40. Evans.

Emma.

Opuszczając Lucasa dom, zostawiam wszystko za sobą. Posłuchałam rady bruneta. To nie są nasze problemy, to Andrea i Paul muszą je rozwiązać. Potrzebowali pomocy, więc im ją podarowaliśmy i na tym koniec.

Droga autem dłuży się niemiłosiernie. Czuję strach, ale też tęsknotę za rodzicami. Tyle czasu nie widziałam mamy.
Gdy zadzwoniłam do taty poinformować go, że przyjedziemy, usłyszałam w głosie wielką ulgę i radość. Nie potrafił nawet tego ukryć.
Teraz siedzę w limuzynie i razem z moim ukochanym jedziemy do mojego rodzinnego domu.

— Skarbie wszystko w porządku? — pyta brunet, a następnie lekko obejmuje moją dłoń.

— Średnio, strasznie się denerwuję.

— Kochanie jestem przy tobie i bardzo cię kocham, pamiętaj o tym.

— Ja też cię kocham. — Uśmiecham się lekko.

— Poradzisz sobie, jesteś silniejsza, niż myślisz.

— Powiedz to moim bliznom. — Opuszczam oczy i od razu natrafiam na nie.

— Emma, to ja cię wtedy zawiodłem. Nie powinienem cię okłamywać. Gdybym był szczery, ufałabyś mi i nie zdarzyłoby się to wszystko. Miałabyś mnie wtedy przy sobie, a nie odpychała.

— Lucas moja rodzina jest pokręcone, to ja nie powinnam cię w to wszystko mieszać.

— Z miłością nie wygramy. Zrobię dla ciebie wszystko, a teraz musimy się uśmiechnąć, bo chyba zbliżamy się do celu.

Serce zabiło mi szybciej. Zerkam przed siebie. Moim oczom ukazuje się ogromny dom. Dom, który doskonale pamiętam z dzieciństwa. Wielka posiadłość nic się nie zmieniła, jest dokładnie taka, jaką zapamiętałam.

— Wiesz, pomysł matki nie jest taki zły, może dzięki niej — mówiąc to, pokazuję palcem w stronę masek — zbyt wiele osób mnie nie rozpozna.

— Więc załóżmy je i zacznijmy zabawę.

Drzwi się otwierają, a my widzimy tłum ludzi. Na wejściu przywitano nas kieliszkiem szampana. Wszyscy miło się uśmiechają, choć zerkają na nas z ciekawością. Rozpoznaję kilka osób, więc witam się z nimi i przedstawiam Lucasa. Jak zdążyłam zauważyć, nikt nie spodziewał się mojej obecności.

— Skarbie dziękuję, że przyjechałaś. Mama nie może się już doczekać — rzekł ojciec, zbliżając się do nas z uśmiechem.

— Witaj ojcze — mówię, a następnie przytulam na przywitanie. — Lucasa nie muszę ci przedstawiać, poznaliście się już, prawda?

— Witam — odezwał się brunet, podając rękę Philipowi.

— Emma kochanie przyjechałaś. — Kobieta w masce podchodzi do mnie, przerywając tym samym naszą rozmowę. Gdy odsuwa ją na chwilę, rozpoznaję swoją matkę, lecz znacznie zmienioną. Wychudła i pobladła, w niczym nie przypomina kobiety z mojego dzieciństwa. Kiedyś była żywiołową, pełną energii osobą, a teraz... poszarzała. Choć uśmiech i ulga jest teraz na jej twarzy, poczułam smutek, bo dobrze wiem, że to z mojej winy tak się zmieniła.

— Mamo — szepczę i podchodzę do Nickol, a następnie mocno obejmuję.

— Tak bardzo tęskniłam.

— Wiem, ja też. — Uśmiecham się.

Zza pleców słyszę, jak Lucas cicho odchrząkuje, co od razu przywraca mnie do rzeczywistości. Jesteśmy na balu, to nie jest czas, aby tak się rozczulać.
Powoli odsuwam się od rodzicielki. Spoglądam na Lucasa i podchodzę do niego, uśmiechając się.

— Chciałam wam podziękować za zaproszenie. Mamo, jak zwykle się postarałaś.

— Dziękuję skarbie.

Rozchodzimy się po krótkiej konwersacji. Dobrze wiem, że rodzice są zobowiązani przywitać wszystkich gości, więc nie mam do nich żalu.
Gdy zaczyna grać muzyka, ludzie zaczynają tańczyć.
Rozglądam się po pomieszczeniu, wszyscy są tacy wyluzowani, jakby życie było takie proste i łatwe, a przecież takie nie jest.

— Zatańczymy? — pyta Lucas i tym samym przerywa moje rozmyślania.

— Z miłą chęcią. — Uśmiecham się figlarnie.

Spoglądam na niego i widzę jego piękne zniewalające oczy. Stoi obok mnie z wielkim uśmiechem i z wyciągniętą ręką w moją stronę.
Ponownie odwzajemniam uśmiech i podaję mu swoją dłoń.
Udajemy się prosto na parkiet.
Akurat grają piosenkę: John Legend — All Of Me. Stajemy na środku sali, patrząc sobie w oczy. Poruszamy się powoli, zapominając o reszcie świata, ruszając się w rytm muzyki.
Nasze usta powoli zbliżają się do siebie. Delikatnie całuję jego wargi, gdy nagle ktoś nas trąca i gdyby nie uścisk Lucasa, na pewno upadłabym na ziemię.
Oglądam się za siebie i ku mojemu zdziwieniu pod maską rozpoznaję twarz Evansa.

— Oj przepraszam najmocniej... Emma?

— Evans — mówię szorstko.

— Philip mówił, że masz przyjechać, ale przyznam szczerze, że w to nie wierzyłem. — Zaśmiał się głośno i mocno przytulił.

— No widzisz, a jednak jestem wujku.

— A to kto? — pyta Evans, zerkając na bruneta.

— Lucas, mój chłopak.

— Miło mi. — Wita się podając dłoń brunetowi. — Czy pozwolisz, z chęcią zatańczyłbym z bratanicą?

Lucas nie odpowiada, spogląda na mnie pytająco. Kiwam mu głową, dając mu znak, że się zgadzam.

— Oczywiście — odpowiada, odrywając ode mnie wzrok.

Dłoń wujka wędruje na moje plecy, popychając mnie przy tym zbyt mocno. Gdy jesteśmy na sam środku parkietu, Evans obraca mnie dookoła, a następnie przytula mocno. Moje serce przyspieszyła, bo czuję strach. Coś mi tu nie pasuje, wujek nigdy nie był dla mnie aż taki szorstki.

— Nie będę owijał w bawełnę, Paul uciekł. Podejrzewam, że będzie chciał cię odnaleźć.

— Jak to uciekł? Jakim cudem mu się udało, z twojej twierdzy? — rzucam kpiąco.

— Ktoś mu pomógł. Hm, ale nie widzę, żebyś była zdziwiona. Czyżbyś coś o tym wiedziała?

— Nie, nic nie wiem — odpowiadam szybko, starając się nie zdradzić.

— Emma skarbie, lepiej nie kombinuje, jeśli się dowiem, że coś o tym wiesz, pożałujesz tego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top