20 | poważna kłótnia

Podniosłam miseczkę z wodą i z cichym westchnieniem usiadłam po turecku przed Newtem. Chłopak spuścił wzrok, najwyraźniej nie chcąc patrzeć mi w oczy. Po całej akcji z pociągiem, wróciłam z nim szybciej do naszej "bazy". Gally i Thomas poszli dalej, żeby sprowadzić Teresę. Mój nastrój był całkowicie zepsuty. Nie miałam ochoty praktycznie na nic. Podczas naszej drogi powrotnej podjęłam bardzo ważną, jednak uciążliwą dla mnie decyzję. Czekałam tylko na stosowny moment, żeby przekazać ją Newtowi. Kilkakrotnie tego wieczora starałam się mu powiedzieć, jednak za każdym razem albo ktoś mi przeszkodził, albo nie byłam w stanie tego zrobić.

Gdy drzwi kolejny raz otworzyły się na oścież, jęknęłam zirytowana. Czy ci ludzie nie mogą nas na chwilę zostawić samych?

- Musicie być jutro rano gotowi - Thomas oparł się o framugę, patrząc uważnie na mnie. - Gally już zgarnął Teresę. Mamy już wszystko przegadane i dopięte na ostatni guzik.

- Miło wiedzieć - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc. Przegrzebywałam leżący na podłodze karton w poszukiwaniu maści. - Czegoś jeszcze od nas chcesz?

- W zasadzie to chyba nic. - Podrapał się po karku, jednak po chwili pstryknął palcami. - Już wiem. Teresa musi wyjąć każdemu z nas znacznik. W innym wypadku DRESZCZ będzie mógł nas namierzyć i schwytać.

Zastanowiłam się przez chwilę.

- Ja nie mam żadnego nadajnika. - Zmarszczyłam brwi. Na samym początku nie wiedziałam, o czym do mnie mówi.

- Ty nie. On tak. - Wskazał palcem na siedzącego przede mną blondyna. - Chodź Newt. Obiecała załatwić to w miarę szybko.

Gdy chłopak właśnie wstawał z łóżka chwyciłam go za nadgarstek. On spojrzał na mnie lekko zaskoczony.

- Newt zostanie ze mną - powiedziałam stanowczo, nie spuszczając wzroku z Thomasa. - Ja wyciągnę mu ten pieprzony nadajnik.

Brunet uniósł ręce i cicho westchnął.

- Jak chcesz, Rose. - Posłał Newtowi lekki uśmiech, po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam cicho, znów pochylając się nad leżącym na podłodze pudłem.

- Rosie? - Gdy usłyszałam jego głos, powoli podniosłam wzrok.

- Hmm? - Uniosłam delikatnie jeden kącik ust w górę, choć wcale nie miałam nastroju, żeby się uśmiechać. - Coś nie tak, Newt?

Chłopak westchnął cicho, ponownie siadając przede mną na materacu. Objął rękami kolana, kładąc powoli na nich głowę.

- Jesteś na mnie zła? - spytał po chwili. Przez dobre kilka sekund zastanawiałam się nad odpowiedzią.

- Nie - powiedziałam w końcu, wyciągając w końcu kilka wacików, pęsetę, płyn odkażający i skalpel. Położyłam to wszystko na kocu i założyłam ręce na piersi. - Jestem raczej zawiedziona.

- Przepraszam, ja...

- Nie, Newt - przerwałam mu. - Dość tego, rozumiesz? Przestań wreszcie.

- Rosie, posłuchaj mnie.

- Nie, to ty posłuchaj. - Zacisnęłam na moment usta w wąską kreskę, po czym kontynuowałam. - Przestań mnie wreszcie za wszystko przepraszać, bo to naprawdę nic nie da. Twoje żałosne przepraszam, które wypowiadasz za każdym razem nic już nie pomaga, słyszysz? Znosiłam to już naprawdę wystarczająco długo. Mam tego dość. Myślę, że chyba powinniśmy... - Urwałam, nie będąc w stanie dokończyć tego zdania.

Newt uniósł gwałtownie głowę, a jego oddech przyspieszył.

- Co... Co zamierzasz przez to powiedzieć? - wyjąkał, patrząc prosto na mnie. Ja cicho westchnęłam i wstałam powoli z łóżka. Podniosłam z ziemi jego sportową torbę i wrzuciłam do niej bluzę chłopaka. Potem położyłam ją obok nogi blondyna.

- Powinieneś chyba spać dzisiaj u siebie - powiedziałam to tak okropnie cicho, że nie byłam do końca pewna, czy mnie usłyszał. - Chcę dziś zostać sama. Wybacz ale ja przestaję widzieć sens ciągnięcia tego dalej. Już naprawdę nie mam siły. Wybacz, Newt.

Chłopak spojrzał na leżącą na materacu torbę, a potem znów na mnie. Jego czekoladowe oczy nienaturalnie pociemniały.

- Nie rozumiem - wydusił, przełykając ślinę. - O co ci chodzi, co?

