29. Co z nią?
Emma.
Zamykam oczy i słyszę szum morza, wiatr rozwiewa moje włosy, łaskocząc przy tym moją szyję.
Jest tak cicho i przyjemnie. Słoneczne promienie ogrzewają moją twarz, którą mam podniesioną do góry. Uśmiech nie chce zejść z moich ust. Jestem taka szczęśliwa.
Wolna i spokojna.
Siedzę na piasku, który paskudnie uczepił się moich nóg, ale to nic. To tylko drobnostka, teraz liczy się tylko ta chwila.
Otwieram oczy i wpatruje się w morze. Jest dziś takie spokojne.
Moje myśli przerywa czyjś śmiech.
— Mamo, mamo tata kupił mi sorbet truskawkowy. Mówię ci, jest pyszny.
Spoglądam w bok i widzę szczęśliwe oczy i wielki uśmiech chłopca. Za nim podąża roześmiany Lucas.
— Mówiłem, że będzie ci smakował — zapewnił brunet — a dla ciebie mam pistacje — mówi, uśmiechając się pogodnie, a następnie siada za mną i obejmuje mnie jedną ręką.
— Dziękuję skarbie — szepczę i całuję go w usta.
— Kocham cię. Dziękuję, że walczysz.
Lucas.
Gdy przyjeżdża Andrea, dowiaduję się, że Emma zażyła dużą dawkę Xanaxu. Blondynka znalazła puste pudełka w koszu na śmieci.
Dzięki niej lekarze mogli natychmiast działać, co dawało szatynce większe szanse na przeżycie.
— Lucas jak się trzymasz? — zagaduje Andrea, chcąc zagłuszyć ciszę.
— Sam nie wiem. Myśl, że mogę ją stracić, doprowadza mnie do szaleństwa.
— Oj nie mów tak. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
— Carl mówił, że straciła dużo krwi.
— Wiem, ale to bardzo dobry lekarz. Na pewno jej pomoże.
Przed salą operacyjną siedzimy chyba wieczność. Oczekiwanie na Carla dłuży się niemiłosiernie. Czyżby coś było nie tak, skoro tak długo nikogo nie ma?
Po godzinie wreszcie przez drzwi wychodzi Carl. Wstajemy równo razem z Andreą i podchodzimy do niego. Blondynka obejmuje mnie, chcąc dodać mi otuchy.
Muszę przyznać, że jest naprawdę dobrą przyjaciółką, gdyby nie ona to nie wiem, jak by to wszystko się potoczyło.
— Co z nią? — pytam zniecierpliwiony i wstrzymuję oddech.
— To był ciężki dzień. Naprawdę zrobiliśmy co w naszej mocy. — Podrapał się po głowie. — Emma żyje i oddycha samodzielnie. Rany są pozszywane, ale jedna rana była naprawdę głęboka, zapewne zostanie po niej blizna. Straciła przez to dużo krwi. Czekając na wieści od Andrei, zrobiliśmy jej transfuzje krwi. — Przerwał na chwilę. — Dziewczyna zażyła naprawdę dużą ilość leków, musieliśmy zrobić kilkakrotne płukanie żołądka, ale udało się.
Słysząc te słowa, oddycham z ulgą.
— Emma jeszcze śpi i musi dużo odpoczywać — kontynuował. — Tylko ze względu, że jesteście moimi przyjaciółmi, pozwalam wam do niej wejść, ale tylko na chwilę. Ona musi teraz odpocząć, zresztą wy też.
Kiwamy równocześnie głowami i po raz kolejny oddychamy z ulgą. Emma żyje, to jest teraz najważniejsze.
Udajemy się prosto za Carlem do prywatnej sali szpitalnej. Przed wejściem zatrzymuję się na chwilkę.
— Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, nie byłoby już jej na tym świecie.
— Stary nie ma problemu. Zresztą widzę, jaka ona jest ważna dla ciebie.
Nabieram głęboki oddech i pomału otwieram drzwi. Emma leży na łóżku. Do jej ciała przypięte są kabelki oraz kroplówki. Wokół pełno jest różnych sprzętów. Rękę ma obwiniętą bandażem, a na reszcie ran są poprzyklejane plastry. Podchodzę bliżej i widzę jej bladą twarz, zamknięte oczy. Nie przypomina tej roześmianej szatynki. Cichutko biorę krzesełko i stawiam przy łóżku. Siadam i łapię ją za dłoń.
— Kocham cię. Dziękuję, że walczysz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top