała na niego błagalnie. - Proszę cię, daj mi...
- Proszę, proszę. - Brunetka urwała, a ja uniosłam powoli wzrok i przygryzłam mocno dolną wargę. Ze schodów schodził właśnie Janson z lekkim, kpiącym uśmiechem na ustach. - Dobra robota, Tereso.
Wyciągnął pistolet, celując nim bezpośrednio w Thomasa. Ja automatycznie zrobiłam krok do przodu, zasłaniając Newta swoim ciałem. Chłopak o dziwo nie protestował. Położył dłonie na moich biodrach i delikatnie przysnął mnie bliżej siebie. Oparł głowę na moim ramieniu, a ja mogłam usłyszeć jego nierówny, przyspieszony oddech. Bał się. Czułam to.
- Cofnij się! - warknął stojący przed nami brunet. Złapał mocno Teresę i przyciągając ją do siebie, przycisnął lufę pistoletu do jej czoła. - Cofnijcie się, bo ją zastrzelę.
- Nie zrobisz tego, znam cię. - Zaśmiał się mężczyzna, przeładowując swoją broń. - Nic złego jej nie zrobisz, wierz mi.
- Cofnij się! - Thomas niebezpiecznie zatrzymał palec na spuście pistoletu. Całe jego ciało się trzęsło. - Bo strzelę! Zabiję ją, słyszysz?!
- Proszę bardzo. - Janson uśmiechnął się szerzej. - Strzelaj. Zabij ją.
Brunet wyglądał na zaskoczonego, ponieważ opuścił lekko broń i więcej nic nie powiedział. Fakt, Szczurowaty bardzo dobrze wiedział, że stojący przed nim nastolatek nic nie zrobiłby tej dziewczynie.
Teresa w pewnym momencie wyrwała się z uścisku chłopaka i wepchnęła go do środka szklanego korytarza. Potem czym prędzej zamknęła nas w nim szczelnie, uniemożliwiając żołnierzom DRESZCZ'u wtargnięcie do środka.
Spojrzałam na nią ze zdumieniem, a nawet z lekką wdzięcznością. W końcu nie musiała tego robić. Mogła bez skrupułów pozwolić nas złapać. Janson podbiegł do szklanych drzwi i uderzył w nie pięściami. Widać było, że jest wściekły.
Newt po chwili szoku odchrząknął i postanowił ściągnąć z twarzy maskę, a ja po chwili zrobiłam to samo. Janson, gdy tylko mnie zobaczył, rozdziawił usta i jeszcze bardziej poczerwieniał ze złości.
- Ty... - wysyczał, a ja ledwo mogłam go usłyszeć przez grubą warstwę szkła. Przewróciłam tylko na te słowa oczami i z lekkim uśmiechem złapałam Newta za rękę. Drugą dłoń delikatnie uniosłam w górę i wyprostowałam środkowy palec. Potem, wciąż uśmiechając się pod nosem, pociągnęłam blondyna za sobą i oboje ruszyliśmy wzdłuż korytarza, tuż za biegnącym Thomasem.
_____________________
Dziś krócej, ponieważ kompletnie nie szło mi pisanie tego rozdziału. Mam nadzieję, że następna część będzie lepsza.
Enjoy, kochani!
Ps. Przeczytałeś? Zostaw choćby "♥️"
PYTANIE DNIA: Co mam zrobić z Newtem? Ma chłopczyna przeżyć, czy jednak nie?
Jednak uprzedzam, że pewnie i tak zrobię po swojemu ;)
Ps². Błędy kiedyś poprawię ;) Obiecuję, no...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top