1. Złamane serce





Pięć lat temu.

Siedząc na świeżo skoszonej trawie, spoglądałam na otaczający mnie las. Ciemność przechadzała się pomiędzy iglakami, tworząc tajemniczą aurę, tym samym przyprawiając mnie o ciarki. Przymknęłam oczy, pozwalając tym samym promieniom zachodzącego słońca błądzić po twarzy. W uszach rozbrzmiewała melodia śpiewana przez ptaki. Bezwietrzna pogoda pozwoliła usłyszeć szczekanie psów oraz głośne dźwięki silników unoszące się z ulicy.

Rozkoszowanie się naturą przerwał mi wilgotny dotyk na dłoni. Otwierając oczy, dostrzegłam małą, czarną kulkę, wesoło merdającą ogonkiem. Czarne oczy psa z uwagą spoglądały w moje.

Przede mną stał mój przyjaciel, którego większość ludzi szuka przez całe życie. Lojalność oraz miłość, jaką zostałam przez niego obdarzona, jest skarbem, którego nawet piraci nie byliby w stanie dopaść. Pogłaskałam go delikatnie po plecach, by na końcu z uśmiechem szturchnąć jego futrzasty, świński ogonek. Oparłam czoło na jego drobnej główce i momentalnie poczułam na twarzy mokry, drapiący język. Stworzenie, które według większości jest tylko instynktowną rzeczą, w moich oczach było najwspanialszym przyjacielem na świecie.

W chwilach, gdy czułam się jak bezużyteczna marionetka tego świata, gdy los rzucał mi kłody pod nogi śmiejąc się przy tym szyderczo, to właśnie ten czworonożny przyjaciel trwał przy moim boku. Widząc moje łzy zawsze siadał mi na kolanach,  tym samym wywołując u mnie uśmiech. Mimo tego, że nie rozmawialiśmy w tym samym języku, to zawsze wiedzieliśmy czego to drugie potrzebuje.

Czując, jak coś przysłania mi ostatnie promienie słońca, uniosłam wzrok ku górze, dostrzegłam dwie uśmiechnięte twarze. Nim się spostrzegłam, przyjaciółki zasiadły obok mnie, a długowłosa blondynka podała mi kubek z zimnym sokiem. Błękitne oczy dziewczyny, będące na co dzień uradowane, tym razem ukazywały smutek,  z żalem spoglądały na mnie.

— Możemy w końcu o tym porozmawiać? — Ciszę panującą między nami przerwała białowłosa.

—Ślicznie Ci, Yuki, w tych nowych włosach — stwierdziła blondynka, przejeżdżając dłonią po moich końcówkach włosów, które sięgały do ramion.

— Sora, nie możemy tego lekceważyć. Ona szaleje na punkcie chłopaka, który nawet nie brał jej pod uwagę, by była jego dziewczyną..

— Wiesz doskonale, Dekashi, że gdybym miała możliwość, to zastosowałabym na nim wszystkie możliwe tortury.

— To co nas, cholera jasna, powstrzymuje?! — krzyknęła białowłosa i w tym samym momencie zauważyła znak, który dawała jej Sora. Jej wzrok zatrzymał się mnie.

— Ale przynajmniej przyczynił się do tego, że Yuki zmieniła fryzurę.

—Och, zatem podziękujmy cudownemu Gaarze za to, że omotał naszą Yuki wokół palca, schował do friendzone i na koniec podtarł sobie tyłek jej uczuciami.

— Uchiha! — warknęła Sora, jednak zamiar do wymierzenia jej reprymendy przerwałam.

— Miałam tylko zbyt bujne wyobrażenia, to wszystko — wydukałam, starając się opanować przepełniający wewnętrzny żal.

Kilka dni wcześniej chłopak, będący przyjacielem oraz obiektem moich westchnień, doszczętnie złamał mi serce. Gdy czerwonowłosy zaproponował mi zmianę wyglądu, od razu pobiegłam do fryzjera i tego samego dnia chciałam pokazać się chłopakowi. Los chciał, że tego dnia organizował imprezę w swoim domu. Naiwna, wbiegając do jego pokoju, ujrzałam Gaarę obściskującego się Matsuri – jak się później okazało, była ona jego dziewczyną już od bardzo dawna.

Dalej siedziałyśmy na trawie, próbując opanować przepełniające nas uczucia. Tego dnia cierpiały trzy serca, jedno łkające nad zawodem miłosnym, a dwa pozostałe pękały na widok przyjaciółki. Zawsze nierozłączne, zawsze mogące na siebie liczyć, jednak nigdy nie znalazły sposobu, jak skleić złamane serce.

Bo czy istnieje coś bardziej destrukcyjnego od miłości?


*


Teraźniejszość.

