Rozdział 5
- Co jest, do cholery?!
Farbauti nie odpowiedziała. Zirytowany Loki, któremu żołądek chciał wyskoczyć przez gardło, rozejrzał się wkoło i nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Stali na środku polany w parku a wokół byli sami Midgardczycy.
- Midgard? Co tu robimy? Oszalałaś, kobieto?
- Jak ty się zwracasz do matki? – spytała z przekąsem. Spodobało jej się denerwowanie własnego dziecka. – Zabrałam cię na wycieczkę i na lekcję pierwszą.
- Nie jesteśmy w jakimś przedszkolu, wielkich zaklęć nie uczy się na Midgardzie.
- Pierwszą lekcją nie będzie magia a życie.
- Bardzo zabawne. Kiedy będziesz chciała nauczyć czegoś, czego nie wiem, to daj znać. Wracam do Asgardu.
Prychnęła na wywód chłopaka i patrzyła, jak poradzi sobie z frustracją. Loki próbował przenieść się do innego świata, ale coś mu nie wyszło. Jego zdenerwowanie narastało, ponieważ nie był w stanie wykonać żadnego zaklęcia. Jakby tego nie było mało, ludzie patrzyli na niego jak na wariata, ponieważ dalej miał na sobie asgardzkie ubrania. Spojrzał na Farbauti spode łba i gdyby tylko mógł, to zabiłby ją wzrokiem.
- Oj, nie obrażaj się. Zmarszczki ci się zrobią.
- Coś ty narobiła? Jeśli Avengers mnie tu znajdą, to z miejsca zapuszkują! Bez magii jestem praktycznie bezbronny!
- O nich się nie martw. Nie ma ich tu.
- Co?
- To, co słyszałeś. Jesteśmy w wymiarze, w którym nauka zwana u nas potocznie magią nie istnieje. To miejsce rządzi się innymi prawami. Tylko naprawdę silna istota może korzystać ze swoich umiejętności, ponieważ musi ją przyzywać z równoległego miejsca a nie stąd.
- To niemożliwe, nawet ty nie możesz być tak potężna – syknął zawistnie.
- A jednak! – Uśmiechnęła się triumfalnie, po czym kontynuowała: - Z siłą przychodzi odpowiedzialność, na którą aktualnie nie jesteś gotowy, Loki. Twoje serce jest złamane, próbujesz je z powrotem scalić nienawiścią i zemstą, ale to nie jest odpowiednie. Jeśli chcesz posiadać, taką moc, jak ja, musisz najpierw wyzbyć się zawiści, by nie pochłonęła cię.
- To chyba niemożliwe, przecież nic innego nie czuję od zbyt wielu lat. Nic nie jest w stanie mnie zmienić.
- Więc nie będę cię nauczać – odparła Farbauti, co rozwścieczyło jej syna.
- Niby czemu?! To ty mi zgotowałaś ten los, a teraz nie masz zamiaru mi pomóc?!
- Pomogę, ale, jak wcześniej mówiłam, mój sposób z początku ci się nie spodoba. Nie masz wyboru, Loki. Nieważne, co postanowisz. Nie wrócisz, póki ja nie uznam, że jesteś zdrowy – odparła stanowczo, lecz po chwili złagodniała. – Cieszę się, że ponownie cię spotkałam, synu. – Niespodziewanie przytuliła chłopaka, który nawet nie zdążył jakkolwiek zareagować, ponieważ kobieta rozpłynęła się we mgle.
- No chyba sobie jaja robisz! – ryknął na cały park i kilku ludzi postanowiło się od niego odsunąć.
Fakt, że robi za przedstawienie, nie umknął mu, więc postanowił się uspokoić, a przynajmniej na razie. Jednak dopiero po chwili zorientował się, że czarownica musiała podczas uścisku przetransformować jego ubrania. Aktualnie miał na sobie idealnie skrojony garnitur. Dodatkowo skróciła mu włosy i to znacznie. Boki miał krótko przycięte, a na czubku miał niezbyt długie kosmyki, które były idealnie ułożone na bok. W kieszeni marynarki znalazł portfel, kluczyki oraz karteczkę z wiadomością od Farnauti. Była na niej krótka instrukcja jego nowego życia na Midgardzie. Rodzicielka nie była na tyle okropna i postanowiła rozpieścić swojego syna. O pieniądze nie musiał się martwić, ponieważ był dziedzicem fortuny oraz zapewniła mu nawet tytuł szkockiego lorda. Jak tytuł wskazywał, znajdował się w Szkocji. Był się w mieście Dundee, w którym miał mieszkanie, a swego rodzaju posiadłość posiadał za miastem w miejscowości Buddon. Loki spodziewał się, że wyśle go do krajów Wikingów, ale jak widać, nie taki był jej plan.
Trochę pocieszony komfortową sytuacją finansową ruszył w stronę ulicy, by móc dostać się do swojego lokum. Nie był w humorze na zwiedzanie. Gdy tylko wyszedł z parku zauważył nieopodal stojącą taksówkę. Nie myśląc wiele, ruszył w jej stronę i miał już wsiadać, ale zatrzymała go czyjaś ręka. Ledwo się powstrzymał, by jej nie złamać. Odwrócił się w stronę osoby, która śmiała go zatrzymać. Musiał się dodatkowo pochylić, ponieważ okazała się nią być niska kobieta. Loki prychnął w duchu, ponieważ była dorosła, ale wyglądała jak zagubione dziecko. Jej krótkie włosy koloru mysiego futra sterczały na wszystkie strony, a na nosie ledwo się trzymały okrągłe okulary. Nie była może najpiękniejszą kobietą na świecie, ale w jej piegowatej twarzy i brązowych oczach było coś intrygującego. Krągłości w odpowiednich miejscach, które zresztą zdradzały, że nie jest dzieckiem, również były niczego sobie. Jednak to było za mało, by została w jego pamięci na długo.
- Tak? – zapytał oschle, przez co w oczach kobiety pojawiły się tajemnicze ogniki.
- Kradnie mi pan taksówkę – odparła oburzona.
- Doprawdy? A ma pani akt własności? – prychnął prześmiewczo.
- Nie denerwuj mnie, dupku, dobrze wiesz, o co mi chodzi. To ja po nią zadzwoniłam!
- Dupku?! Chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz!
- Gówno mnie obchodzi, kim jesteś na co dzień. Teraz zachowujesz się wobec mnie jak dupek! Widzisz, ile mam bagaży? Nie mam zamiaru z nimi czekać na kolejną taksę. Wypad, z łaski swojej!
- O, na łaskę trzeba sobie zasłużyć – warknął i postanowił zakończyć ten bezsensowny konflikt.
Loki złapał kobietę pod pachami i podniósłszy ją, odstawił na drugą stronę chodnika. Szybko wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres. Czyn ten był tak absurdalny, że kobieta nie była w stanie nawet nic powiedzieć, póki do rzeczywistości nie przywrócił jej dźwięk odjeżdżającego samochodu. Pędem puściła się na nim, krzycząc różne bluźnierstwa w stronę Lokiego, ale mężczyzna nawet nie zwrócił na to uwagi.
Kiedy dotarł na miejsce, okazało się, że posiadał nie mieszkanie, a mały domek niedaleko centrum. Tutejsza zabudowa różniła się od tej nowojorskiej. Najwięcej czasu spędził w Ameryce, więc to miastko było dla Lokiego raczej dziwne...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top