19. A co byś chciał?

Emma.

— Czy coś się stało? Masz taką dziwną minę.

— Nie po prostu dzwonił klient, za godzinę mam spotkanie. Przepraszam cię.

— W niedzielę? — pytam zdziwiona.

— Praca — wzrusza ramionami — jestem synem właściciela. Nic na to nie poradzę.

— Rozumiem. To ja będę się już zbierać — mówię smutno.

Lucas spogląda w moje oczy, a potem podchodzi do mnie i przytula się.

— Nie gniewaj się. A co ty na to, żebyśmy poszli dziś wspólnie na kolację?

— Czy ty właśnie zapraszasz mnie na randkę?

— Em... A jak myślisz skarbie? To będę po ciebie o osiemnastej. Ok?

— Dobrze — mówię i uśmiecham się.

Sprzątamy naczynia, a następnie ubieram się w rozszarpaną suknię. Wygląda to okropnie, więc brunet pożycza mi koszulę, którą od dołu związuję. Nie wygląda to super, ale nie mam wyjścia.

— No to możemy jechać — mówię, z lekkim uśmiechem wychodząc z łazienki.

— Ok. No to chodźmy.

Lucas zaproponował mi, że mnie podwiezie. Ucieszyłam się, że nie muszę pokazywać się w takim stroju. Jestem mu naprawdę za to naprawdę wdzięczna.

Po piętnastu minutach jesteśmy już pod moim apartamentem.

— Dziękuję — mówię, lekko się uśmiechając.

— Nie ma problemu. Przyjemność po mojej stronie. To, do osiemnastej.

— Do osiemnastej — powtarzam i wychodzę, jednak ręka brunet zatrzymuje mnie.

— A buziak na pożegnanie?

Przewracam oczami i siadam z powrotem na miejsce pasażera. Spoglądam mu w oczy, a on przybliża się do mnie twarzą. Jedną ręką łapie moją brodę i wpija się w moje usta.
Pocałunek jest krótki, ale namiętny, aż ciarki przechodzą po całym moim ciele. Wracam do domu z uśmiechem. To była miła noc i poranek. Może rzeczywiście powinnam dać mu szansę?!

Lucas.

Zostawiam Emmę z wyrzutami sumienia. Wreszcie mam ją przy sobie, nie chcę jej zostawiać, ale niestety ciekawość w tym przypadku jest silniejsza.

Pod restaurację przyjeżdżam przed czasem. Zajmuję stolik i zamawiam drinki.

Punkt jedenasta przez drzwi wchodzi ojciec Emmy. Wiem, że to on, bo przecież mam jego zdjęcia od Adriana.
Powiem szczerze, że jego wejście robi wrażenie. Mężczyzna wygląda na pewnego siebie, bogatego biznesmena. Siwy, lekko brzusiasty, a obok niego idzie dwóch ochroniarzy. Z poważną miną siada obok mnie i mierzy mnie wzrokiem.

— Lucas, prawda — rzuca pewnie.

— Philip. — Wstaję i wyciągam rękę na przywitanie. — Proszę, siadaj, zamówiłem już nam drinki.

— Miło z twojej strony młodzieńcze.

Mężczyzna zajmuje miejsce naprzeciwko mnie, a następnie macha ręką na ochroniarzy, którzy od razu kiwają głowami i zajmują miejsca przy stoliku obok.

— Więc może zacznijmy od historii Emmy. Dlaczego przestaliście utrzymywać kontakt? — zaczynam bez zastanowienia.

Philip spogląda na mnie i mruży oczy, ja nie jestem mu dłużny.

— Dlaczego to ja mam zaczynać opowiadać?

— Bo tylko dlatego tu jestem. To, co masz mi innego do powiedzenia, nie bardzo mnie interesuje.

— Jesteś bardzo pewny siebie. Widzę, że bardzo zależy ci na mojej córce, skoro aż tak interesuje cię jej historia.

— Możesz zaczynać.

Philip poprawia się na krzesełku. Jest wyraźnie zdenerwowany. To musi być jakaś gruba historia, jestem tego pewien.

