Rozdział 13: Piraci.
Au: Czas na informacje o tej książce. Spokojnie, spokojnie nie usuwam jej tylko wprowadzam drobne zmiany w publikacji rozdziałów będą one nieco rzadziej, ale dalej regularnie. Lecz są też tego plusy i powody. Powodem jest to, że chce pisać je dłuższe +- 2500 słów i to moje takie postanowienie, bo wole by rozdziałów było mniej a akcja rozwijała się bardziej stopniowo. Plusem jest to, że jak dodam rozdział to trochę dłużej go sobie poczytacie. A i jeszcze jedno, teraz będą też czasem pojawiać się z narratorem trzecioosobowym, bo lepiej mi się tak pisze, to wszystko miłego czytania.
Narrator trzecioosobowy:
Po dwóch dniach ciągłego siedzenia na polanie i zakupów na dalsze podróże, stan nogi Sola znacznie się poprawił. Rana dalej była sina i zaczerwieniona, lecz jak mówił chłopak nie bolała już tak bardzo. Może to zasługa leków przeciwbólowych, a może po prostu zwykłe kłamstwo, by w końcu ruszyć dalej. To wiedział tylko Rudy i nikt więcej, ale rzeczywiście wyglądał dobrze, nabrał kolorów, przestał mieć gorączkę i zawroty głowy. Wszystko wróciło do normy. Wszystko oprócz tego, że dalej nie udało im się odnaleźć zaginionego przyjaciela. Czas rozpocząć poszukiwania.
Dawno powinni już wiedzieć gdzie jest chłopak, lecz Harley nie chce nic powiedzieć. Przecież zgodzili się z nim surfować! On stwierdził jednak, że to jeszcze nie ten moment, by mogli się dowiedzieć prawdy. Jednak stanie się to dziś, nawet jakby znowu musieli przechodzić te okropne katusze, które były jego lekcjami.
Arion ziewnął przeciągle i wstał ze swojego tymczasowego łóżka. Jego przyjaciele już wstali i byli gotowi. Brunet podniósł z trawy bluzę, na której spał i otrzepał ją z piasku.
- Rany, nie wierze, że spaliśmy na takim syfie, wszystko mnie boli. – na potwierdzenie swoich słów złapał się za plecy i przeciągnął.
- Prawdę mówiąc nic w tym dziwnego. – odparł Riccardo – Nie codziennie śpi się kilka dni na ziemi, ale cóż nikt nie powiedział, że nocować będziemy w pięcio gwiazdkowych hotelach.
Wszyscy zgodzili się z nim i również zabrali swoje rzeczy. Założyli plecaki i zeszli z małego pagórka, na którym się zatrzymali. Prowadzili rowery, bo ze szczęściem pilkarzyków Raimona, któryś z nich potknąłby się i przekoziołkował na sam dół. Ich celem była plaża i pan surfer. Wyciągnięcie od niego wiadomości zdecydowanie nie będzie łatwym zadaniem, a potem jeszcze trzeba będzie odnaleźć Gabriela, lub co gorsza – kolejną wskazówkę. Każdy przyzna, że ma już dosyć uganiania się za tymi znakami i zwiedzania Japonii. Skoro Gabi chciał pokazać im piękne miejsca w kraju, to dlaczego nie powiedział im tego wprost? Skoro zależało mu na „wspólnej” podróży, czemu nie zapytał? To wszystko jest tak pogmatwane i nikt nie rozumiał co na myśli miał ich przyjaciel.
Pov Aitor:
Ciekawe co teraz będziemy musieli zrobić? Szczerze wątpiłem, że znajdziemy go tutaj. To było praktycznie nie możliwe, jednak ja wiedziałem nieco więcej od innych. Źle czułem się z myślą, że trochę oszukuje przyjaciół, że nie mogę im wszystkiego powiedzieć. Choć jak na to spojrzeć to sam nie wiedziałem praktycznie nic. Jedynie Gabriel skontaktował się ze mną wczoraj…
Szokiem było dostać wiadomość od niego. Jednak nie przyszła ona z Messengera czy innej aplikacji tego kroju. Napisał do mnie normalnie, na klasyczne wiadomości. Treść była krótka i na początku nie do końca mi zrozumiała, lecz teraz jak o tym pomyśleć…
„Aitor wiem, że jesteś zdziwiony, że pisze, ale to naprawdę ważne. Musisz spowolnić chłopaków, do jedenastej nie mogą kręcić się w okolicach portu. Błagam zrób to dla mnie. Dla mnie i dla was.”
