Rozdział 4
Z początku słowa kobiety nie dotarły do Lokiego. Jednak po chwili w jego oczach odbiła się furia, która w nim zakiełkowała w chwili zrozumienia, że właśnie siedzi przed nim osoba, o której myślał zawsze jak o męczennicy. Gdy dowiedział się, że jest adoptowanym synem królewskiej pary, a w dodatku biologicznym dzieckiem samego króla Jotunheimu, zaczął się zastanawiać, co się stało z jego matką. Skoro był następcą tronu, nie mogła być zwykłą konkubiną, a jego żoną. Aktualnym władcą Jotunów był bękart Laufeya, więc inny następca z prawego łoża nie mógł istnieć. Zawsze myślał, że spotkał ją okropny los, skoro urodziła takiego syna jak on. Sądził, że skazał ją na śmierć, przychodząc na świat jako najmniejszy olbrzym we wszechświecie. Jedynymi osobami, o których nie mógł myśleć źle była tylko Frigga oraz jego rodzicielka. Jednak teraz, widząc swoją biologiczną matkę tuż przed oczami, nie mógł uwierzyć, że przez te wszystkie lata żyła i tak naprawdę była jedną z najpotężniejszych istot na świecie, więc nigdy nic jej nie groziło!
Wściekły chłopak wstał z kanapy i czym prędzej wyszedł z chaty, by nigdy więcej nie musieć patrzeć na twarz kobiety, która go porzuciła i skazała na okropne życie. Żałował, że nie było przy nim Gorgo, nie musiałby znosić tego, co zaraz miało się zdarzyć.
Reakcja Lokiego sprawiła, że Farbauti poczuła po raz drugi najgorszy ból, jaki kobieta jest w stanie odczuwać w życiu. Wiedziała, że jej własny syn musiał ją teraz znienawidzić i uważać ją za istotę bez serca, którą nauczyła się być. Jednak ona również została skazana na okropny los i to on zmusił ją do porzucenia własnego dziecka. Ze łzami w oczach wybiegła za chłopakiem, który nieudolnie próbował przedrzeć się przez zaspy, używając przy tym magii. Niestety, był w zbyt rozdarty, by zapanować nad swoją mocą.
- Loki, przestań! – zawołała Farbauti drżącym głosem. Już od dawna nie targało nią tyle emocji. Loki nie słuchał, co tylko ją bardziej załamywało. – Proszę, wysłuchaj mnie. Musisz się dowiedzieć...
- NIC NIE MUSZĘ! – ryknął na nią, odwróciwszy się. W jego oczach było widać tylko wściekłość, która rozrywała serce kobiety. – Nie muszę wysłuchiwać wiedźmy, która skazała mnie na moje nędzne życie! Przez tyle lat się obwiniałem, że moja matka zginęła tylko dlatego, że sprowadziła na świat dziwoląga, którego Laufey miał zostawić na śmierć na lodowej pustyni, bo to Jotuni robią z takimi jak ja!
- Myślisz, że śmierć mi nie groziła, skoro teraz stoję tu przed tobą?! Oczywiście, że tak! Do ostatniej chwili o ciebie walczyłam!
- Nie obchodzi mnie to!
- Owszem, obchodzi tylko teraz jesteś zaślepiony gniewem.
- Jak całe moje życie i co? Jakoś daje radę racjonalnie myśleć i jestem pewny, że nie chce mieć nic z tobą wspólnego.
- Chciałeś pomocy od czarownicy, a nie chcesz wyjaśnień od własnej matki? – spytała załamanym tonem, myśląc, że w końcu jakoś dotrze do Lokiego, ale tylko go bardziej rozwścieczyła.
- Moja matka nie żyje! Ty jesteś jedynie rodzicielką... - Z pozoru można sądzić, że te słowa mogły skrzywdzić Farbauti do żywego, ale tak naprawdę, nic nie zdenerwowało jej bardziej od dobrego tysiąca lat.
