13 | tunel

Obudziłam się dopiero wcześnie rano, gdy słońce powoli zaczynało przygrzewać. Otworzyłam zaspana oczy i podniosłam się do siadu. Po chwili rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju i nagle poczułam, że robi mi się słabo. Nigdzie nie mogłam dostrzec Newta. Przecież jeszcze w nocy go tu widziałam!

Wygramoliłam się z pościeli i szybko naciągnęłam na siebie pierwsze lepsze ubrania, które wpadły mi w ręce. Związałam włosy w niedbałego kucyka i czym prędzej wyszłam na korytarz. W całym budynku było dziwnie cicho, aż ciarki przeszły mi po plecach. Wzdrygnęłam się i zapukałam do drzwi najbliższego pokoju, gdzie spał akurat Thomas.

- Tommy? - Chwyciłam za klamkę i delikatnie uchyliłam drzwi. W pokoju nie było nikogo. Weszłam do pomieszczenia, dostrzegając kubek z zaparzoną herbatą. Ujęłam go szybko w dłonie i natychmiast stwierdziłam, że czarna herbata musiała zostać zaparzona niedawno, ponieważ kubek był jeszcze gorący.

- Rose? - Odwróciłam się. Brenda zatrzymała się w progu, patrząc na mnie półprzytomnym wzrokiem. Wywnioskowałam, że idzie właśnie do łazienki, ponieważ w rękach trzymała czyste ubrania. - Co ty robisz?

- Ile mamy samochodów? - Zbyłam jej pytanie, zakładając ręce na piersi.

- Dwa. - Zmarszczyła brwi. - Czemu pytasz?

Nadal nie odpowiadając na jej pytanie podbiegłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. Na prowizorycznym podjeździe stał tylko jeden jeep. Drugi gdzieś zniknął.

- No, nie wierzę - jęknęłam, przejeżdżając dłonią po twarzy. - Kretyni. Idioci. Niech ja ich tylko dorwę!

- Rose, do cholery! - Brenda zaczęła się już niecierpliwić. - O co tu chodzi?!

- Chłopcy pojechali odbić Minho na własną rękę - rzuciłam, podnosząc z ziemi puste pudełeczko po nabojach. - Zabrali broń.

- Jesteś pewna na sto procent? Może gdzieś się tutaj kręcą.

- Brenda, pomyśl - syknęłam. - Newta nie potrafię nigdzie znaleźć. Thomas i Siggy wyparowali, a na podjeździe stoi tylko jeden samochód. Do tego zabrali cały zapas naboi, który był w pokoju Thomasa.

- Fakt, dziwne.

- To nie jest dziwne, tylko przerażające! - zawołałam. - Przecież oni zginą. Jak nie dopadnie ich DRESZCZ to rozszarpią ich Poparzeńcy! Nie, ja tego tak nie zostawię. Jadę po nich. W tej chwili.

Ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi, łapiąc po drodze scyzoryk, leżący na stole.

- Stój. - Brenda zastąpiła mi drogę. - Pojadę z tobą. Daj mi tylko minutkę.

- Jeśli chcesz, to będę ci dozgonnie wdzięczna. - Posłałam jej słaby uśmiech. - Pozbieram tylko przydatne rzeczy i będę czekała przy samochodzie.

- Dobrze. Obiecaj mi jednak, że nigdzie sama nie odjedziesz.

- Ja nawet nie umiem prowadzić samochodu!

Brunetka zachichotała i po chwili odeszła. Zniknęła w drzwiach łazienki, zamykając się w niej na klucz. Ja natomiast pobiegłam do mojego pokoju i zabrałam swój pistolet. Przetrząsnęłam pokój w poszukiwaniu naboi, jednak za nic nie mogłam ich znaleźć. A na sto procent wiedziałam, że miałam dwie, zupełnie niezaczęte paczki schowane w szafce.

- Zabiję go, normalnie - mruknęłam, uświadamiając sobie, że tylko Newt wiedział gdzie są i z pewnością musiał je zabrać. Zostawił tylko otwartą paczuszkę, która leżała na stole. Wsadziłam ją szybko do kieszeni i wyszłam szybko z pokoju. Skierowałam się w stronę samochodu i nagle się zatrzymałam. Wybałuszyłam oczy.

- Jorge? Co ty tutaj robisz?

Mężczyzna zaśmiał się.

