16 | pierwsze objawy choroby
Syknęłam cicho z bólu, powoli otwierając oczy. Skrzywiłam się, ponieważ niemal od razu oślepiło mnie bladożółte światło. Nie wytrzymując tego dłużej, ponownie zamknęłam oczy. Niestety, prawie od razu tego pożałowałam.
- Kiedy się obudzi? - Do moich uszu dotarł czyjś szept. Przekrzywiłam lekko głowę, obserwując spod przymrużonych oczu dwie, męskie sylwetki.
- Nie mam pojęcia... - W zmęczonym blondynie z trudem rozpoznałam Newt'a. - Siedzę z nią już całą noc. Za cholerę nie wiem, co się stało.
- Musisz odpocząć. - w drzwiach pojawiła się inna, wąska sylwetka chłopaka. - Jutro wchodzimy za mury. Musisz być gotowy bo inaczej znów gówno wyjdzie, tak jak poprzednio.
- Nie - zaprzeczył Newt, wstając powoli z krzesła. Zmarszczyłam brwi, nadal na niego patrząc. Blondyn ledwie utrzymywał sylwetkę w pionie. Ze zmęczenia aż kiwał się na chudych nogach, walcząc sam ze sobą, żeby nie upaść. - Nigdzie bez niej nie pójdę i nie popełnię tego błędu drugi raz. Nie zostawię jej ponownie samej.
- Newt - westchnął Thomas podchodząc do łóżka, na którym leżałam. - Nie możemy już dłużej zwlekać. Minho na nas czeka i dobrze o tym wiesz. Nie możesz poświęcić jego życia tylko dlatego, że Rose leży tutaj nieprzytomna.
- Thomas do cholery! - syknął mocno zdenerwowany blondyn. - Czego nie rozumiesz? Tym razem nigdzie bez niej się nie ruszę! Nigdzie! Obiecałem sobie, że już więcej nie będę robił niczego za jej plecami. Kocham ją, zrozum to wreszcie.
Mimowolnie na moje usta wpłynął delikatny uśmiech. Mimo tego, jak go potraktowałam, on nadal mnie bronił. Nadal... Kochał.
- Newt, cicho bądź do diaska! - syknął Thomas, nerwowo drapiąc się w tył głowy. - Chcesz, żeby podsłuchała naszą rozmowę tak, jak poprzednio? No? Chcesz tego, do purwy?
- Nie możemy jej wziąć - Gdy Gally dołączył się do rozmowy, mocno zagryzłam wargę. - Jest poważnie ranna. Jeśli z nami pójdzie, ktoś z nas będzie musiał się nią opiekować. Na mnie w takiej sprawie nie liczcie. Nie będę się cudzą dupą zajmował.
Miałam ochotę w tym momencie wstać i przywalić temu parszywemu krótasowi w twarz.
- Jeszcze raz tak ją nazwiesz, a bądź pewny, że złamię ci ten parszywy, kartoflany nos!- warknął Newt, zakładając ręce na piersi. - Nie masz prawa tak o niej mówić. Nawet jej nie znasz!
- Tak? No i co z tego, Newt? Może powinieneś wreszcie pomyśleć o Minho? A nie o tej pieprzonej lafiryndzie z DRESZCZ'u. Skąd wiesz, czy to nie jest jedno wielkie przedstawianie? Może DRESZCZ tak to właśnie zaplanował. Biedny, kulawy blondynek zakochany w ich parszywym pupilku. Mówię ci, Rose to jedno, wielkie ścierwo DRESZCZ'u.
- Wypluj te słowa!
- A, bo co? - prychnął, patrząc krytycznie na brązowookiego blondyna. - Uderzysz mnie? Pogryziesz?
- Chłopcy, dajcie już spokój, co? - mruknęłam, podnosząc się do siadu akurat w tym momencie, gdy Newt otworzył usta, żeby coś mu na to odpowiedzieć.
Stojący nieopodal Gally chyba zdał sobie sprawę, że wszystko słyszałam, bo spuścił szybko wzrok. Thomas i siedzący na kanapie Patelniak również wyglądali na speszonych.
- Rosie? - Newt podszedł do mnie. - Jak się czujesz?
- Po tym wszystkim co usłyszałam, to tak średnio bym powiedziała - mruknęłam, odwracając niemal od razu wzrok. Blondyn westchnął i usiadł obok mnie.
- Wyjdźcie - szepnęłam cicho, nie patrząc na nikogo.
- Ale Rose - zaczął Thomas, robiąc parę kroków w moją stronę. - Daj mi to wytłumaczyć.
- Wynocha! - warknęłam, gromiąc bruneta surowym spojrzeniem. Chłopak westchnął, po czym łapiąc za koszulkę Gally'ego, wyszedł z pokoju.
- Rose - szepnął Newt.
- Idź stąd - Zagryzłam wargę.
- Ale Rosie.
- Nic nie mów - przerwałam mu. - Po prostu wyjdź. Chcę zostać sama, rozumiesz?
Chłopak westchnął cicho, ale po chwili wstał z łóżka. Podążyłam za nim wzrokiem.
- Jak coś, to będę na górze - szepnął i wyszedł.
Położyłam się ponownie na łóżku, zanosząc się cichym płaczem.
- Co ja zrobiłam... - szepnęłam, ukrywając twarz w poduszce. - Co ja zrobiłam?
***
Dopiero poźno wieczorem wypełzłam po cichu z pokoju. Niemal od razu dobiegły mnie gniewne głosy Gallyego, Thomasa i Newta. Po chwili namysłu weszłam do pokoju i podeszłam do stojącej pod ścianą Brendy.