- Jestem tylko „rodzicielką"?! Słuchaj, no, ty nadęty młokosie! Przez pierwsze miesiące twojego życia zbierałam niesłychane tortury od twojego ojca, ponieważ nie pozwalałam mu ciebie zobaczyć. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile razy byłam bliska śmierci, więc należy mi się trochę wdzięczności, ponieważ zanim chroniła cię Frigga, robiłam to ja, więc marsz do chaty i siedź cicho, póki ci wszystkiego nie powiem, ponieważ choć tyle mi się należy!
- Myślisz, że możesz mnie zmus... - Nie był w stanie dokończyć zdania.
Wyprowadzona z równowagi Farbauti zakneblowała go i siłą posadziła go na kanapie, tylko tym razem nie mógł uciec, ponieważ nałożyła na niego na tyle skomplikowane zaklęcie, że nie mógł go złamać.
Farbauti usiadła naprzeciwko i, gdy sama się uspokoiła, zapytała Lokiego, czy w końcu da sobie coś powiedzieć. Po tym, jak został uziemiony, uświadomił sobie, że opór będzie daremny, więc zgodził się wysłuchać kobiety. Jego wzrok nie był aktualnie dla niej najprzyjemniejszy a tym bardziej przychylny, ale musiała znieść to, by w końcu dowiedział się, czemu ich rozdzielono.
- Zacznę od tego, czemu ja sama różnię się od innych Jotunów...
Mój ród od wielu lat nie był traktowany z szacunkiem ze względu na to, że od wielu pokoleń nie tylko bratał się z Asgardem, ale się również z Asgardczykami krzyżował. Nie myśl, że była to kwestia miłości, na pewno nie za każdym razem. W większości były to opłacalne transakcje. Jesteśmy potomkami jednych z najświatlejszych Jotunów wszechczasów, dlatego barbarzyńscy władcy często uważali nas za zdrajców. Ocieplić te stosunki miało małżeństwo, kolejna transakcja, ale od początku... Głowa naszego rodu szczerze się zakochała w Asgardce, która uchodziła za jedną z najpiękniejszych na świecie, ale i również najsilniejszych. Z początku uważa, że chodzi mu tylko o jej pozycje, ale w końcu przekonał ją do swoich uczuć. Bardzo się kochali, a owocem ich miłości jestem ja. Próbowano osiągnąć pokój między Asgardem a Jotunheimem, więc wydano mnie za króla tego świata – Laufeya. Zmuszono mnie do tego. Do dziś mam żal do moich rodziców, oni również nie mogą sobie tego wybaczyć, znając konsekwencje swojej decyzji. Przez długi czas Laufey próbował ze mną spłodzić dziedzica, co z fizycznych względów było dla mnie bolesne i niebezpieczne. Moja matka martwiła się, że nie zdołam donosić dziecka pełnokrwistego olbrzyma. Jednak okazało się, że... urodziłeś się tak maleńki jak Asgardczyk czy nawet Midgardczyk. Byłeś najcudowniejszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała, od samego początku cię kochałam. Ale na całe szczęście zaczęłam rodzić w rezydencji moich rodziców, nikt z pałacu nie znał tajemnicy dziedzica. Twój ojciec siłą mnie sprowadził do siebie, ale nie dawałam mu ciebie zobaczyć. Zabiłby cię... Zawijałam cię, w wiele materiałów, upychałam kocyki, ale... Służba w końcu poznała prawdę, więc twój ojciec również. Zdarzyło się wtedy szczęście w nieszczęściu. Asgard zaatakował zamek. Wizja, którą widziałeś musiała, być sprzed momentu, kiedy moja matka wykradła mnie z pałacu. Chciałam po ciebie wrócić, ale nie pozwoliła mi na to. Sądziła, że już cię stracono przy okazji walk. Przez te wszystkie lata... Myślałam, że nie żyjesz – wyznała, patrząc na Lokiego ze łzami w oczach. Marzyła o tym, by choć trochę był jej bardziej przychylny.
- Musiałaś wiedzieć, że w tym samym czasie pojawiło się kolejne dziecko Odyna – wyznał obojętnie.