- Przecież nie zostawię moich dwóch ukochanych dziewczynek samych, prawda? - rzucił, uśmiechając się do mnie. - Pomogę wam ich znaleźć, choć przyznam, że mi się to nie uśmiecha. Osobiście po całej akcji rozmówię się na poważnie z każdym z nich tak, że odechce im się wywijać takie numery. A jeśli chodzi o Brendę, to szuka naboi. Wszystkie gdzieś wcięło.

- Dobrze wiesz, że same się nigdzie nie "wcięły". - Zrobiłam cudzysłów palcami i przewróciłam oczami. - Zabrali dosłownie wszystkie. Jedyne co udało mi się znaleźć to otwarta paczka, którą zostawiłam wczoraj na stole. Newt nie zabrał jej widocznie dlatego, żebym za szybko się nie zorientowała o co chodzi.

- Moja działka była nienaruszona. Najwyraźniej żaden z nich nie odważył się wejść do mojego pokoju. - Otworzył drzwiczki auta i wpuścił mnie do środka. - Niestety, pewnie będę musiał oddać połowę Brendzie. - Wskazał na idącą w naszą stronę wściekłą dziewczynę. - Chyba nic nie znalazła.

- Ta, najwyraźniej.

- Zabrali wszystko, szczyle jedne! - Wyrzuciła ręce w górę z frustracji. - Gdy ich znajdziemy to nogi im z dupy powyrywam.

- Gdy ich znajdziemy - podkreśliłam, zamykając drzwi. Brunetka zajęła miejsce z przodu, a Jorge za kierownicą. Po chwili ruszyliśmy.

- No, to następny przystanek Denver. - Uśmiechnął się Latynos, poprawiając lusterko. Docisnął pedał gazu, gwałtownie przyspieszając.

- Jorge! - wrzasnęłam, gdy ten najechał na jakąś dziurę. - Ostrożnie!

- A co? Boisz się? - Odwrócił się w moją stronę z uśmiechem na twarzy, który nadal nie chciał zejść mu z twarzy.

- Bardzo śmieszne. - Przewróciłam oczami, poprawiając się na siedzeniu. - Skup się na drodze, bo zaraz ci zakręt ucieknie.

Jorge znów się zaśmiał, kręcąc głową. Po chwili ciszy dodał:

- Módl się raczej, że nie wpadli na to, żeby wjechać sami do tunelu przy granicy. - Westchnął. - Bo jeśli to zrobili, to jedziemy zbierać ich szczątki.

- To obrzydliwe, Jorge - syknęłam. - Przestań w końcu, dobra?

- Tylko mówię, żebyś wiedziała. - Nagle poczułam, jak gwałtownie hamujemy. W ostatniej chwili udało mi się złapać przedniego siedzenia, chroniąc się tym samym przed natychmiastowym rozbiciem nosa. - No, pięknie. Zarąbiście.

- Co..? - urwałam, patrząc na tunel. Czym prędzej wysiadłam z samochodu.

- Rose, nie idź tam! - Brenda również wysiadła z samochodu i podbiegła do mnie.

- Byli tutaj. - Wskazałam na świeże ślady opon na piasku. - I to niedawno.

- Czyli teraz są tam - syknęła i kiwnęła głową na spowity mrokiem tunel. - I wiesz co to oznacza. Przepadli.

- Nawet tak nie mów! - warknęłam, przeładowując broń. - Jedziemy tam. Muszę ich znaleźć, rozumiesz?! Już tam kij z Thomasem! Muszę znaleźć Newta!

Brenda miała ochotę protestować ale widząc moją determinację, odpuściła. Wsiadła do samochodu, również wyciągając z kieszeni pistolet.

- Jedziemy, Jorge. - Wsiadłam z powrotem do środka i spojrzałam na Latynosa. - Na co czekasz? Jedź!

Mężczyzna uniósł ręce, po czym przekręcił kluczyki w stacyjce.

- Obym tego nie żałował - mruknął, a ja modliłam się w duchu, żeby chłopcy znaleźli się cali i zdrowi.

______________________

I następny rozdział w publikacji ;)

Mam nadzieję, że was mimo wszystko nie zawiodłam :)

Komu się podobał rozdział, niech zostawi tutaj ""

Będę wtedy wiedziała, czy warto pisać tę książkę dalej, czy jednak porzucić to w cholerę xd

Miłego dnia, kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top