Dlaczego nie możemy zbliżać się do portu? Dlaczego muszę opóźnić ich aż godzinę? Może po prostu nie chce byśmy go zobaczyli, a może coś ukrywa. Na dodatek wie, że go szukamy i wie to, że jesteśmy na Okinawie. Może ma ciągły kontakt z Harleyem? A może po prostu cały czas nas obserwuje? Chowa się w cieniu i patrzy na nas z uśmiechem, że jego plan działa i dotarliśmy tu, gdzie nas prowadził? Nie byłem pewny nieczego. Niczego oprócz tego, że muszę opóźnić ich marsz.
Spojrzałem na zegarek, znajdujący się na moim nadgarstku. Dziesiąta dwadzieścia trzy. Mam trzydzieści siedem minut, na zatrzymanie ich tu. W małym zagajniku z palmami i boskim klimatem. Jeśli poproszę ich, by tu stanęli na ponad pół godziny, nie ruszając się napewno nie zgodzili by się. Na szczęście w głowie miałem już gotowy plan.
Oparłem się o jedno z niewielu drzew i zamknąłem oczy. Oczywiście od razu przykuło to uwagę chłopaków. Po stylu chodzenia wywnioskowałem, że podszedł do mnie Arion.
- Aitor, co się stało? - zgodnie z planem, usłyszałem jego zmartwione pytanie.
- Oh wiesz... - zacząłem, ale urwałem i osunąłem się po pniu drzewa na trawę, cały czas nie otwierając oczu.
Na początku prośby Taty i... Taty, wydawały mi się głupie. No, bo niby po co miałbym chodzić na kółko aktorskie. Jednak jak teraz myślę, była to jedna z lepszych decyzji, które podjąłem. Wszystko się uda. Gabriel zdobędzie do mnie większy szacunek, za to co dla niego robię. Jednak szacunek reszty przyjaciół może się zmniejszyć, jeśli dowiedzą się dalej prawdy.
- Cholera Aitor! - krzyknął zestresowany Sherwind. Co się mu dziwić, już drugi członek naszej ekipy poszukiwawczej praktycznie "mdleje". Oj to będzie piękna zabawa tak udawać.
Usłyszałem kroki innych. Niepewne Riccardo, pewne Victora i oczywiście koślawe i nie równe Sola, który cały czas kulał. Usłyszałem też jak jeden z nich - nie byłem pewny, który - kuca obok. Uwierzyć, że Riccardo kiedyś podważał mój zmysł słuchu! Jestem mistrzem świata w słuchaniu! No... Może nie rodziców, czy kapitana, ale napewno odgłosów z zewnątrz.
- Może się przegrzał? - zaproponował ten blady, w sumie to biały jak kartka Emos.
- Fakt, taki trochę czerwony jest. - dodał Sol. Aha? On kilka dni temu, był prawie tak samo wyblakły jak Victor.
No, ale rzeczywiście. Trochę gorąco mi było, ale upał był do zniesienia. Gdy siedziałem zmarznięty na chodniku, na Hokkaido nikt nie narzekał, że zamarznę.
- Aitor wstawaj. - Arion lekko poklepał mnie po policzku. Szlag by go! A nie nie... Tak musi być, to moja i jego rola.
Ej a powiedziałem to, że w plan wkręciłem tez kapitana? Nie? A to szkoda. No, bo tak! Sam Arion Sherwind jest po mojej stronie i razem bronimy dupę Gabiemu. Dalej nie wiem, czy chciał po prostu uciec z wyspy, czy miało to jakieś drugie dno, ale kogo to obchodzi?
Arion ze spokojem wysłuchał mojej opowieści o wiadomości i o tym, że zależy mi, by pomógł mi w planie. Jak to on, zgodził się od razu. To dobrze mieć takiego kumpla, który pomoże ci bezinteresownie.
