11 | kamienny zazdrośnik

- Złaź ze mnie - mruknął Aris, próbując wstać. Speszyłam się nieco i zeszłam z chłopaka. Podałam mu rękę i brunet z moją pomocą stanął na własnych nogach. Przyłożyłam ucho do ściany, próbując dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi. Szczerze? Wątpiłam w to, że nas uwolnią. Nie łudziłam się, że to Thomas i reszta.

- Nie, to nie mogą być oni - mruknęłam, siadając na ziemi. Pokręciłam głową, wsuwając palce w swoje włosy i mocno pociągnęłam za jasne kosmyki. - To jakiś koszmar.

- Ejże, młoda. Obiecał mi, że wróci - Aris położył dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się pokrzepiająco. - I ja w to wierzę. Pamiętaj, nadzieja umiera ostatnia.

- Ugh, co wy tak ciągle o tej nadziei? - jęknęłam zirytowana. - Najpierw Newt, potem ty. Zdajesz sobie sprawę, że nadzieja jest matką głupich?

- Wiesz, ja tam nigdy nie byłem najmądrzejszy, więc... - prychnął. - To by się nawet zgadzało.

- Kretyn - fuknęłam, wstając chwiejnie na nogi. Znów podeszłam do ściany wagonu. Zdążyłam w ostatniej chwili się o nią oprzeć, bo poczułam się nagle tak, jakbym znajdowała się w windzie.

Aris też zdołał się czegoś złapać.

- Zabierają nas! - Zawołał uradowany. - Zabierają nas, Rose! Żyjemy!

Jęknęłam cicho, przesuwając dłonią po twarzy. Nagle oprzytomniałam. A co z Minho? Przecież jest w zupełnie innym wagonie, niż my!

Zaczęłam walić pięściami w metalowe drzwi wagonu, jednak nie łudziłam się, że zdołają rozpoznać mój komunikat na czas.

- Nie, nie! Thomas, Newt! - krzyczałam ile sił w płucach. - Minho jest w drugim wagonie!

Niestety chłopcy nie mogli mnie usłyszeć przez grubą ścianę pociągu, ani rozróżnić mojego głosu wśród wszystkich innych, wrzeszczących osób.

- No, to zarąbiście - syknęłam, siadając w końcu na podłodze. Turbulencje były nie do zniesienia. - Gratuluję pomysłu, Arisku. Po prostu odlot.

***

Metalowe drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wagonu wpadły trzy, męskie sylwetki.

- Newt, zaczekaj na zewnątrz. - W tym zgiełku z trudem rozpoznałam denerwująco znajomy głos Thomasa. - Najlepiej, żebym to ja wszedł pierwszy.

Blondyn uniósł powoli ręce i mamrocząc coś pod nosem, wyszedł na zewnątrz.

Szybko wstałam z ziemi i kompletnie nic nie mówiąc chciałam po cichu wyminąć Thomasa. Niestety, chłopak zdążył złapać mnie za nadgarstek.

- Rose, dzięki Bogu. - Posłał mi lekki uśmiech.

- Daruj sobie - mruknęłam wyrywając rękę. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam szybko do wyjścia. Byłam mu niezmiernie wdzięczna, że dał mi spokój i nie próbował mnie zatrzymywać. Znając moje wybuchy złości, najprawdopodobniej dostałby porządnie w twarz.

- Rosie! Tutaj! - Słysząc długo wyczekiwany przeze mnie głos, odwróciłam głowę, dostrzegając stojącego nieopodal Newta. Wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu i czym prędzej wyciągnęłam w jego stronę ręce.

- Newt - wpadłam w ramiona chłopaka, mocno go przytulając. Po chwili poczułam, jak czule gładzi moje plecy, również mocno mnie obejmując.

- Rosie - wyszeptał do mojego ucha, a moje spięte ciało przeszedł leciutki dreszczyk. Uśmiechnęłam się pod nosem i mocniej objęłam Newta w pasie. - Martwiłem się, przylepo.

- A, idź sam się do czegoś przylep - prychnęłam sarkastycznie, wywracając oczami. - Jesteś po prostu okropny! Ja tu się cieszę na twój widok, a Ty co?

Chłopak zachichotał, odsuwając się ode mnie na tyle, żeby móc spojrzeć w moje oczy. Przesunął jedną dłoń na mój policzek i delikatnie pogładził go kciukiem.

- Nudno było bez Ciebie - skwitował, uśmiechając się zawadiacko.

- Newt, przestań wreszcie. Stoję z tobą dopiero kilka minut, a już się zastanawiam czy DRESZCZ nie chce mnie na pokład z powrotem.

- Bardzo zabawne, Rosie.

- Ej, wy tam! - Vince zaczął machać w naszą stronę. - Pogruchacie sobie później. Trzeba pomóc Thomasowi w rozładunku. Jest lekko wnerwiony, kij wie dlaczego.

Po tych słowach odwrócił się i zniknął w najbliższym wraku starego budynku.

- Jak ją nie cierpię tego kretyna - mruknęłam, mając na myśli Thomasa.

- Ta, jakbyś zauważyła plaster na jego nosie to mnie o nic nie pytaj, zgoda? - Złapał mnie delikatnie za rękę i pociągnął w stronę wagonu.

- Newt? - Uniosłam pytająco brwi. - Chcesz mi coś może powiedzieć?

- Nie, zupełnie nic. - Uciął, uśmiechając się lekko. - Po prostu naopowiadał mi kilku ciekawych historii o tym co by było, gdybym cię zostawił i dał mu pole do popisu.

Przewróciłam oczami idąc za nim i nic już więcej nie powiedziałam.

Niestety, wciąż kocham tego zazdrosnego nawet o cholerny kamień kretyna.

________

Don't kill me, please :)

I tak pewnie już nikogo tutaj nie ma xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top