— Kilka lat temu Emma poznała mężczyznę, który był o pięć lat starszy od niej i miał na imię Paul. Zmieniła się strasznie przez niego, wpadła w złe towarzystwo, nie widziała świata poza nim. Nickol, moja żona, bardzo się tym przyjmowała. Emma przestała nas odwiedzać, a moja żona coraz bardziej pogrążała się w rozpaczy, bo to nasza jedyna córka. Nie wiedziałem co mam robić, zagroziłem więc córce, że jeśli go nie zostawi, to ją wydziedziczymy, a ona oczywiście uparta, po tatusiu, nic sobie z tego nie zrobiła. Na dodatek nasze stosunki jeszcze bardziej się pogorszyły. Nie dzwoniła, nie odwiedzała nas. Nie mogąc znieść widoku załamującej się żony, zaprosiłem ich do nas do posiadłości. Chcieliśmy go lepiej poznać, bo może zbyt pochopnie go osądziliśmy. Chcieliśmy zrobić to dla córki.
Pierwsze dni były normalne, ale później ten fagas zaczął mi grozić, na dodatek na naszych oczach obmacywał naszą córkę. Wyobrażasz to sobie? Gdy pewnego dnia wybraliśmy się na polowanie, przejrzałem tego gnojka. Strzelał idealnie, wiedziałem, że moje niepewne informacje są prawdziwe. Jej chłoptaś należał do gangu i to bardzo dobrze strzeżonego, bo moim detektywom udało się tylko strzępki informacji na jego temat uzyskać, ale ja wiedziałem, że jest niebezpieczny i że doskonale zdawał sobie sprawę, kim jest Emma i że specjalnie dla kasy jest z nią. Podczas polowania dostrzegłem u niego tatuaż, niby był zwykły, bo o to chodzi, ale ja go doskonale znałem i wiedziałem, do jakiego gangu należy. Mój brat miał taki sam. Nie miałem już wątpliwości. Następnego dnia, udałem się do Evana i mu wszystko opowiedziałem. Mój brat wkurzył się strasznie, gdy dowiedział się, że Paul, spotyka się z jego bratanicą i nam grozi. Był zdziwiony, że jeden z jego lepszych pracowników odważył się na coś takiego. Jedyne co od niego usłyszałem to, to że „zajmie się tym”.
Następnego dnia ten fagas już nie żył. Zginął niby w wypadku samochodowym. Ja wiedziałem, że to sprawka mojego brata. Emma po jego śmierci pogrążyła się w żałobie. Nie wychodziła z pokoju, nie jadła. Pewnego fatalnego dnia przyszedł do mnie mój brat i rozmawialiśmy o tym gnojku. Emma nie słyszała wszystkiego, ale od razu wywnioskowała, że to ja zabiłem jej faceta. Nawet nie słuchała moich tłumaczeń. Spakowała się i wyjechała.

— Ostro.

— To prawda, ale musisz mi uwierzyć, ja nie chciałem go zabić. Gdyby to ode mnie zależało, to bym go postraszył, pogroził mu, a nie zabijał. Może jestem surowy i twardy, w tej branży trzeba takim być, ale nie jestem mordercą, no ale mój brat jest inny. Dlatego teraz jest przywódcą jednego z groźniejszych gangu. Powinienem się domyślić, że go zabije.

— Czego ode mnie oczekujesz?

— Szczerze mówiąc, moi detektywi obserwowali was od jakiegoś czasu...

— Że co?! Obserwowali nas?!

Nagle w oddali słyszymy trzask zamykających się drzwi. Spoglądamy w ich stronę. Do restauracji wchodzi starsza, zadbana szatynka. Spoglądam na Philipa. Jego mina wskazuje, że zna tę kobietę. Ja zresztą też znam, ze zdjęć w teczce Emmy.

— Nickol? Co ty tutaj robisz?

— Pilnuję, żebyś znowu nie popełnił głupstwa.

— Kochanie proszę cię.

— Witam, Nickol Carter. — Kobieta podchodzi do mnie i podaje mi dłoń.

W szybkim tempie wstaję i przytrzymuję jej dłoń, następnie delikatnie ją całuję.

— Lucas Foster.

— Wiem kochany. Wiem o tobie wszystko.

Spoglądam na Nikocol ze zdziwieniem i unoszę jedną brew do góry.

— Mój mąż lubi przyjrzeć się ludziom, zanim ich pozna.

— Rozumiem. Sam robię podobnie.

Nickol uśmiecha się i rozgląda za miejscem. Szybko podchodzę do pierwszego najbliższego krzesełka i odsuwam je. Kobieta siada i serdecznie uśmiecha się, następnie dziękuje kiwnięciem głowy.

— Powiedziałeś mu już coś?

— Em, nie bardzo. Opowiedziałem tylko o Emmie.

Kobiecie na chwilę uśmiech znika z ust. Widać, że bardzo przeżywa całą tę sytuację. Po chwili jednak otrząsa się i spogląda na mnie z uśmiechem.

— Chcielibyśmy, żeby Emma znów nam zaufała.

— Rozumiem, ale co ja mogę?

— Jesteś bogaty i na pewno masz tu dużo znajomości. Musisz nam pomóc. Trzeba znaleźć trochę dowodów na tego Paula. Musimy jakoś przekonać Emmę, że on był złym człowiekiem i że to nie Philip zabił go.

— Ale przecież on pracował u pana brata, to Evana powinniście poprosić o pomoc.

— To nie takie proste. On jest gangsterem, już raz namieszał. Poza tym ona nie posłucha go, od razu pomyśli, że go przekupiłem albo że się dogadaliśmy.

— Lucas znasz te okolice i ludzi o wiele lepiej niż my, dlatego prosimy cię o pomoc. Do tego wiemy, że się polubiliście, na pewno chciałbyś, żeby ona była szczęśliwa.

— Co będę z tego mieć?

— A co byś chciał?

— Jedną rzecz....

###

Udało się, jest kolejny rozdział.

Jak wam podoba się rozdział? Zmieniliście trochę zdanie o ojcu? Komu wierzycie?

❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top