21 | otwarte rany

Leżałam na łóżku, patrząc tępo w sufit, a moje oczy były całe spuchnięte i mokre od łez. Przekręciłam się na bok i pociągnęłam nosem. Czułam się przez to wszystko okropnie. Dlaczego kazałam mu odejść, skoro wiedziałam, że w tym momencie potrzebuje mnie najmocniej na świecie. Miałam stanowić dla niego oparcie, a co tak naprawdę zrobiłam? Zadałam mu ból w najgorszy i najbardziej okrutny, możliwy sposób.

Po kilku minutach znów się rozpłakałam. Tego wieczora wcale, a wcale nie szło mi granie silnej, niezależnej od nikogo dziewczyny. Czułam gdzieś głęboko w sobie, że postąpiłam niesłusznie. Do tego patrzenie na wiszącą na stojącym obok krześle bluzę Newta, wcale mnie nie uspokajało, a wręcz przeciwnie.

Wreszcie wstałam powoli z łóżka. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę drzwi i po cichu je otworzyłam. Wyszłam na korytarz i głośno westchnęłam. Zacisnęłam dłonie w pięści i mocno zagryzłam dolną wargę. Muszę go znaleźć, przytulić i przeprosić. A także wyznać mu, kim tak naprawdę jestem. Podzielić się z nim tajemnicą, którą od zawsze przed nim skrywałam.

Gdy zatrzymałam się pod drzwiami jego pokoju odetchnęłam kilka razy, po czym chwyciłam za klamkę.

- Newt? - weszłam po cichu do pokoju. Niemal od razu dostrzegłam śpiącego chłopaka na materacu. Leżał zwinięty w kłębek, a w dłoni ściskał dziwnie połyskujący przedmiot. Zmarszczyłam brwi i podeszłam odrobinę bliżej, chcąc się mu bardziej przyjrzeć.

Upewniłam się, czy blondyn na pewno śpi, po czym lekko złapałam go za dłonie, wyjmując z nich ten dziwny przedmiot. W tym momencie poczułam, że robi mi się słabo. Był to małej wielkości, zakrwawiony scyzoryk. Przerażona odsunęłam bardziej koc, chcąc sprawdzić, gdzie znajdują się zadane nim rany. O dziwo na jego nadgarstkach nie zobaczyłam niczego podejrzanego. Zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo. Jeśli nie ma niczego na rękach, to w takim razie... Gdzie?

Zacisnęłam mocno oczy i najszybciej jak potrafiłam zerwałam z niego koc. Potem powoli rozchyliłam powieki i... Znów się rozpłakałam. Newt miał ubrane beżowe, krótkie spodenki, a na udach widoczne były czerwone, wręcz szkarłatne plamy. Pościel była niemal cały zakrwawiona.

Gdy to zobaczyłam, ukryłam twarz w dłoniach, łkając. Chciał, żebym się o tym nie dowiedziała. On chciał to przede mną UKRYĆ.

- Newtie, przepraszam - wydusiłam w końcu, kładąc dłoń na jego policzku. Pogładziłam delikatnie bladą skórę chłopaka, przełykając ślinę. Potem, gdy Newt nie zareagował, chwyciłam go za ramiona i lekko nimi potrząsnęłam. - Newt?

Blondyn po krótkiej chwili otworzył oczy i gdy tylko mnie zobaczył, usiadł gwałtownie na łóżku. Czym prędzej okrył się kocem, próbując ukryć ślady krwi na prześcieradle.

- R-rosie? - Cały dygotał. Powoli uniósł na mnie wzrok, przyglądając mi się badawczo. W jego oczach mimowolnie pojawiły się iskierki radości i ulgi.

- Wybacz mi - Zagryzłam trzęsącą się wargę, siadając przed nim na materacu. Położyłam dłonie na jego ramionach. - Wybacz mi, Newtie.

Chłopak nadal drżał. Oddychał płytko, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Już dawno to zrobiłem - wydusił w końcu, spuszczając głowę. - Ale... Dlaczego wróciłaś?

Pokręciłam głową, próbując nie wypuścić łez, które znów napłynęły do moich oczu.

- Ponieważ nadal... Nadal mi zależy - wyznałam. - Newt, ja wiem... Ja wiem, że zachowałam się karygodnie. Jestem w pełni świadoma, że cię skrzywdziłam bez powodu. Miałam stanowić dla ciebie podporę, a ja... Ja cię skrzywdziłam. Tak strasznie cię przepraszam, Newtie.

- Nie musisz udawać - powiedział cicho. - Teraz ranisz mnie jeszcze bardziej.

Jęknęłam cicho.

- Newt, ja nie udaję. Naprawdę.

- Nie wierzę ci - wyszeptał, unosząc na mnie swoje załzawione, brązowe oczy. - Ty... Nie możesz mnie kochać. Nie możesz kochać potwora, którym się stałem. Nie może...

