Rozdział 1
Załamany mężczyzna przyciskał do piersi zimne ciało swojego młodszego brata, którego, mimo wszystkich jego upadków, kochał nad życie. Blondwłosy nie mógł się pogodzić, że tym razem stracił go na zawsze. Poczuł na swoim ramieniu delikatny uścisk. Spojrzał w oczy Jane i wiedział, że musiał kontynuować swoją misję. Wybrankę swego serca już uratował, teraz czas nadszedł, by pokonać mroczne elfy raz na zawsze. Położył delikatnie Lokiego na piachu i zostawił go samego na środku czarnej pustyni w dawno zapomnianym świecie...
Gdy tylko Thor wraz z Jane zniknęli z horyzontu, czarnowłosy powstał „z martwych" i otrzepawszy się, spojrzał w dal za bratem. Z jednej strony czuł się dobrze z tym, że powrócił w pewnym sensie na dobrą ścieżkę i ucieszyło go to, że brat dalej go kochał, ale z drugiej strony... Czuł się aż zażenowany tym, jak łatwo za każdym razem Thor daje mu się oszukać. „Kiedyś sam mnie zabije za te wszystkie małe oszustwa, ale, jak widać, nieprędko ta chwila nadejdzie": zaśmiał się Loki w duchu. Po tym postanowił, że to już czas na dalszą część jego planu. Przemienił się w asgardzkiego strażnika o imieniu Mordal i spojrzawszy w niebo, wezwał strażnika mostu, by ten zabrał go do domu.
Kiedy Loki wylądował pod złotą kopułą skinął tylko Heimdallowi, który nie zorientował się, że strażnik tak naprawdę nie jest tą samą osobą, która wyruszyła na poszukiwania Thora i Jane. Oczy ciemnoskórego nie były w stanie dostrzec tego, co się działo na mrocznej planecie, więc podszycie się pod żołnierza było dla kłamcy pestką. Ucieszony w duchu, że ponownie wszystkich oszukał, ruszył do pałacu oznajmić królowi Asgardu, że jego adoptowany syn nie żyje.
Kiedy stanął przed obliczem wielkiego Odyna, poczuł się trochę niezręcznie. Loki nigdy nie widział swojego ojca tak zmartwionego. Kiedy władca zorientował się o jego przybyciu, od razu zapytał o wieści, z którymi przychodzi. Mordal, ukłoniwszy się, przybrał grobową minę i oznajmił:
- Królu, nie odnalazłem Thora ani tej dziewczyny. Jedyne, co tam widziałem, to były... zwłoki.
- Elfów?
- Tak, ale nie tylko... Przykro mi, panie. – Skłonił głowę w wyrazie kondolencji.
- Loki... - dopowiedział Odyn, nawet nie pytając. – Możesz odejść... - dodał po chwili ciszy.
Strażnik ponownie się ukłonił i wyszedł ze zniszczonej sali tronowej. Zaskoczyła go reakcja władcy. Odyn wydawał się być bardziej poruszony śmiercią Lokiego niż ucieczką jego idealnego syna – Thora. Starzec wydawał się być naprawdę dotknięty stratą adoptowanego syna. Zaskoczyło to Laufeysona, ponieważ odkąd się dowiedział, że tak naprawdę jest lodowym olbrzymem, sądził, że Odyn nie darzy go szczerym ojcowskim uczuciem...
Jednak Loki nie mógł myśleć teraz o uczuciach, musiał postępować według planu i nagła uczuciowość jego ojca tego nie zmieni. Zbyt długo był oszukiwany oraz poniżany w przeszłości, by teraz od tak mu wybaczyć wszystko, co zrobił. W przebraniu strażnika Loki udał się do tylnego wyjścia z pałacu. Kiedy już był na zewnątrz i nikogo nie było w pobliżu, zmienił się w młodego stajennego i udał się po konia. Wybrał najsilniejszego zaraz po Sleipnirze – ośmionogim wierzchowcu Odyna. Niezauważony bożek kłamstwa wsiadł na kruczoczarnego konia o imieniu Gorgo i ruszył w stronę najgęstszej i najbardziej niebezpiecznej puszczy w Asgardzie. Gdy przekroczył skraj lasu, powrócił do swojej postaci i w pełnej swobodzie ruszył w stronę kolejnego ukrytego przejścia, o którym nie wiedział sam Odyn czy Heimdall.
Godzinę później Loki zatrzymał się przed ogromnym, starym drzewem łudząco podobnym do midgardzkiej wierzby płaczącej. Złapał za uzdę i podszedł bliżej rośliny tam, gdzie miała w pniu niewielką wyrwę zaczynającą się już przy korzeniach. „Apne porten!": zawołał i po chwili drzewo zaczęło się obracać, a szpara powiększyła się na tyle, że Loki mógł swobodnie wjechać do niej na koniu. Podekscytowany wskoczył w siodło i popędził w przeciwnym kierunku, by móc się rozpędzić. Kiedy był około stu metrów od wyrwy, odwrócił się w jej stronę i popędził Gorgo, by jechał prosto na nią. Szybko rozpędzili się do galopu i na szczęście bez strachu zwierzę wbiegło w przez drewniane wrota w nicość. Po chwili wokół podróżników pojawiły się kolorowe promienie przypominające te, które otaczały ludzi podczas podróży Bifrostem. Loki stawał się coraz bardziej podekscytowany, nie wierzył, że jego plan idzie tak dobrze. Już był tak blisko celu!
W końcu znaleźli się na końcu tunelu. Koń wyskoczył z ujścia i znaleźli się na lodowej pustyni na jednej z najmniej przyjaznych planet wśród dziewięciu królestw – Jotunheimie. Tym razem Loki wolał się trzymać od tutejszej dziwnej stolicy z daleka. Osoba, której szukał, mieszkała daleko od wszelakich olbrzymów, więc na szczęście prawdopodobnie nie trafi na żadnego tubylca. Rzucił na Gorgo zaklęcie, by nie zamarzł w tym miejscu i pognali na północ, do gór zwanych Ymirs Hoggtenner.
Podróż trwała długo – aż dwa dni, ale Loki w końcu dotarł do pasma górskiego. Teraz zaczynała się trudniejsza część zadania. Czarodziej musiał odnaleźć jaskinię, w której mieszkała stara szamanka, która podobno znała nieprawdopodobne czary. Młody książę musiał ją odnaleźć, ponieważ potrzebował naprawdę potężnego zaklęcia, by przejąć władzę w Asgardzie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top