45. To, to moja mama.

Lucas.

— Coś ty jej zrobił? — pytam zdenerwowany.

— Nie martw się tylko zemdlała — oznajmia z uśmiechem Evans.

— Zemdlała? Przyrzekłeś, że nie zrobisz jej krzywdy! — wrzeszczy Paul. — Miałeś ją tylko nastraszyć.

— I nic się jej nie stało — mówi, przywracając przy tym oczami. — Nie przeżywaj.

Wykorzystując nieuwagę Paula, wyrywam się z jego uścisku i podchodzę do leżącej na ziemi Emmy. Jestem wściekły, że do tego doprowadziłem. Jak mogłem pozwolić ją skrzywdzić?
Gdy biorę ją w swoje ramiona, łzy wydostają się spod moich zamkniętych powiek. Przytulam Emmę, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.

— Już ci wystarczy — oznajmia Evans, unosząc jedną brew. — Teraz grzecznie siadaj, bo i tobie zaraz stanie się krzywda.

Czując ręce Paula na sobie, złość we mnie wzrosła. Chęć uderzenia albo uduszenia Evansa nabiera mocy.

— Lepiej rób, to co on ci karze, bo inaczej skończysz gorzej niż Emma. Uwierz mi.

— Spierdalaj.

— Nie stawiaj się, proszę.

— A co cię to obchodzi? Zdradziłeś nas, ją! Jak mogłeś?

— On nikogo nie zdradził. Od początku był po właściwej stronie.

Spoglądam na Paula i nie słyszę odpowiedzi. Jego twarz jest opuszczona.
Tchórz, nawet nie potrafi spojrzeć mi w twarz!

Zostaję siłą zaprowadzony na krzesło. Paul przywiązuje mi ręce i nogi sznurkiem, a usta zakleja taśmą.
Gdy on to robi, ja spoglądam na Emmę, która nadal leży na podłodze. Na jej widok kolejna łza spływa po moim policzku. Na szczęście nikt jej nie rusza. Oby zostawili ją w spokoju. Jej szyja posiniała, widok jest okropny. Ból w sercu aż ściska. Nie wiem co teraz robić?

Gdy Paul z Evansem opuszczają pokój, Emma się porusza. Powoli unosi swoje ciało i z cichym sykiem dotyka szyję. Moja mina chyba nie wygląda zbyt dobrze, bo szatynka od razu tłumaczy.

— Przebudziłam się, jak Paul cię wiązał. Udawałam, bo i tak nie miałabym szans. Postanowiłam poczekać, aż sobie pójdą.

Spoglądam w dół i widzę, jak Emma wyjmuje z kieszeni kawałek ostrego metalu. Podchodzi do mnie i szybkim ruchem zdziera taśmę z moich ust.

— Nie ruszaj się, spróbuję to przeciąć.

Po kilku sekundach jestem wolny. Przecieram obolałe nadgarstki i mocno przytulam szatynkę. Niechętnie odrywamy się od siebie, ale musimy uwolnić Andreę.
Blondynka jest wyczerpana, więc pomagamy jej wstać. Przytrzymując ją, udajemy się do drzwi.

Emma.

— A wy dokąd to? — pyta Evans z wyraźną wściekłością w oczach.

— Czego ty chcesz od nas? — pytam.

— Ja, przecież to wy wchodzicie mi w drogę. Porwaliście Paula!

— Bo go torturowałeś! — krzyczę, wymachując przy tym rękoma.

— Zasłużył sobie. Zdradził mnie.

Moje ciśnienie w sekundzie się podnosi. Co za kretyn!
Nabieram kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić i spoglądam na Paula.

— Od kiedy wiesz, że on jest twoim ojcem?

— Od niedawna. Kiedy mnie odnalazł, od razu mi wszystko wyjaśnił. Tylko dlatego żyję — mówi, po czym milknie na chwilę. — Gdy przyszłaś mnie odwiedzić, byłem taki zły. Na siebie, na wszystko. Byliśmy razem, kochałem cię, a jesteśmy rodziną. Naprawdę mi na tobie zależy. Zgodziłem się na współpracę, pod warunkiem, że cię nie skrzywdzi.

— Paul z diabłem się nie współpracuje.

— Och, jakie to ckliwe. Paul, ale z ciebie cienias, a ty Emma opanuj się, jestem twoją rodziną.

— Że co! Przed chwilą mnie prawie udusiłeś. Jesteś potworem, a nie moim wujem — krzyczę i ruszam do wyjścia.

— A ty dokąd?

Gdy słyszę dźwięk odbezpieczania broni, zatrzymuję się. Powoli obracam się i widzę zaskoczone miny. Jedynie wuj stoi z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy i celuje we mnie.

— Jeden fałszywy ruch, a ją zabiję — mówi i rozgląda się po wszystkich.

— Nie zrobisz tego! Ojciec cię zabije.

— A w dupie go mam, już dłużej nie będę czekać. Zresztą nic mi nie zrobi, nawet się o tym nie dowie. Wymyślę koleją bajeczkę.

— O czym ty mówisz?

— To ja kazałem Paulowi cię poderwać. Miał tylko zdobyć klucz, a ten kretyn się zakochał i to we własnej kuzynce!

— Jaki klucz?

— To ty nie wiesz nic o kluczu? Hm, mój sprytny braciszek nic ci o nim nie powiedział? Czyli szukaliśmy tam, gdzie nie trzeba.

— O czym ty mówisz? Co ten klucz otwiera?

— Sejf.

— Chcesz ukraść od niego pieniądze?

— Pieniądze? Aleś ty głupia, twój tata ma tam dokumenty o Hannie.

— Hannie? Kim jest Hanna?

— To, to moja mama. — Tym razem odzywa się Paul.

— Że co! A co mój ojciec ma z nią wspólnego?

— Emma, Hanna żyje, a twój tata wie, gdzie ona jest — mówi Evans.

Robię wielkie oczy i siadam zrezygnowana.

— Ale jak to? To ja już nic nie rozumiem.

— Gdy znalazłem Paula i jego matkę i tego jej kochanka, uznałem, że oni nie żyją. Był tam ze mną twój ojciec. Kazał mi zabrać Paula, a on miał się wszystkim zająć. Parę lat temu przypadkiem dowiedziałem się, że Hanna żyje. Wściekłem się. Poszedłem do niego. Chciałem dowiedzieć się, dlaczego tyle lat ukrywał to przede mną. Philip twierdzi, że ona nie chce mnie widzieć, ja nie mogłem tego tak zostawić — przerywa i nabiera powietrza. — Dlatego Paul miał zdobyć klucz od sejfu, w którym są informacje o niej. Emma ja ją nadal kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top