Siedząc w samolocie, nerwowo ściskałam jedną dłoń w drugiej. Wydawało się, jak gdyby cały otaczający rumor wewnątrz maszyny był mi całkowicie obcy, wyglądałam przez niewielkie okno, spoglądając na odbijające promienie słoneczne ściany lotniska.

—Yuki, telefon. Nie zapomnij go wyłączyć. — Na ziemie sprowadził mnie głos siedzącego obok Yamato. Był on człowiekiem, którego miłości do mnie nie było się w stanie opisać. Opiekował się mną od najmłodszych lat, traktował niczym własną córkę.

Zerknęłam swoimi czarnymi tęczówkami na wyświetlacz urządzenia. Wyskakująca na ekranie nazwa przyjaciółki wywołała u mnie uśmiech, jednak jego treść wprawiła mnie w całkowicie inny  nastrój.





Dekashi:

Yuki, kochanie, Kiba o Ciebie pytał. Co mam mu powiedzieć?





Położyłam łokieć na oparciu samolotowego siedzenia, a szczupłymi palcami zaczęłam delikatnie masować skronie. Nie zwróciłam uwagi, że siedzący obok mnie szatyn z zatroskanym wzrokiem spogląda na mnie. Chciał mi pomóc, jednak wiedział, że strata bliskiej osoby nie jest łatwa, również doświadczył już tego bólu. Położył swoją dłoń na drżącej, prawej mojej drobnej dłoni , by zaraz ją mocniej ścisnąć. Tylko w taki sposób mógł pokazać mi wsparcie.

Przeszklone czarne oczy spoglądały w jego. Tyle rzeczy chciałam powiedzieć, wyrzucić z siebie, jednak wiedziałam, że w tym momencie dłuższa rozmowa nie ma sensu. Spojrzałam ponownie na telefon, czując wibracje od znajdującego się na jej kolanach urządzenia.







Dekashi:

A i nie wiem, czy Sora wróci, zrozum ją. Jest cała w skowronkach.





Czytając tą wiadomość,  cicho zaklęłam.

Moje cholerne szczęście... Jak mam sobie poradzić bez niej? Pomyślałam, przymykając delikatnie opuchnięte powieki. Pragnęłam już dolecieć do domu i zająć się wszystkim na miejscu.

Wchodząc do swojego mieszkania, czułam przyjemny zapach wanilii. Domyśliłam się, że za tym wszystkim musiała stać Dekashi. Przemierzając niewielki korytarz, spojrzałam na zdjęcia znajdujące się w przedpokoju. Na jednym z nich znajdowała się trójka dziewcząt, a jedna miała na sobie togę adwokacką.

Uradowana dziewczyna ze zdjęcia spoglądała czarnymi oczami z radością przed siebie. Czarna szata z zielonym kołnierzem idealnie do niej pasowała. Krótkie blond włosy były przerzucone na lewą stronę. Po jej lewej stronie znajdowała się dziewczyna o długich, białych włosach sięgających do pasa. Uśmiechała się szeroko, tuląc do stojącej na środku dziewczyny, jednak widać było, że jej złote oczy były delikatnie przeszklone. Ubrana w dopasowaną, fioletową sukienkę oraz wysokie czarne szpilki miała delikatnie uniesioną prawą nogę, co dodawało jej uroku. Po drugiej zaś stronie stała blondynka, której włosy były spięte w dużego koka, dzięki temu na pierwszym planie znajdowały się jej duże oczy w kolorze letniego nieba. Ubrana w białą koszulę oraz ołówkową czarną spódnicę wtulała się w drugi bok znajdującej się w centrum zainteresowania blondynki.

Mimowolnie uśmiechnęłam się i poczułam, jak samotna łza spływa powoli po moim policzku. Tak długo nie widziałam przyjaciółek, od tamtego dnia wszystkie bardzo się zmieniłyśmy.

—Twoja pierwsza sprawa, ale się denerwowałam — usłyszałam cichy, dobrze znany głos. Odwróciłam się na pięcie, wtulając w białowłosą dziewczynę i w tym samym momencie moje uniosłam się cichym płaczem.

—Cichutko Yuki, jestem — wyszeptała złotooka, delikatnie głaszcząc mnie po głowie. Moje włosy urosły od tego dnia ze zdjęcia, minęły od niego już dwa lata i nie byłam tą samą dwudziestoletnią dziewczyną co wtedy.

—Wiadomo, jak umarł? — wydukałam po kilku minutach czarnooka. Znajdowałyśmy się teraz na kanapie w niewielkim salonie. Przewaga pastelowych kolorów byłaby w stanie przytłoczyć niejednego ponuraka.

—Temari z Kankuro zniknęli po tym wydarzeniu sprzed trzech lat. Nikt nic nie wie, ale ludzie mówią, że popełnił samobójstwo..

