47. Epilog.

Emma.

Stoję przed lustrem i spoglądam w nie. Widzę zupełnie obcą mi osobę, do tego to puste spojrzenie. Moje niebieskie oczy są teraz szare, podkrążone i czerwone, ale delikatnie umalowane dla niepoznaki. Brązowe włosy lekko opadają mi na twarz i są trochę niechlujnie ułożone. Jedyna rzecz, która jest idealna to czarna sukienka, dokładnie wyprasowana i dopasowana, aby dobrze i z godnością się prezentować.

Wiem, że śmierć do każdego przyjdzie prędzej czy później, ale dlaczego do taty przyszła tak wcześnie? Do tego w tak tragicznych warunkach. Jego śmierć sprawiła taką pustkę i ból w moim sercu, że czasami nie potrafię sobie z nią poradzić.
Tak bardzo brakuje mi go.

Wiem, co myślicie, przecież nie widziałam go tyle czasu i jakoś żyłam, a teraz tęsknię(?), ale uwierzcie mi, to jest zupełnie inne uczucie unikać kogoś, a czuć, że nigdy więcej się go nie zobaczy i nie usłyszy.

Kolejna łza spływa po moim policzku.

— Skarbie jesteś gotowa? — pyta Lucas, wchodząc do pomieszczenia.

Zaskoczona oglądam się i automatycznie kiwam głową, dopiero po chwili przecieram mokry policzek. Brunet, widząc to, od razu smutnieje.

— Emma pamiętaj, że jestem przy tobie. Nie musisz płakać w samotności.

— Pamiętam o tym Lucas, tylko że to samo przychodzi, nie panuję nad tym — mówię i delikatnie uśmiecham się.

Ostatni raz spoglądam w lustro. Jedną dłonią poprawiam rozmazany makijaż, a drugą wkładam pasmo włosów za ucho. Podchodzę do Lucasa i mocno przytulam.

— Kocham cię — mówię szeptem.

— Ja też cię kocham skarbie.

Wychodząc z domu, nabieram głęboki oddech świeżego powietrza, bo od kilku dni źle się czuję. Te wszystkie wydarzenia chyba zbyt mocno na mnie wpływają.
Gdy czuję rękę bruneta idealnie dopasowaną do mojej dłoni, dodaje mi to otuchy i sił. Ściskam ją jeszcze mocniej i ruszam pewniejszym krokiem w stronę czarnego auta, gdzie czeka już na nas mama.

Pogrzeb ojca jest ogromny. Bardzo dużo osób chce również tak jak my go pożegnać. Niestety strasznie mnie to przytłacza, zbyt wiele osób chce złożyć kondolencje. Jedna osoba po drugiej podchodzi do mnie, zadając różne pytania.
Zaczyna brakować mi tchu, czuję, jak moje nogi nagle się uginają, robi mi się słabo i tracę przytomność.

Lucas.

— Emma, nic ci nie jest, blado wyglądasz? — pytam przejęty jej wyglądem.

— Trochę mi duszno...

— Emma, Emma! — krzyczę podenerwowany. — Zemdlała. Proszę się odsunąć. Ona potrzebuje powietrza.

Ludzie, widząc moją reakcję, natychmiast wykonują moje polecenie. Delikatnie unoszę szatynkę i udaję się prosto do auta.

— Lucas co robisz? Powinniśmy wezwać karetkę! — mówi przestraszonym głosem mama szatynki.

— Sam ją zawiozę. Jedzie pani ze mną? — pytam.

Mama Emmy nic nie odpowiada, tylko kiwa głową na zgodę. Od razu wsiada na tył auta, a ja ostrożnie odkładam szatynkę na jej kolana. Ruszam z piskiem opon.

Zabieram ją oczywiście do naszego znajomego szpitala. Ostatnim razem, gdy tu była szalałem z nerwów równie mocno. Gdy dojeżdżam, wszyscy już czekają, od razu zabierają mi szatynkę z rąk.
Nadal się nie obudziła, nie wiem, co jej jest!

Wchodząc do budynku, wpadam na przyjaciela Carla.

— Lucas, musisz mi powiedzieć, co się stało?

— Tak naprawdę to nie wiem. Dużo osób składało jej kondolencje, było głośno i duszno. Ona, tak nagle zemdlała.

— A wcześniej też jej się tak zdarzało?

— Mówiła, że się ostatnio źle czuje. Nie chciała jeść, miała mdłości, ale uznaliśmy, że to przez te wszystkie wydarzenia.

