14. Przyjaźń to siła

Po przeczytaniu wiadomości od Sory wiedziałam, że coś jest nie tak. Bez zbędnego namysłu chwyciłam klucze od samochodu, portfel i telefon. Spoglądając na puste mieszkanie zamknęłam drzwi. Szybko jednak zawróciłam się biorąc z sypialni czystą piżamę. Na wszelki wypadek.

Wchodząc do mieszkania Sory zastałam już Deki. Domyśliłam się, że już była w środku. Miały to do siebie, że zamek w drzwiach był ich wrogiem. Zawsze zapominały je zamykać. Sora się poprawiała, ale Dekashi już całkowicie chyba nienawidziła tego urządzenia.

Dziewczyny siedziały na szarej kanapie. Cały stół był zastawiony siatkami z jedzeniem. Dostrzegłam tam chińczyka, pizze, coś z tajskiej restauracji i jakieś małe wesołe babeczki na pudełeczkach. Miałam ochotę się zaśmiać, jednak mina Sory całkowicie mnie od tego odwiodła. Dawno jej takiej nie widziałam. Przybitej.

Usiadłam obok niej ledwo upychając na stole dwie butelki wina. Niestety duża ilość siatek zajmowała zbyt dużo miejsca. Lubiłam wino, nienawidziłam jego smaku. Nieważne czy z górnej półki, wytrawne czy nie. Całkowicie mi nie smakowało, ale idealnie nadawało się na takie okazje.

— To jak, kiedy skopiemy temu gnojkowi dupę? — spytała Deki podając nam po jednym pudełku. Sama nie wiedziała już dokładnie co w nich jest, ale dostrzegłam, że całkowicie jej to nie przeszkadzało.

— Ale, że Tobiramie? Przecież on jest świetny — odparłam otwierając wino, mina wściekłej Uchihy zbiła mnie z tropu. Poszłam szybko po dwa kieliszki.

Siedziałyśmy już dobrą godzinę słuchając Sory. Z jednej strony siedziałam ja - co raz dolewając jej trunku, a z drugiej Dekashi - co chwile otwierająca nowe pudełko z jedzeniem i przekazująca je Sorze.

Z początku nie mogłam rozumieć tego co się stało. Wiedziałyśmy o tym, że Kankuro jest ojcem, jednak skąd o tym wiedział Tobi? Ze wszystkich chłopaków, a było ich sporo, jakich miała nasza przyjaciółka, Senju by chyba najlepszym kandydatem. Nie zapomnę szczęścia na twarzy Sory gdy opowiadała nam jak zabierał ją na niespodziewane randki. Najpiękniejsze było to, że za każdym razem gdy taka miała miejsce, to robili coś czego Sora nigdy w życiu by się nie spodziewała. Gdy za pierwszym razem zabrał ją na piknik, który sam zorganizował, później było już tylko lepiej. Wypady na ulubione koncerty Sory, obiad na szczycie budynku Anbu, dwu dniowy wyjazd do Egiptu by mogła zobaczyć pustynie. Jednak najbardziej Sora cieszyła się gdy zabrał ją na wyścigi. Tobirama jest wojskowym przez co potrzebuje dużo by się wystraszyć, a z tego co słyszałam to panikował siedząc obok Sory prowadzącej samochód z zabójcza prędkością. Ale on nigdy jej niczego nie zabraniał, chciał by się rozwijała, a przede wszystkim, była szczęśliwa.

— I co teraz zrobisz? — spytała Deki gdy Sora skończyła nam wszystko opowiadać.

— Nie wiem.. Musimy na pewno kilka rzeczy przemyśleć, mówił, że będzie o mnie walczyć. Mam nadzieje, że w końcu to zrobi... — parsknęłam słysząc jej słowa. Cholera. Spoglądały na mnie jak gdyby domagając się odpowiedzi.

— O matko.. — westchnęłam opierając głowę na dłoni.  —On walczył o ciebie Sora. Z Kaname. W sumie nie wiem czy można było to nazwać walką. Kiedyś jak z nim rozmawiałam przez wideo rozmowę dostrzegłam, że był mocno "poturbowany" —  uśmiechnęłam się przypominając sobie jak bardzo źle wtedy wyglądał. —Powiedział mi, że pobił się z przyjacielem o brązowowłosą piękność. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że pomalowałaś włosy, a Tobirama przechodząc obok Kaname burknął coś, że ona jest tylko jego.— Kończąc spojrzałam na Sore, która bardzo zaczęła się nad czymś zastanawiać, jednak nic nie powiedziała.

— Odnośnie twojego brata — zaczęła Dekashi — jak zrobi coś mojej siostrze to nie ręczę za siebie!— uśmiechnęła się chwytając za kolejne pudełko. Czasami zastanawiałam się gdzie jej się to wszystko mieści.

— Nie ręczę za niego. — Zaśmiałam się. Niestety ale moją uwagę przykuł ponownie wibrujący telefon.

— Nie odbierzesz? — spytała Sora na co tylko pokręciłam przecząco głową.

— Co tam się stało dzisiaj na obiedzie z jego ojcem?— spytała Deki, a ja poczułam napływające wspomnienia z obiadu z Naruto i jego ojcem.

Sam dojazd do domu jego ojca był drętwy przez atmosferę, którą wprowadziła Matsuri. Całą drogę się nie odzywaliśmy. Jednak gdy weszliśmy do środka i ujrzałam jego ojca wszystkie troski odeszły w niepamięć, Naruto był niesamowicie podobny do swojego ojca.