—Nigdy w życiu! — stwierdziłam pewnie, podciągając nogi do klatki piersiowej. Czułam się przytłoczona, nie potrafiłam myśleć logicznie o tym, że Gaara mógł zrobić sobie krzywdę. Wiedziałam, że relacje między nimi nie były proste, jednak nie rozumiałam dlaczego by jej nie uprzedził, zawsze to robił, gdy mieliśmy się spotkać. Dlaczego tego niby nie zrobił? Uznał, że pogrzeb nie jest w żadnym stopniu spotkaniem się ze sobą, po raz ostatni?

—Yuki.. nie oszukuj już sama siebie. Wiem, że cierpisz, bo coś do niego czułaś, jednak nie zapominaj, że on traktował cię tylko jak przyjaciółkę.

— A ja jestem głupim cielakiem, niemogącym o nim zapomnieć. Nic na to nie poradzisz — stwierdziłam oschle. Po chwili dopiero do mnie doszło, jak potraktowałam osobę, która poświęcała mi najwięcej czasu.

— Przepraszam, Deki, ja po prostu nie jestem w stanie tego pojąć. Wiem, że nie widziałam go przez ostatni rok, ale w życiu nie powiedziałabym, że siebie skrzywdzi. Zawsze pewnie stąpa po ziemi, jest pewny siebie i...— Przerwałam na chwilę, przełykając gorzkie łzy spływające po policzkach. — Był.

Mimo że przez rok nie mieliśmy ze sobą kontaktu, to przyjaźniliśmy się ze sobą od dziesiątego roku życia. Na początku znajomości brzydziliśmy się sobą, gdy zaczęły mi rosnąc piersi, Gaara stwierdził, że wyrosły mi guzy i jestem chora. Jako beztroskie dzieciaki spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, coraz lepiej się poznając. Gdy jednak mieliśmy siedemnaście lat, nasza przyjaźń została poddana testowi. Coś, co pielęgnowaliśmy przez siedem lat, zginęło pomiędzy gruzami moich uczuć, nie potrafiłam poradzić sobie z miłością do przyjaciela. Coś, co nigdy miało nie mieć miejsca, zniszczyło mi serce, i nareszcie podjęłam decyzję odcięcia się od niego na rok. Jednak on pozwolił mi odejść, nie zatrzymał mnie, nie próbował.

Tak naprawdę powinnam go nienawidzić.

Powinnam go nienawidzić za to, że przez te wszystkie lata zawsze był dla mnie.

Powinnam go nienawidzić za to, że jego ramiona były dla mnie otwarte o każdej porze dnia.

Powinnam go nienawidzić za to, że za każdym razem, gdy mieliśmy się spotkać, posyłał mi ctery róże.

Powinnam go nienawidzić za to, że  opuścił ten świat i nawet się ze mną pożegnał.

Czy życie może sobie z nią jeszcze bardziej pogrywać?


*


Leżąc już w łóżku, spojrzałam na biały sufit. Próbowałam oczami wyobraźni przypomnieć sobie jego twarz, najmniejszy jej element. Jednak próby okazywały się nieudane. Mój umysł z całej siły starał się go wyprzeć, za to serce nieprzerwanie walczyło. Uczucie tłumione przez rok ponownie zostało rozpalone, tylko tym razem nie miało do kogo zostać skierowane.

Gdy starałamm się zasnąć, usłyszała drażniący jej uszy dźwięk przybyłej wiadomości.


Dekashi:

Jutro organizowana jest impreza. Ekipa stęskniła się za Tobą, powinnaś przyjść. Chcemy go pożegnać po naszemu.


*


Długa przerwa, to jest chyba już nieodłączny element mnie :D

Witajcie słodziaki!

Mam nadzieję, że pierwszy rozdział przypadnie wam do gustu. Kolejne będą trochę przegadankowe by pokazać wam otoczenie Yuki jak i znajomych oraz ich życie. Wyposażcie się w cierpliwość, bo postanowiłam, że to opowiadanie będzie miało kilka ciekawych wątków.

Potrzebuję od was motywacji, serio. Mam już pomysł na kolejny rozdział, ale jakoś nie potrafię się zebrać w sobie i zacząć go pisać.

A i jeszcze jedna sprawa. Ja wiem, że wiek jest mocno naciągany, ale taką wizje ma właśnie autor :D Główna bohaterka w wieku 21 lat skończyła studia i koniec kropka! Do tego akcja będzie rozgrywać się w kraju którego nawet nie ma na mapie, ale to dobrze bo nie muszę się ograniczać, prawda?

Trzymajcie się misiaczki moje <3

Mam nadzieję, że szybciej wstawię kolejny rozdział. :3

I taka dodatkowa informacja, piesek opisywany na początku rozdziału oraz uczucia bohaterki są wzorowane na moich i moim małym przyjacielu. ❤️

Bardzo nie lubi jak robi mu sie zdjęcia 😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top