- Newt - Westchnęłam, znów zakładając ręce na piersi. - Skoro masz o mnie takie same zdanie, tak jak Patelniak i Thomas, to nie widzę sensu ciągnięcia naszej relacji dalej. Jeśli myślisz tak jak oni, że jestem dla was tylko kulą u nogi, to błagam cię. Powiedz mi to wreszcie prosto w twarz. Po prostu mi to powiedz, a nie udawaj, że jest inaczej.

- To nie tak...

- A jak? - Znów nie dałam mu dokończyć zdania. - Mam ci przypomnieć słowa Thomasa? Postanowiliśmy to wszyscy. W trójkę.

- Rosie, proszę cię. Chociaż mnie posłuchaj - zaczął, w jego głos z każdym kolejnym słowem zaczynał się łamać.- To nie tak jak myślisz, naprawdę. Ja... Chcę cię chronić.

Zaśmiałam się gorzko.

- Chronić? Przed czym, do jasnej cholery, chcesz mnie chronić?

- Daj mi dokończyć - syknął. - Wiesz przed czym staram się ciebie chronić? Przede mną. Przed cholernym Poparzeńcem, który zaczyna być we mnie coraz bardziej widoczny. Nie rozumiesz tego? - W jego oczach pojawiły się łzy. - Ty NIE wiesz co się ze mną dzieje. Nie masz pojęcia, dlaczego czasem znikam na całe godziny, nie mówiąc ani słowa. Widzisz tylko momenty, gdy czuję się jak wrak człowieka. Gdy jestem bezbronnym, wystraszonym dzieckiem. Ale wiesz co? Nigdy nie widziałaś tej drugiej strony. Tej drugiej, przerażającej części mnie. Momentu, gdy mam ochotę złapać za nóż i poderżnąć ci gardło.

Spuściłam wzrok. Może faktycznie miał rację?

- Newt ale to niczego nie zmienia. - Nadal brnęłam w to, co zaczęłam. Sama już nie miałam pojęcia, dlaczego. Być może chciałam być silniejsza? Może w głębi duszy nie chciałam przyznać mu, że wiem... Że mówi prawdę? - Myślę, że powinniśmy się rozstać. Zakończyć to wreszcie.

Podniosłam powoli głowę, spoglądając w stronę siedzącego na materacu chłopaka. Zapadła chwila ciszy, w której mogłam usłyszeć tylko nasze, urywane oddechy.

- Rose, proszę cię - jęknął płaczliwie, powoli wstając z łóżka. - Wiem, że jestem potworem. Purwa, doskonale o tym wiem. Ale jestem również pewny, że gdzieś tam w środku została mała cząstka mnie. Proszę cię, Rosie. Nie zostawiaj mnie.

Zagryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać.

- Nie, Newt. Pozbieraj swoje rzeczy i wyjdź.

- Rosie, proszę - Nie wytrzymał. Wybuchnął głośnym płaczem, stając naprzeciw mnie. - Błagam cię, daj mi ostatnią szansę.

- Już ją wykorzystałeś. - Zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy. - Wyjdź.

- Rosie, błagam.

- Nie mów tak do mnie - syknęłam. - Wyjdź stąd.

Newt wyciągnął dłoń w moją stronę, jednak szybko się odsunęłam. Pokręciłam głową.

- Proszę, Rosie, proszę - wyszeptał, spuszczając wzrok. Schował rękę za plecami. - Błagam cię, ja... Kocham cię.

Znów pokręciłam przecząco głową.

- Wyjdziesz sam, czy mam ci pomóc?! - warknęłam.

- Rose. - Nie miałam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Zdenerwowana otworzyłam z hukiem drzwi, po czym podeszłam do łóżka. Pozbierałam wszystkie rzeczy chłopaka i wyrzuciłam je na korytarz. On stał nadal na środku pokoju, a łzy ciekły po jego policzkach. Wreszcie ukrył twarz w dłoniach, łkając.

Gdy upewniłam się, że pozbyłam się wszystkich jego osobistych rzeczy, podeszłam do niego szybkim krokiem i chwyciłam za rękaw jego bluzy. Pociągnęłam go w stronę drzwi i wypchnęłam na korytarz. Niemal od razu zatrzasnęłam je za nim z hukiem i przekręciłam klucz w zamku. Dopiero wtedy dałam upust swoim emocjom. Osunęłam się po drewnianych drzwiach na podłogę i ukryłam twarz w dłoniach.

- Wybacz mi, Newt - wyszeptałam, podwijając powoli rękaw swojej bluzy. - Błagam, przebacz mi.

___________________

Okay, zostało mi jeszcze 10 rozdziałów do zakończenia tej książki ;)

Mam nadzieję, że ten rozdział nie wyszedł aż tak źle i mi jakoś wybaczycie, jeśli jest inaczej hah

Będę wdzięczna za każdą gwiazdkę lub komentarz, ponieważ ta książka szybkimi krokami zbliża się do 4 tyś głosów. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mimo tego, że książka jest beznadziejna to ciepło się u was przyjęła :)

Jeszcze raz, bardzo wam dziękuję!

Ps. Zgadnijcie, która z moich ulubionych autorek ma dziś urodzinki?

- - - > just_patsy

Ps.² W najbliższym czasie postaram się poprawić wszystkie błędy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top