Wszystko było pięknie, Minato opowiadał historie z dzieciństwa jego jedynego syna, o swojej żonie. Widać, że był przybity gdy o niej mówił. Razem z Naruto przez cały czas trzymaliśmy się za ręce, złe uczucia poszły w niepamięć i zostały zastąpione radością.

— Najgorsze nastąpiło pod koniec wizyty. Gdy już mieliśmy się zbierać jego ojciec zapytał:

—A jak ci się podobało dzisiaj, Matsuri?

—Wyobrażacie sobie jaka byłam wściekła gdy opuściliśmy mieszkanie?— westchnęłam chwytając pierwsze lepsze pudełko z jedzeniem.

— Przecież jego ojciec to taki inteligentny facet, to prezydent naszego miasta więc jak mógł się tak bardzo pomylić? —  Deki stale nie dowierzała.

— Ma dużo na głowie, może to była zwykła pomyłka. Przecież Naruto na pewno dużo mu o Tobie opowiadał.

— Może i tak — przytaknęłam Sorze. — Ale jak dużo musiał opowiadać mu o niej skoro zapamiętał jej imię?

Nastała cisza. Jak gdyby żadna z nas nie miała odwagi się odezwać i na to pytanie odpowiedzieć. Pierwsza odezwała się Dekashi.

— Muszę jechać. Jutro jedziemy z Sasuke na wycieczkę! — odpowiedziała uradowana spoglądając na nas. Jednak coś mi nie pasowało.

Pożegnałyśmy się, a gdy Sora złożyła mi propozycje noclegu, wiedziałam, że z niej skorzystam. Telefon stale wibrował.

— Sora... — spytałam wyglądając przez okno z którego dostrzegłam przemieszczającą się Dekashi.

— Co jest?

— Rozmawiałaś ostatnio z Deki? Wydaje mi się, że coś jest nie tak.

— Oj przestań Yuki. Lepiej zrób to co powinnaś i porozmawiaj z nim — podała mi telefon z radosnym uśmiechem. Wiedziałam, że zawsze mogę na nią liczyć i teraz dała temu kolejny przykład.


*


Przyjemny podmuch błądził po mojej twarzy. Zielone pasy otaczały mnie z każdej strony. Słyszałam jeszcze śmiechy jakichś nastolatków cieszących się idealną pogodą. Nie dziwiłam im się.

W ich wieku zawsze siedziałyśmy z dziewczynami na dworze... Pomyślałam, jednak po chwili sama się za to skarciłam. Cofając się w przeszłość przywołuję najgorsze demony, jego.

Spojrzałam przed siebie. Siedząc na ulubionej ławce nie miałam na nic ochoty. Było już koło dziesiątej, telefon nieprzerwanie wibrował wyprowadzając mnie z równowagi.

— Wiedziałem, że Cię tutaj spotkam — wszędzie poznałabym ten kojący ton głosy. Czując jego ciało przytulające mnie do siebie, cicho westchnęła.

— Powiedz mi Yamato, dlaczego wszystko jest takie bez sensu?

— Może gdybyś chciała porozmawiać z kimś kto Cię zdenerwował to może byś zmieniła zdanie —uśmiechnął się tak jak zwykle, wprowadzając do mojego życia coraz więcej radości.

— Skąd wiesz? — zaskoczona spojrzałam na niego.

— Mam telefon Yuki, w przeciwieństwie do Ciebie go odbieram. — Zaśmiał się przytulając mnie do siebie mocniej.

— Nie chce z nim rozmawiać.— Burknęłam.

— Yuki, masz już dwadzieścia dwa lata, jesteś zaręczona i dalej chcesz zachowywać się niczym rozkapryszona szesnastolatka żyjąc beztrosko? — znał doskonale moje czułe punkty, przez co rozmowa z nim była niesamowicie trudna. Oczywiście, że miał rację, jednak dalej nie mogłam pogodzić się z tym co miało miejsce u ojca Naruto. Niby głupia błahostka, ale nie dla mnie.

Próbując wszystko sobie poukładać spojrzałam na wyświetlacz telefonu, dzwoniła Sora.

— Co jest sło... - nie dokończyłam, dziewczyna mi przerwała.

 Yuki, musisz przyjechać!


*

Misiaczki! 

Ja was z całego serca przepraszam za te długie odstępy, ale przygotowania do poprawki mocno mnie wciągnęły. Na całe szczęście zaliczyłam i najtrudniejszy semestr ze swoich studiów mam już za sobą. :D 

Do tego wiem, że nie jestem z waszymi opowiadaniami na bieżąco, ale od kilku dni leżę chora. Dlatego mam prośbę, jak ktoś  to czyta i wie, że czytałam jego opo to dajcie mi proszę znać w wiadomości prywatnej. Ale uprzedzam, mam telefon zastępczy już od 2 tygodni i nie zawsze wychodzi mi dodanie komentarz :< Gdy tylko dojdzie mój nowy telefon to wszystko wróci do normy. ^^

Został mi niestety tydzień wakacji i powiem wam, że jestem zła, iż to opo zatrzymało się w miejscu. Ale jestem w trakcie korekty "Wygrać z samotnością" i jeszcze piszę "Wyrwane skrzydła", które będą opublikowane na moim drugim koncie. Proszę o wybaczenie! <3

Tak więc moje słoneczka, mam nadzieję, że u was wszystko dobrze. Mnie wszystko boli więc marudźcie do woli. :D

Mam jeszcze mały bonus, jeżeli osoba która zgadnie dlaczego zadzwoniła Sora, odpowie dobrze to otrzyma ode mnie malutką nagrodę. ^^

Trzymajcie się misie, do następnego (mam nadzieję, że niedługo). 

XOXO ~ Vivi


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top