— Ok rozumiem. Dzięki stary — przerywa i klepie mnie po plecach — nie martw się, od razu zrobimy jej wszystkie badania. Będzie dobrze.

— Dzięki.

Po kilku godzinach niepewności i oczekiwań przyszedł do nas Carl.

— Co jej jest? Proszę, powiedz, że nic złego? — pytam zdenerwowany.

— Lucas spokojnie. Emma już się obudziła i czeka na was. Sama chce z wami porozmawiać.

— Gdzie ona jest? — pytam ponaglającym tonem.

— Pierwsze piętro, pokój numer sto trzynaście.

— Dzięki bracie.

Nie czekam, tylko od razu ruszam do windy. Niestety ona nie nadjeżdża. Nie mogąc się doczekać jej przyjazdu, więc ruszam schodami na górę. Zajmuje mi to chwilę. Widząc pokój sto trzynaście, nabieram powietrza i uspakajam oddech, bo całkiem nie wiem czego mam się spodziewać i jakich informacji się dowiem.

Emma.

— Witam cię ponownie w moim szpitalu — mówi z uśmiechem Carl. — Mówiłem ci już, że następnym razem chcę cię w innym miejscu zobaczyć. — Zaśmiał się głośno.

Zaskoczona rozglądam się po pokoju. Jestem w szpitalu u Carla, przyjaciela Lucasa. Od razu przypomina mi się, co się stało.

— Zemdlałam, prawda?

— Tak zgadza się. Lucas wpadł tu z tobą jak szaleniec — mówi, nadal się śmiejąc.

— To, co mi jest? — pytam niepewnie. — To przez te wszystkie wydarzenia, prawda?

— Może trochę też, ale tak naprawdę jest inna przyczyna.

— Czyli? — pytam coraz bardziej zaciekawiona.

— Jesteś w ciąży! To dopiero początek, więc musisz bardzo na siebie uważać.

Nie słyszę już dalszych słów. W mojej głowie utkwiło tylko jedno słowo, ciąża.
W pomieszczeniu zapada cisza. Nie spodziewałam się tego, co usłyszałam. Jak to się mogło stać? To znaczy, oczywiście wiem jak, ale kiedy?

Automatycznie dotykam brzuch, gdy to do mnie dociera, spoglądam w dół. Uśmiecham się. Słowa Carla do mnie docierają i dociera do mnie, że to są najcudowniejsze słowa, jakie mogłam usłyszeć.

— Wiem, że to szok, ale będzie dobrze — oznajmia spokojnie. — To ja może pójdę po Lucasa i twoją mamę. Cały czas tu czekają.

— Wiem o tym i naprawdę bardzo się cieszę — mówię z uśmiechem. — Carl... proszę nie mów im, sama chcę przekazać tę cudowną nowinę.

— Nie ma problemu.

Mija dosłownie kilka chwil, a w progu pojawia się Lucas. Jest blady i zmęczony, ale gdy mnie widzi, uśmiecha się.

— Hej kochanie.

— Hej — odpowiadam.

— Jak się czujesz?

— Dobrze — mówię i macham ręką, żeby podszedł bliżej. — Usiądź.

— Emma, co się dzieje? Dlaczego Carl nic mi nie chciał powiedzieć?

— Lucas nie chcę cię trzymać dalej w niepewności. Ja... ja jestem w ciąży! Będziemy mieli dziecko!

Powiem szczerze, że takiej reakcji się nie spodziewałam. Ja potrzebowałam chwili, żeby się z tym oswoić, a on natychmiast zareagował.
Najpierw uśmiechnął się bardzo mocno, a potem wskoczył na łóżko i bardzo mocno mnie przytulił. Ucieszył się, co zdecydowanie mnie uspokoiło, bo tak mówiąc szczerze, trochę obawiałam się jego reakcji.

— Skarbie będziemy mieli dziecko! Tak bardzo się cieszę!

Gdy brunet wypowiada te słowa, do pokoju wchodzi mama z Carlem. Przerywają rozmowę, a na ich twarzach od razu pojawia się uśmiech.

####

Hej kochani, muszę to napisać. Niestety to już koniec naszej przygody z Emmą i Lucasem 😔😔😔
Wiem, długo czekaliście na epilog, ale wreszcie się udało.
Ja jestem zadowolona z zakończenia, mam nadzieję, że wy też?

Pozdrawiam Was gorąco ❤❤❤
Do następnego 😁😁😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top