7. Hej Emma.
Emma.
Wstaję rano i żałuję, że wybrałam się na tą imprezę. Była kiepska, a na dodatek Andrea i jej były popsuli mi humor. Na szczęście wróciłyśmy do domu i jakoś ten wieczór został ocalony. Blondynka nie skończyła w łóżku z byłym, a ja nie musiałam więcej oglądać tajemniczego mężczyzny, przez którego miałam wypadek. Choć muszę przyznać, że przystojny z niego facet.
Stop! To kolejny pies na baby. To jak ślinił się do tej dziewczyny, było obrzydliwe.
Niedziela mija mi spokojnie. Rano bieganie, po południu spacer. Aktywna niedziela, uwielbiam to. Tak właśnie zbieram siły na poniedziałek. Po tak długim odpoczynku będę musiała dużo nadrobić.
Gdy w poniedziałek wchodzę do biura, pierwsze co widzę to kwiaty, a potem grubą kopertę.
— Co to jest? Od kogo to? — pytam, pokazując palcem na bukiet.
— To od Lukasa Fostera — odpowiada mi blondynka.
— Że co? — pytam zdziwiona.
Podchodzę do biurka i otwieram liścik, znajdujący się na kwiatach.
Umówimy się?
No ja chyba zaraz wybuchnę. Co za idiota! Co za kretyn! Myśli, że jak jest bogaty, to może wszystko, albo że na niego polecę? Oj, myli się! I to bardzo się myli! Do tego jeszcze ten słaby tekst. Frajer. Nie obchodzi mnie, ile ma pieniędzy i jak wygląda, ani to, że jego ojciec jest naszym klientem, dzwonię do niego!
— Hej Emma — mówi pierwszy, gdy odbiera telefon.
— Cześć Lucas — burczę.
Co za pajac! — Przewracam oczami.
— Miałeś przysłać mi tylko umowę — kontynuuję tym samym tonem. — Ale nie, musiałeś przysłać też kwiaty z karteczką, „umówimy się"? To takie słabe i tandetne! Przecież mnie nie znasz?
— To cię poznam — rzuca, śmiejąc się. — Tandetne?! Obrażasz mnie skarbie.
Uh, jak on mnie wkurza! No zaraz nie wytrzymam i wybuchnę!
Spokojnie Emmo, oddychaj.
— Jesteśmy wspólnikami. Niech tak zostanie! — warczę i rozłączam się.
Dumna z siebie, że zbytnio na niego nie na krzyczałam, bo przecież to syn naszego klienta. Siadam na fotelu i nabieram kilka uspakajających oddechów. Gdy oddech się uspokoił, rozglądam się po gabinecie, jest pusty. Nawet nie zauważyłam, jak Andrea wyszła z niego. Wstaję, biorę wazon z kwiatami i zanoszę do blondynki.
— Wyrzuć je albo jak chcesz, to zostaw dla siebie. Ja ich nie chcę widzieć — mówię trochę oschle.
— Dobrze — przytakuje.
— Przepraszam, nie powinnam mówić takim tonem, ale ten kretyn mnie tak wkurzył, że jeszcze dobrze się nie pozbierałam. Idę do siebie, zrób mi, proszę kawę, bo muszę zobaczyć, co ten idiota pozmieniał w umowie.
Otwieram kopertę i wyjmuję plik kartek. Spoglądam na kawę i upijam jej łyk.
— No to zaczynamy — mówię do siebie po cichu.
Przeglądam kartkę, po kartce. Czytam i nie widzę dużo poprawek. Małe szczegóły ze strony ich firmy. Świetnie, to znaczy, że podobają się im nasze warunki. Myślałam, że dłużej mi to zajmie, a tu proszę godzinka i wszystko gotowe.
— Idę do szefa z umową — mówię, wychodząc z gabinetu.
— Ok. Pamiętaj, że za godzinę masz spotkanie.
— Dobrze, dzięki.
Idąc do jego gabinetu, muszę przejść przez długi korytarz, po drodze minąć jakieś dziesięć innych biur. Jedno pomieszczenie mnie przeraża, a mianowicie gabinet Petera. Rudego faceta, którego nienawidzę. Znacie przysłowie „ rude jest wredne"? On taki właśnie jest, to przysłowie idealnie do niego pasuje. Ciągle ze mną walczy i donosi na mnie. Raz nabija się ze mnie, a innym razem mnie podrywa. Najchętniej rozwaliłabym mu ten wstrętny zadarty nos, ale niestety nie mogę, bo pewnie od razu poleciałby do szefa. Na szczęście, gdy mijam jego gabinet, nie ma go w środku. Oddycham, więc z ulgą i z uśmiechem wchodzę do gabinetu dyrektora.
— Dzień dobry, szefie.
— Dzień dobry. Proszę, siadaj — mówi i wskazuje ręką fotel.
— Dziękuję. — Ponownie uśmiecham się.
— I jak tam nasza umowa z Fosters?
— Świetnie, właśnie otrzymałam od nich papiery. Nie było zbytnio poprawek, więc wszystko mam już gotowe.
— Dobrze. Zadzwoń, proszę do nich i umów nas na spotkanie.
— Już się robi szefie — mówię, po czym wychodzę z gabinetu.
Po drodze, gdy wracam do siebie, spotykam oczywiście nikogo innego jak Petera.
— Hej złotko — mówi sarkastycznie.
— Spadaj. Nie mam czasu na takiego złamasa jak ty — rzucam i omijam go.
— Uuu, kochanie co tak ostro?
Uhh, jak ja nienawidzę tego debila. Nic mu nie odpowiadam, po prostu olewam go i idę dalej.
Gdy docieram do swojego gabinetu, od razu dzwonię do firmy Fosters i umawiam spotkanie na następny dzień.
###
Hej kochani.
Jak wam się podoba Emma? Twarda z niej babka, co nie?!
Pozdrawiam 😎😎😎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top