- Tak, wiedziałam. Jednak nadano ci nowe imię, nie mogłam wiedzieć, że Odyn cię uratował...
- Uratował? Czy wyglądam, jakbym przybył tu z dobrego miejsca?
- Nie zaprzeczysz, że nie uratował ci życia i podarował ci najwspanialszą matkę, jaką można sobie wyobrazić. Gdybym wiedziała...
- Skoro po moim urodzeniu nie potrafiłaś mnie obronić, to później nic byś nie zdziałała. Laufey zginął ledwie kilka lat temu... - mrukną, a po chwili spojrzał na nią z wyrzutem. – Masz taką wielką moc! Jakim cudem nie mogłaś nas uratować?!
- Poświęciłam nas, by uratować życia wielu istot z dziewięciu królestw. Wszędzie podawano, że jestem pierwszą całkowicie niemagiczną córką mego rodu, ze względu na to, że mogłabym unicestwić królestwo po królestwie. Przekazano mi wiedzę, której już się nie podaje od pokoleń. Jestem najniebezpieczniejszą bronią, a w rękach Laufeya musiałabym robić niewiarygodnie złe rzeczy. To brzmi, jakbym była bezsilna, ale on mógł unicestwić moją rodzinę, a ja w akcie zemsty mogłam zniszczyć wszystko. Nie mogłam się na to narazić, póki byłam na to podatna. Teraz, gdy istnieją o mnie legendy, możesz się domyślić, że rzadko mną targają emocje.
- Więc Laufey cię nie odnalazł?
- Nie. Ta przełęcz jest naszą kolebką. Chroni naszą rodzinę i naszych sprzymierzeńców od zarania dziejów. Wygląda na opuszczoną, ale to nieprawda. Praktycznie tylko ja mieszkam na jej skraju. Głównie po to, by przepędzać ciekawskich. Jak widać, nie wszystkich... - Uśmiechnęła się do Lokiego lekko, co o dziwo odwzajemnił. Nie można było tego nazwać uśmiechem, ale na pewno nie był już obrażony.
- Nie dane nam było mieć łatwego życia... - szepnął.
- Loki... Ja teraz mam dobre życie – wyznała, a on spojrzał na nią z zaskoczeniem. – Od wieków żyję spokojnie, w zgodzie z sobą i moimi bliskimi. Od dzisiaj będę jeszcze szczęśliwsza, ponieważ wiem, że mój ukochany syn żyje. – Uśmiechnęła się do niego szczerze i pogłaskała czule po policzku. Jego skóra natychmiast zaczęła zmieniać kolor, aż w końcu zobaczyła w nim tego niemowlaka, który był jedyną istotą, którą była w stanie pokochać. – Jesteś bardzo podobny do dziadka... - Parsknęli na tę uwagę. – Proszę, nie daj wygrać temperamentowi twojego ojca, który, jak widziałam, odziedziczyłeś. Bądź rozsądny, nie poddawaj się złym emocją, a twoja moc będzie jeszcze silniejsza i będziesz mógł czynić z nią wiele wspaniałych rzeczy. Masz moją moc, nie zmarnuj jej. Nie pozwolę ci być dalej krzywdzony, obiecuję...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pozwól mi być matką, na którą zasługuje ten skrzywdzony chłopiec w tobie... Pozwól mi nauczyć cię odczuwać emocje, których potrzebujesz do szczęścia...
- Chcesz mnie uczyć?
- Chcę żebyś został przy mnie i osiągnął szczęście, a z nim nauczysz się wielu innych wspaniałych rzeczy. Zgodzisz się zamiast zaklęcia, przyjąć całą moją wiedzę?
- Tak... - odparł po chwili zastanowienia, przyglądając jej się czujnie. – Gdzie się podziała okropna wiedźma?
- Stała tuż obok troskliwej matki, by wrócić w odpowiednim momencie... - Uśmiechnęła się w pewien sposób triumfująco i złośliwie. Gdy złapała Lokiego za ramię, temu tylko świat zwirował przed oczami i poczuł niewyobrażalnie dziwne uczucie w całym swoim ciele...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top