4. Ostatni raz
Kochane rybki!
Dzisiaj notka jest na pierwszym planie. Piosenkę włącznie sobie od początku. Mam do niej sentyment, zbyt wiele razy była grana na pogrzebach moich bliskich i dzisiaj chciałam by również nam towarzyszyła.
Miłego czytania <3
XOXO ~ Vivi
*
Chłodne popołudnie. Szum wiatru przeplatał się z cichym kobiecym łkaniem. Tłum ludzi szedł po trawiastej polanie, mijając niewielkie, marmurowe nagrobki. Widniało na nich jedynie imię z nazwiskiem oraz wiek, w jakim dusza opuściła ziemię.
Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym przyjdzie mi się pożegnać z Gaarą. Dzień, w którym to naprawdę zrozumiem, że część mojego serca nigdy nie zostanie ponownie wypełniona. Mimo jego gburowatości uzupełnialiśmy się. Ja była jego nadzieją, a on moją rzeczywistością.
Stojąc na niewielkim wzniesieniu, obserwowałam liczny tłum. Przez niego zmuszona zostałam odejść i przyglądać się obrządkowi z dalszej odległości, jednak nie dużych rozmiarów górka pozwalała mi ujrzeć wszystko idealnie.
Niczym w transie spoglądałam na urnę trzymaną przez Rasę, ojca Gaary. Stał nad małym dołkiem z codzienną powagą.
— Chowanie własnego dziecka jest tragedią, której żaden rodzic nie jest w stanie opisać. Mimo sporów, jakie powstały między nami, to jestem w stanie stwierdzić, że jest.. że był dobrym dzieciakiem..
— Och dajcie spokój. Kto kupi tą gadkę? Przecież on nienawidził Gaary — wyszeptałam do przyjaciółek stojących obok.
Ku mojemu zaskoczeniu faktycznie były smutne. Sama poczułam delikatnie ukłucie w klatce piersiowej, uświadamiając sobie, że pogodziłam się z jego śmiercią.
— Rodzina No Sabaku już nigdy nie będzie taka sama — dokończył Rasa, spoglądając na dwójkę swoich pozostałych dzieci.
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, jak ogromny chłód ogarniał tą rodzinę. Nawet w dniu śmierci najmłodszego brata żadne z rodzeństwa nie uroniło łzy. Niczym zimne posągi stali obok ojca, w skupieniu wysłuchując jego mowy pożegnalnej.
Gdy po kilku minutach urna znajdowała się już w dołku oraz została dokładnie zakopana.
Powstał gwar.
Rozglądałam się, nie wiedząc, dlaczego tłum z lewej strony nagle zaczyna się rozstępować. Jedyne, co widziałam, to dwie czupryny poruszające się w trakcie ruchu.
Z tyłu szedł szatyn o równie czarnych oczach z wyrazem twarzy przypominającym Rasę. Przed nim szedł blondwłosy mężczyzna. Przyglądając mu się dłużej, ujrzałam delikatne wyróżniające się kreski na jego policzkach w tym samym kolorze, przypominające wąsy kota. Jednak, gdy mężczyzna spojrzał się w moją stronę, już wiedziałam, że go kojarzę.
— Co on tutaj robi? — wyszeptałam odruchowo, spoglądając w jego błękitne tęczówki.
— Znasz go?! — szepnęła zaskoczona Sora.
— Miałam wielką nieprzyjemność wpaść na niego wczoraj.
— Ty wiesz, kto to jest?
— Oświeć mnie, Sora — szepnęłam, marszcząc delikatnie nosek.
— To Uzumaki Naruto. Jest gwiazdą najnowszej produkcji Anbu. Wszyscy go znają, nawet Dekashi. — Wypowiadając ostatnie zdanie, zachichotałam.
— Niestety znam. Pustego i pustszego — odparła niezadowolona Uchiha, krzywiąc się na starą kobietę, która przed chwilą je uciszyła.
— Co masz na myśli? — spytałam cicho.
— Oni są jak bracia. Ten cały Naruto i jego syjamski brat Sasuke. Obstawiam, że są gejami, bo łażą ze sobą krok w krok. Typowi kobieciarze, żałosne imitacje mężczyzn — burknęła poddenerwowana Dekashi pod nosem, starając się opanować emocje.
— Skoro przyszedł na jego pogrzeb, musieli być w bliskich relacjach. Ja naprawdę nie znałam Gaary.. — stwierdziłam ze smutkiem, spoglądając się na podniecające przed nią nastolatki.
Nie mogłam ukryć przed sobą faktu, że go nie znałam. Minęło zbyt dużo czasu, oboje zmieniliśmy się nie do poznania, a ja i tak żyła młodzieńczymi złudzeniami.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego? Jak to się stało, że Gaara nigdy mnie nie zauważył? Czy miałam za mało w biuście? A może był typowym mężczyzną, który nie potrafił dostrzec zakochanej kobiety?
Jednak w tej chwili wszystkie te pytania były nieważne.
Liczyło się pożegnanie z przyjacielem.
Gdy największa atrakcja pogrzebu opuściła już jego miejsce, ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Podchodząc do nagrobka, nie miałam pojęcia jak się zachować. Schowałam dłonie w kieszenie płaszcza, spoglądając na napis widniejący na kamieniu:
Sabaku No Gaara, lat 23.
Westchnęłam cicho. Miała chwilę spokoju. Kilka minut, by móc wyrzucić z siebie ciążący na mnie smutek. Dzisiejszego dnia z mojego nieba zgasła jedna z gwiazd. Przez wiele lat świeciła pięknym, intensywnym światłem. Jednak dziś nastał jej kres.
Poczułam, jak łzy zaczęły napływać do oczu i zaraz czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
— Będzie lepiej, zobaczysz. — Słysząc słowa Yamato, po moich policzkach zaczęły spływać strugi łez.
— Jak ty sobie z tym radziłeś? — wyszeptałam z niewielkim zająknięciem, wtulając w tors byłego opiekuna.
— Nie radziłem. Przecież dobrze to pamiętasz. Śmierć Hikari była dla mnie ciosem w serce..
— Ale jestem durna, to dwie diametralnie różne sytuacje. Przepraszam, że do tego nawiązałam — przerwałam mu, jednak szybko dał mi znać, by dała mu dokończyć.
— Ty też go kochałaś, tak jak ja Hikari i nasze maleństwo. Nie ma dnia, bym o nich nie myślał, ale pogodziłem się z tym. Wiem, że na mnie czekają i gdy w końcu przyjdzie na mnie czas, będziemy razem.
— Ale Yamato.. — zaczęłam — Bądź ze mną jak najdłużej, obiecaj!
— Obiecuję! Zresztą doskonale wiesz, że mam zbyt wiele rzeczy do załatwienia przed śmiercią. I mam zbyt dużą słabość do Ciebie. — Zaśmiał się, przytulając mnie mocniej.
Staliśmy jeszcze chwilę w ciszy, spoglądając w różnych kierunkach. Z rozżaleniem patrzyłam na nagrobek, zaś Yamato z uśmiechem spoglądał w niebo. Oboje ze skupieniem szukaliśmy odpowiedzi. Odpowiedzi na pytania, które zadaje każdy człowiek, dlaczego ktoś inny nie mógł umrzeć.
Może moje podejście było egoistyczne, jednak nie mogłam znieść myśli, że już go nie ma. Mimo że nie mieliśmy ze sobą długo kontaktu, ale był. A teraz? Pozostało po nim jedynie wspomnienie oraz pytania bez odpowiedzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top