Muszę trzymać się swojej roli oraz nieistniejącego scenariusza. Prawie wszystko wymyśliliśmy w nocy, a szczegóły, które przeoczyliśmy wyklepie się w trakcie.
Mruknąłem coś niewyraźnie, by nie trwała cisza. Oczywiście taki był plan!
- Victor przynieś lód, może mu to pomoże. - polecił Riccardo. Czyli to on kucał mi tuż przed twarzą. To było straszne, bo czułem na sobie jego oddech. Aż przeszły mnie ciarki.
Nastała cisza. Zegarek lekko zadrgał. Znaczyło to, że do końca akcji zostało jeszcze pół godziny. Rany, juz mi się trochę nie chce tak siedzieć. Może... Nagle wstanę, powiem coś i majestatycznie upadnę? Tak to świetny pomysł.
Jak pomyślałem tak i zrobiłem. Otwarłem nagle oczy co mocno zszokowało Riccardo, którego dzieliły ode mnie centymetry. Sol spojrzał na mnie z ukosa, lecz nie odezwał się. Arion odskoczył do tyłu i zmierzył mnie przerażonym spojrzeniem.
- Noooooo... Zmartwychwstałem! - zrobiłem jeden krok i zgodnie z nowym planem upadłem na twarz. Cóż... Trochę źle to wymierzyłem i zabolało mnie to na prawdę, ale życie wymaga poświęceń.
- Japierdole ja zesiwieje z nim! - krzyknął muzyk i podbiegł. Złapał mnie za materiał koszulki i przewrócił na drugą stronę. Teraz leżałem na plecach, a z nosa lekko ciekła mi krew. Czy odczuwam lekkie Déjà vu? Tak.
- Wiecie, z nim to jest wszystko możliwe. - w końcu odezwał się Sol i cicho zaśmiał pod nosem.
- Jestem! - krzyknął Victor i usłyszałem jego kroki obok. - A ten co? Zmartwychwstał?
- Żebyś wiedział... Daj ten lód. - powiedział szybko Ricc.
- Lód? Myślałem, że lody... - usłyszałem szelest reklamówki, a potem Sola, który wybuchnął śmiechem.
- Nie no świetnie! Widać, że jesteście z Raimona. - krzyknął. Usłyszałem jego nierówny krok i kolejny szelest, a potem papierek po lodzie spadł na moją twarz. Rany mam już dość tego... Ile jeszcze?
- Chłopaki już jest dziesiąta pięćdziesiąt trzy, a my nie ruszyliśmy się stąd. - oznajmił Arion, jak gdyby czytał mi w myślach.
- Powinniśmy go jakoś obudzić. - stwierdził Di Rigo. Dobiegły mnie jakiś szum, a potem poczułem zimno na twarzy. Nie...
Otworzyłem gwałtownie oczy i powoli usiadłem. Plecy bolały mnie od tego leżenia, ale misja chyba się powidła. Jak na potwierdzenie moich słów w oddali dojrzałem prom. Trąbnął i odpłynął tak dalego, że straciłem go z oczu. Wydaje mi się, że w ostatnim momencie, zobaczyłem małą różową kropkę na pokładzie. Lecz możliwe, że to tylko umysł płata mi figle.
- Jak się czujesz? - zapytał Riccardo wpatrując się we mnie.
- W porządku, sory za tamto, zakręciło mi się w głowie i tyle. - wstałem na nogi i przeciągnąłem się.
- To dobrze, że już wszystko okej. - podszedł Arion, stanął obok mnie i tak, że nikt nie widział, walnął mnie e rękę.
Spojrzałem na niego i bezgłośnie zapytałem:
- "A to za co!?"
Ten spojrzał na mnie i odpowiedział w ten sam sposób:
- "Przytkaj się! Zawsze musisz się popisywać"
- Chłopaki? Wydaje mi się, że w tej walce na spojrzenia macie remis i możemy iść w końcu na plażę. - powiedział zrezygnowany Victor. Bez odpowiedzi wsiadł na rower i po równej już nawierzchni pojechał w stronę miejsca pobytów surfera.