- O co chodzi? - spytałam cicho, obserwując chłopaków.
- Coś jest nie tak - mruknęła.
Zmarszczyłam brwi.
- Co masz na myśli?
- Posłuchaj sobie, a zrozumiesz. - Po chwili za namową dziewczyny zaczęłam się przysłuchwiać rozmowie, a raczej kłótni.
- Boisz się o swoją małą dziewczynkę? - Twarz Newta nagle stwardniała gniewem. Wstał z krzesła i zaczął zbliżać się do lekko zdziwionego jego zachowaniem Thomasa. Spojrzałam po chwili przerażona na Brendę, która również posłała mi zdziwione spojrzenie. Przecież Newt nigdy się tak nie zachował. Prawie nigdy się nie denerował, a jak już, to bardzo szybko mu przechodziło. - Wszyscy doskonale wiemy, że tak naprawdę nigdy nie chodziło ci o ratowanie Minho.
Thomas wyglądał na zaskoczonego. Uniósł ręce.
- Newt, wylaskuj... O co ci chodzi? - spytał, cofając się kilka kroków do tyłu. Niestety, Newt nawet się nie zatrzymał. Podszedł jeszcze bliżej zaniepokojonego Thomasa. Zagryzłam wargi, ponieważ teraz tak naprawdę uświadomiłam sobie, że nie jest dobrze. Czułam, że coś złego się z nim dzieje, jednak bałam się interweniować.
- O co mi chodzi? Chociażby o tę zdrajczynię, którą za wszelką cenę chcesz chronić. Nigdy tak naprawdę nie chodziło ci o ratowanie Minho, ani nawet Rose. Jesteś pieprzonym egoistą, Thomas.
- Ale ja nie...
- Nie okłamuj mnie! - wykrzyknął Newt i kompletnie stracił nad sobą panowanie. Przygwoździł Thomasa do ściany, odbierając mu na chwilę możliwość nabrania świeżego powietrza do płuc. Zasłoniłam przerażona usta, nie mogąc wydusić słowa
- Newt... - jego imię z trudem przeszło mi po chwili przez gardło; tak byłam przerażona. Aż cofnęłam się kilka kroków w tył. Newt nigdy się tak nie zachowywał. Chłopak odwrócił się, patrząc na mnie gniewnie. Po chwili jednak złość z jego twarzy zniknęła, a zamiast niej pojawiła się skrucha i lekki strach.
- Przepraszam - wyszeptał i puścił Thomasa. Po chwili odwrócił wzrok. Złapał mocno za rękaw swojej bluzy i na nikogo nie patrząc, szybkim krokiem wyszedł z pokoju.
- Co to było? - przyglądający się całemu zajściu Jorge uniósł pytająco brwi.
- Nie mam pojęcia. - wydusił z trudem Thomas. Widać było, że kompletnie przeraziło go zachowanie przyjaciela. Ja natomiast oparłam się o ścianę, przymykając oczy, ponieważ pod powiekami piekły mnie łzy. Chciało mi się po prostu płakać.
- Rose? - Brunet po chwili podszedł do mnie, zamykając w szczelnym uścisku.- Nie martw się. Nie wiem, co mu odbiło.
- Boję się, Tommy. - wyszeptałam, również go obejmując. Teraz już nie myślałam o tym, jak bardzo go nienawidzę. - Co jeśli on... Złapał tę cholerną zarazę?
Już nie poruszyłam tematu udziału w tym Teresy. Nie miałam ochoty się już więcej kłócić z Thomasem.
- Nie martw się - powtórzył. - Nic mu nie będzie. Ja z nim pogadam.
- Nie. - zaprzeczyłam niemal od razu. - Poczekajcie na mnie tutaj. Zaraz wrócę.
Puściłam szatyna i wolnym krokiem skierowałam się na dach. Pomyślałam sobie, że właśnie tam go znajdę i nie pomyliłam się. Newt siedział na krawędzi budynku, a jego nogi niebezpiecznie zwisały nad przepaścią. Przełknęłam głośno ślinę.
- Newt?- ostrożnie podeszłam do blondyna. Chłopak po dłuższej chwili ciszy odwrócił się, patrząc na mnie ze smutkiem. W jego oczach z trudem dostrzegłam łzy.
- Przepraszam - powtórzył, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Chyba nie zdołam dłużej tego ukrywać.
Wstrzymałam oddech, obawiając się najgorszego. Newt z lekkim zawahaniem podwinął rękaw swojej bluzy i moim oczom ukazały się czarne, lekko wystające żyły. Pod powiekami znów zakręciły mi się łzy.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? - wydusiłam stając w niewielkiej odległości od niego. - Przecież... Przecież bym ci pomogła. Wsparła. Zrobiłabym cokolwiek, żebyś nie czuł się przez to gorzej. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A czy to by coś zmieniło? - westchnął i wstał. Podszedł powoli do mnie, przechylając delikatnie głowę w prawo. - Wiem tylko tyle, że DRESZCZ po coś wsadził mnie do labiryntu. Być może, żeby zobaczyć różnice między takimi jak ty, a takimi jak ja?
Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć. Naprawdę nie miałam pojęcia. Miałam ochotę teraz usiąść i płakać.
Chłopak w pewnym momencie rozłożył ramiona i po chwili zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Ja - wyszeptał cicho, a głos zaczynał mu się łamać. - Jestem cholernym poparzeńcem, Rosie.
______________________
Okay, rozdział do dupy xd
Niestety, chyba nie idzie mi za dobrze pisanie tej książki...
Ale coż, jak zaczęłam to i skończę ;)
Enjoy, kochani!
Ps. Mile widziane gwiazdki i komentarze :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top