31. Tylko po co?
Emma.
Uh niech ktoś wyłączy ten budzik. Pika i pika.
Wstaję rozwścieczona, co to za pikanie. Gdy próbuję się podnieść, coś mnie przytrzymuje. Otwieram oczy i widzę Lucasa śpiącego obok mnie. Delikatnie ściska moją rękę.
Rozglądam się po pomieszczeniu i z przerażeniem stwierdzam, że jestem w szpitalu. Co się stało? Nic nie pamiętam.
Delikatnie i powoli unoszę rękę bruneta. Następnie odpinam wszystko, co jest podłączone do mojego ciała. Nieznośne pikanie sprzętu zmienia się, w jeszcze gorszy pisk.
Kieruje się w stronę drzwi. Nie czuję się z byt dobrze. Trochę kręci mi się w głowie. Jednak nie mogę tu zostać. Muszę odnaleźć Paula i dowiedzieć się, czy faktycznie należał do gangu.
Gdy mam nacisnąć klamkę słyszę głos Lucasa.
— Emma co ty robisz? — pyta przestraszony.
— Nie podchodź — krzyczę i wyciągam przy tym rękę przed siebie, by się nie zbliżył. — Co ja tutaj robię?
— Ok, nie będę się zbliżał, ale proszę, połóż się, twój organizm jest jeszcze wyczerpany.
— Dam sobie radę, nie musisz się o mnie martwić. Mów co się stało!
— Zażyłaś dużą dawkę leków. Prawie umarłaś.
UMARŁAM.
LEKI.
O nie! Pamiętam.
Widziałam się już z Paulem. On mnie okłamał. Nasza miłość nie była prawdziwa.
Nagle robi mi się słabo, ciało się chwieje. Nie mogę utrzymać równowagi. Brunet szybko podbiega do mnie. Delikatnie unosi i spokojnym krokiem zanosi do łóżka. Nic nie mówię, tylko wpatruję się w jego twarz. Dlaczego on tu jest? Kto mnie tutaj przywiózł?
— Proszę, nie uciekaj już. Wiem, okłamaliśmy cię z Andreą, ale jesteśmy przy tobie i nigdy cię nie opuścimy.
— Kto mnie tu przywiózł i gdzie jestem?
— Pamiętasz, jak kazałaś mi się wynosić, tak naprawdę tego nie zrobiłem. Czekałem na Andreę. Chcieliśmy ci pomóc.
Spoglądam na jego twarz, jest taki spięty.
— Gdy usłyszeliśmy głośny huk, pobiegłem do łazienki i wyważyłem drzwi. Leżałaś na podłodze — przerwał na chwilę, głośno przełykając ślinę — cała we krwi. Tak bardzo się bałem.
Słucham go i wszystko sobie przypominam. Wszystkie ich kłamstwa.
— Jesteśmy w prywatnej klinice mojego przyjaciela Carla. Tak naprawdę to on uratował ci życie.
Do pomieszczenia z hukiem wchodzą dwie kobiety. Przyglądam się im uważnie, to pielęgniarki, ze zmartwionymi minami podchodzą do mnie.
— Co tu się dzieje, dlaczego panienka ma wszystko po odpinane? Mia zawołaj lekarza.
Zerkam na dziewczynę, która chyba nic nie słyszy, bo nawet nie zareagowała. Jest zbyt mocno wpatrzona w Lucasa.
— Mia do cholery, ogarnij się — wrzeszczy starsza pielęgniarka.
Tym razem dziewczyna słyszy, a jej policzki przybierają czerwony kolor. Szybkim ruchem odwraca się i wybiega z sali.
— Proszę się wygodnie położyć. Muszę to wszystko ponownie po podłączać.
Robię tak, jak mi kazano. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Szczerze mówiąc, pielęgniarka wygląda na bardzo stanowczą osobę.
— Dzień dobry wszystkim. — Do pomieszczenia wchodzi wysoki blondyn, z wielkim uśmiechem. — Widzę, że pacjentka się już obudziła i trochę nam narozrabiała. Lucas czemu jej nie pilnowałeś?
— Przysnęło mi się — odpowiedział brunet z lekkim zażenowaniem.
— Nie dziwię się, od kilku dni stąd nie wychodzisz.
Przekierowałam swój wzrok na Lucasa. — Czyli on tu był przez cały czas. — Jego usta wyginają się w lekki uśmiech, co sprawia, że robi mi się ciepło na sercu. Odwzajemniam ten gest.
— No dobrze, będę musiał panią teraz zbadać. Lucas muszę cię prosić, żebyś wyszedł.
Brunet bez słowa opuszcza salę.
Carl, bo tak każe mi na siebie mówić, razem z pielęgniarką po kolei oglądają moje ciało. Pokazują mi rany, które powstały na skutek uderzenia. Po jednej niestety będzie blizna. Mówią mi o transfuzji krwi i o płukaniu żołądka. Z przerażeniem słucham tego wszystkiego.
— Gdyby nie Lucas i Andrea nie wiem, czy udałoby nam się ciebie uratować, a nawet jeśli to pewnie byłyby powikłania. Dzięki temu, że tak szybko cię tu przywieźli, mogliśmy działać.
— Dziękuję Carl — mówię, lekko się uśmiechając. — Na pewno nie zapomnę im podziękować — dodaję.
— Odpocznij teraz.
— Mhm.
Gdy blondyn wychodzi, układam się wygodnie na łóżku. Zamykam oczy. Lucas i Andrea uratowali mi życie. Tylko po co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top