Skinąłem głową i wsiadłem na mój sprzęt. Ruszyłem pierwszy, a za mną reszta.
Gdy tak teraz myślę, to trochę do dupy, że nie zatrzymałem Gabriela. Wytłumaczyłby nam wszystko i byłoby po wszystkim. Nie rozumiem po co ten cały cyrk i ucieczki.
Gdy postawiłem nogę na piasku od razu w oczy rzuciła się postać łapiąca fale. Był to oczywiście Harley Kane. Były gracz Inazumy Japan, a teraz... Czym on właściwie się zajmuje?
Podbiegłem do brzegu; fale lekko obijały się o moje stopy, mocząc przy okazji buty. Arion krzyknął coś do męszczyzny i jak na zawołanie, wynurzył się z wody, skoczył i wylądował obok nas.
- Przyszliście na kolejne lekcje surfowania? Macie naprawdę wielki zapał panowie!
- Nie! Broń Boże! Jesteśmy tu po Gabriela, a ty wiesz gdzie on jest. - odpowiedział pośpiesznie Riccardo.
- Aha? Za takie coś to... - zaczął, ale nie udało mu się skończyć. Tym razem przerwałem ja.
- Słuchaj mnie ty! Panie Surferze! Tu chodzi o zdrowie, albo nawet życie tego chłopaka, masz nam powiedzieć gdzie on jest, bo inaczej mój tata! - już miałem skoczyć na niego, gotowy, by wydłubać mu gałki oczne, ale złapał mnie Sol. Nosz!
- Spokojnie młody, opanuj się. Nikt chyba nie chce awantur. - szepnął do mnie.
Przestałem się wyrywać i rozluźniłem się. Po chwili Rudy puścił mnie i znowu mogłem stać swobodnie.
- Dobra, nie znacie się na żartach. Nie to nie, macie. - upuścił na ziemię jakiś świstek i wbiegł z deską do oceanu.
Spojrzałem na kartkę i podniosłem ją. Była zgięta kilka razy, aż powstał z niej pomięty prostokąt. Otworzyłem go i podskoczyłem z radości.
- Patrzcie chłopaki! To mapa piracka! - wykrzyczałem i pokazałem.
- Wow, niesamowite. - stwierdził Victor.
- Muszę podzielić was na piratów! Victor będzie majtkiem, razem z Arionem oczywiście. Sol będzie piratem bez nogi, a ja kapitanem z papugą.
- A ja kim? - zapytał Riccardo.
- Wiesz, po twojej akcji ze sprzątaczką, którą zobaczyłem na kamerach jak byłem u dyra będziesz... Tym co myje łajbe i gra na fujarce. No i jeszcze gotuje.
Muzyk zmierzył mnie morderczym spojrzeniem i zabrał mapę.
- Kochani, to chyba nasz na poszukiwanie skarbów. - stanął w miejscu gdzie na papierze był START i powoli ruszył tak jak pokazywały strzałki i rysunki.
Wszyscy podążaliśmy za nim i przyglądaliśmy się jak kilka razy musiał zawracać, bo oczywiście się pomylił. Po wielu próbach zatrzymał się w miejscu gzie na mapie był "X". Niestety - tak jak w bajkach - na lądzie go nie było.
- Emm Arion? - zapytał Di Rigo.
- Tak? - zapytał niepewnie Sherwind.
- Masz psa co nie? - chłopak skinął głową. - kop. Napewno cię tego nauczył.
- Bez urazy Riccardo, ale czyś ty ogłupiał!? Nie będę kopa.. - przerwał bo Victor złapał to za nogi i podniósł głową w dół. - Victor..?
- Jesteś łopatą. Kop! - zaśmiał się gdy Arion zaczął kopać.
Po chwili wyjął małe pudełko. Otworzyliśmy i zobaczyliśmy w nim...
Au: tu turuu tu tu tu (dzwieki reklamy polsatu)
Mamy 2000 słów i na początek jest to super wynik, rozdział podoba mi się bardzo, wyczekujcie kolejnego, tk wszystko
Miłego życiaaa<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top