Nie pozwoliłam mu dokończyć. Czym prędzej ujęłam jego twarz w dłonie i delikatnie musnęłam jego lekko opuchnięte wargi. Kątem oka zauważyłam, jak wytrzeszcza oczy z zaskoczenia. Po chwili jednak przymknął je powoli, kładąc dłonie na moich plecach. Oddał pocałunek, wzdychając cichutko. Ja delikatnie wplotłam palce lewej ręki w jego blond włosy, a drugą dłonią sunęłam wzdłuż jego kręgosłupa, starając się go uspokoić.

Chłopak mruknął cicho w moje usta, a jego ciało przeszedł dreszcz. Wyczułam, że na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Ja również lekko uniosłam kąciki ust w górę, umiejscawiając po chwili dłoń na jego policzku.

- Kocham cię, Newt - powiedziałam, rozłączając w końcu nasze wargi. - Naprawdę cię przepraszam.

- Boże, Rosie - W jego oczach znów zebrały się łzy. - Ja... Ja naprawdę...

Nie kończąc, mocno wtulił się we mnie, zaciskając palce na mojej koszulce. Wcisnęłam nos w jego blond włosy i uspokajająco zaczęłam gładzić go po plecach.

- Cichutko, jestem tutaj - wyszeptałam, a na moje usta wpłynął lekki uśmiech. - Już wszystko w porządku.

- Myślałem, że już do mnie nie wrócisz - wyznał, a jego ciało znów zaczęło się lekko trząść. - I dlatego chwyciłem scyzoryk... Jednak bałem się. Bałem się mocniej docisnąć ostrze i...

Urwał, znów cicho łkając. Ja mocniej go objęłam.

- Przebacz mi, proszę. - Odsunęłam go delikatnie od siebie, chcąc spojrzeć mu głęboko w oczy. Ponownie ujęłam jego twarz w dłonie, gładząc kciukami jego policzki. - Zachowałam się jak idiotka. Naprawdę cię przepraszam. Nie powinieneś przeze mnie cierpieć. Jesteś naprawdę cudownym chłopakiem. Kocham cię, mój głuptasie.

Uśmiechnął się blado, słysząc moje słowa. Przysunął się bliżej mnie i delikatnie pocałował. Niemal od razu oddałam pieszczotę, sunąc dłonią wzdłuż jego szyi, aż zatrzymałam ją na szczęce. Delikatnie podniosłam się i popchnęłam go leciutko chcąc, żeby się położył. Newt nie opierał się. Upadł plecami na materac z cichym westchnieniem, nadal nie przerywając pocałunku. Powoli wdrapałam się na niego, uważając na jego rany. Rozsiadłam się na nim nawet wygodnie i lekko przygryzłam jego dolną wargę. Cichy, zadowolony jęk opuścił jego usta. Od razu wykorzystałam sytuację, dodając język do pocałunku i tym razem on pozwolił mi dominować. Wcale ze mną nie walczył. Był najwidoczniej zbyt wyczerpany.

Umiejscowił dłonie na moich biodrach, podnosząc się delikatnie. Uśmiechnęłam się w jego usta czując, jak powoli sunie nimi wzdłuż mojego kręgosłupa. Robił to bardzo delikatnie, z czułością.

Po kilku minutach zabrakło mi tchu. Rozłączyłam nasze usta, spoglądając na lekko uśmiechniętego chłopaka, leżącego pode mną. Newt uśmiechał się, gładząc czule moje ramię. Westchnął cicho.

- Ja też cię kocham, Rosie - powiedział po chwili ciszy. - I naprawdę nie masz pojęcia, jak bardzo cieszę się z tego, że wróciłaś. Szczerze, to myślałem... Że jak już będziesz chciała wrócić, to nie zrobisz tego aż tak szybko.

Przewróciłam oczami, kładąc się obok niego na materacu.

- Mogę zaraz wyjść i wrócić dopiero jutro.

Mimo smutnego nastroju zachichotał. Podniósł się na łokciu, wpatrując się w moje oczy. Delikatnie objął mnie w pasie i wtulił się we mnie, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.

- Kocham cię - szepnął, a ja poczułam miłe ciepło, które rozlało się po całym moim ciele. - Wiem, że się powtarzam ale... Cieszę się, że mimo tego, kim jestem... Wróciłaś.

Zagryzłam wargę, mimowolnie spuszczając wzrok na mój osłonięty bluzą nadgarstek. Newt chyba wyczuł, że się spięłam, ponieważ delikatnie się podniósł. Spojrzał na mnie pytająco.

- Coś nie tak, Rosie?

- Newt, ja... - Przełknęłam głośno ślinę, spuszczając wzrok. - Ja jestem pół odporna.

_____________

Przeczytałeś/aś? Zostaw "♥️" dla motywacji!

Oczywiście komentarze i gwiazdki mile widziane ;)

Enjoy, kochani!

Ps. Kiedyś poprawię błędy, obiecuję...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top